Wyjeżdżają, a łóżka w rybnej konserwie. Tacy goście to nadmorski koszmar
Jedni założyli na siebie prześcieradła i krzyknęli: będziemy fruwać. Inna pani przez dwa tygodnie zbierała brudne pieluchy. Byli też tacy, co odciski butów zostawili na suficie. To nie dom wariatów. To Polacy nad morzem. Opowiedzieli nam o nich właściciele pensjonatów.
04.07.2018 | aktual.: 04.07.2018 13:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jedna z mekk nadmorskich imprezowiczów: Władysławowo. Przyjeżdżają tam tłumy spragnione rozrywki, zimnego piwa i smażonej ryby. W urlopowym szale robią czasem rzeczy, które właściciele pensjonatów wspominają potem długo.
Pampersy w kosteczce
W pensjonacie na skraju miasteczka właściciele oczy przecierali ze zdumienia, a nosy zatykali przez obrzydliwy smród. - Jakie to było tragiczne... - wspomina zapach tego pokoju właścicielka.
Kobieta mieszkała w pokoju z małym dzieckiem. Przez dwa tygodnie układała brudne pampersy w szafce pod zlewem. Starannie składała je w kosteczkę i budowała cuchnącą wieżę.
- Umie pan sobie to wyobrazić ten smród? Myśmy byli zszokowani.
Szorowali to ile sił, żeby pozbyć się zapachu. - Teraz myślę, że może trzeba było jej worek dać? Może chciała to zabrać i wyprać? Czort wie.
Garść włosów w lodówce
- Są tacy, co umieją po sobie posprzątać, ale też tacy, że... ciężko to ująć słowami - wzdycha właściciel pensjonatu na obrzeżach Władysławowa.
Raz znalazł w lodówce garść włosów. Nie wiadomo, skąd się mogła tam wziąć. Z pościeli wygrzebywał zużyte prezerwatywy.
- Jak są szkody materialne, to zdarza się, że klient wychodzi i nie mówi ani słowa. Ucieka wczesnym rankiem. Ostatnio po jednym takim znalazłem wielką dziurę w drzwiach - opowiada.
Co dziwne, dziury nie zrobił żaden pijany młodzieniaszek, tylko pan w średnim wieku. W pokoju mieszkał z żoną i dzieckiem.
- Gadają na młodzież, że pije i awantury robi. A jak rodziny małe dzieci mają, to potem też wszystko brudne, zasypane mlekiem w proszku - narzeka.
U niego imprezowicze wcale najgorsi nie są, bo oni zwykle śpią cały dzień, a nocami szaleją w klubach. Najgorsi są ci, co nie płacą. Dają tylko zaliczkę przed przyjazdem, a potem wymykają się z pokoju.
Destrukcja po jednym piwie
Właścicielka kolejnego pensjonatu popełniła błąd, który wspominać będzie jeszcze długo: przyjęła grupę nieokiełznanych nastolatków, które dopiero co odebrały dowody. To były ich pierwsze wakacje, gdy legalnie mogły kupić sobie piwo.
- Wyrwali z promenady przy plaży pelargonie i rzucili u mnie w ogródku. Obsmarowali całą ścianę takimi tatuażami, co się na skórę nakleja. Butami zabrudzili ściany i sufit. Tak, żeby odbić ślady podeszw. W wykładzinę powciskali gumy do żucia - opisuje dokonaną przez nich destrukcję.
I to nie koniec.- Jeden z drugim się bił, więc na ścianach była krew. Druga część grupy wynajmowała pokój u sąsiadów. Zabrali im ze ściany wielki obraz, replikę Ostatniej Wieczerzy i przynieśli do mnie na balkon.
Odetchnęła z ulgą, gdy się ich pozbyła.
Łóżko w rybnym sosie
- Gdybym panu powiedziała, to by pan nie uwierzył... - zaczyna mówić kolejna z właścicielek.
- Wierzę już we wszystko - odpowiadam.
- Całe łóżko wymazane sosem z puszki rybnej. Wetknięta w lodówkę połamana parasolka. Tak, że nie można jej wyjąć, bo się lodówkę zepsuje. Cała pościel zdjęta i wszystko rzucone pod prysznicem.
Tego jeszcze nie było.
Poza tym raz do pensjonatu przyjechał syn z matką i swoim malutkim dzieckiem. Przez tydzień nie robili nic, tylko pili. Nie był w stanie ruszyć samochodu z podjazdu. Po ich wyjeździe właściciela znalazła pod łóżkiem stos butelek i podziurawioną papierosami pościel.
- A mieli małe dziecko pod opieką... To ludzkie pojęcie przechodzi - wzdycha właścicielka.
Ale potem trafili jej się tacy, co przyczepili sobie prześcieradła do rąk i mówili, że będą fruwać. Czymś musieli się naćpać.
Mąż pyta: gdzie jest mała?
Zdarza się też, że aby zapaść w pamięć właścicielce wystarczy filiżanka kawy.
- Raz pewna pani przyjechała odwiedzić znajomą, która mieszkała u mnie - opowiada właścicielka jednego z małych pensjonatów.
Pani była z dzieckiem. Razem ze swoją koleżanką usiadła na tarasie, wypiła kawę i zaczynało się robić późno. Wtedy stwierdziła: muszę już jechać, mąż czeka. Wsiadła i pojechała. Czegoś jednak brakowało...
- Proszę sobie wyobrazić, że zapomniała o dziecku. Przyjechała, a mąż pyta: gdzie jest mała? - śmieje się właścicielka. - Tacy zakręceni są ludzie na urlopach.
Ale pani po dziecko wróciła jeszcze tej samej nocy, zabrała, problemu nie było.
Ludzie zmienili się na korzyść
Mimo wszytko właściciele mówią zgodnie: my, Polacy, zmieniliśmy się na korzyść.
- Świadomość ludzi się zmieniła. Dwadzieścia lat temu kradli na potęgę, a teraz rzadko coś nam ginie. Nikt już nie pali papierosów w pokojach - mówi jedna z właścicielek, która swój pensjonat prowadzi już ponad dwadzieścia lat.
Zauważają też kolejną zmianę: muszą dokupywać coraz więcej dziecięcych łóżeczek. Odkąd wprowadzono 500+ na wakacje mogą jechać ci, którzy wcześniej mogli tylko pomarzyć o paru dniach nad morzem.
I wspólnie wypatrują jednego: gości, po których wejdą do pachnącego i uporządkowanego pokoju.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl