Znamy kulisy incydentu na Westerplatte. "Jesteśmy zbulwersowani, nie wiemy co tym młodym ludziom powiedzieć"
Przedstawiciele MON i wojska zablokowali harcmistrza, który miał odczytać apel poległych podczas obchodów 78. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Film zamieszczony w sieci przez prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza wywołał burzę. Wirtualna Polska poznała kulisy negocjacji z MON i samego zajścia przed pomnikiem.
01.09.2017 | aktual.: 01.09.2017 16:10
"Proszę stać" - mówi kobieta, najprawdopodobniej urzędniczka MON, do harcmistrza przygotowującego się do odczytania apelu poległych. Film z obchodów 78. rocznicy wybuchu II wojny światowej wywołał oburzenie. Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który zamieścił go na swoim profilu na Facebooku, zarzuca MON złamanie ustaleń. Według nich to właśnie harcerze, a nie przedstawiciele wojska, mieli odczytać apel poległych. Więcej o tym zajściu piszemy tutaj.
Wirtualnej Polsce udało się poznać kulisy tych wydarzeń. - Już rok temu podjęliśmy razem z gdańskimi kombatantami decyzję, że nie zgodzimy się na apel smoleński podczas uroczystości, które nie mają nic wspólnego z katastrofą smoleńską - relacjonuje rzeczniczka gdańskiego ratusza Magdalena Skorupka-Kaczmarek. - W związku z tym wojsko nie zdecydowało się na udział w rocznicy wybuchu II wojny światowej, bo ich warunkiem jest odczytanie pełnej wersji apelu smoleńskiego. Dlatego postanowiliśmy wrócić do pierwotnej formuły uroczystości. Kiedy w 1999 roku po raz pierwszy odbyły się takie uroczystości, brali udział harcerze - relacjonuje rozmówczyni Wirtualnej Polski.
Później jednak wojsko postanowiło wziąć udział w uroczystościach. - Wczoraj ok. godz. 9:30 prezydent na prośbę admiralicji spotkał się z kontradmirałem Krzysztofem Jaworskim, zaczął naciskać na udział wojska w obchodach. I wrócił temat apelu smoleńskiego. Żołnierze powiedzieli, że pójdą na ustępstwa, że będzie skrócona wersja. Negocjacje wiele godzin, były trudne - mówi Magdalena Skorupka-Kaczmarek. - Ale przecież na dzień przed 1 września nie mogliśmy młodym ludziom, którzy się już od dawna przygotowywali, powiedzieć, że już nie są potrzebni. Po południu ustaliliśmy więc, że harcerze będą czytali główną część apeli, a żołnierze te części, które zgodnie z protokołem muszą odczytać oni - dodaje rzeczniczka prezydenta Gdańska.
Kiedy wydawało się, że wszystko jest już ustalone, podczas wieczornej próby doszło do incydentu. - Około godz. 21, w trakcie próby, urzędniczka MON nas wstrzymała i powiedziała, że tak to nie będzie wyglądało - mówi Magdalena Skorupka-Kaczmarek. - Powiedzieliśmy, że nie zgadzamy się na żadne kolejne ustępstwa, że nie zgadzamy się na ograniczenie roli harcerzy, bo jesteśmy tym młodym ludziom coś winni. A resztę zna już pan z nagrania - dodaje rozmówczyni WP.
- Jesteśmy zbulwersowani, nie wiemy co tym młodym ludziom powiedzieć, bo oni tam czekali na swój udział w tych obchodach - mówi rzeczniczka Pawła Adamowicza. - Pewnie zwrócimy się z pismem i prośbą o wyjaśnienia, chociaż to już nic nie zmieni. To przykre, że ci młodzi ludzie zobaczyli, jak dorośli nie dotrzymują słowa. A byli z nami przez całą noc, podczas prób - dodaje Magdalena Skorupka-Kaczmarek z gdańskiego ratusza.
Aktualizacja
Po kilku godzinach MON wydało oświadczenie, w którym przekonuje, że nikomu nie utrudniano udziału w uroczystościach, które przebiegały zgodnie z protokołem. - Funkcjonujące w mediach nagrania z części uroczystości obrazują moment, kiedy apel pamięci jest odczytywany - napisała rzeczniczka resortu ppłk. Anna Pęzioł-Wójtowicz.