Wokalista Lady Pank znów przed sądem
Przed gdańskim sądem ponownie stanął wokalista grupy Lady Pank, Janusz Panasewicz. Muzyk jest oskarżony w dwóch sprawach. Pierwsza to znieważenie publiczności. Druga - dotyczy uszkodzenia ciała młodej kobiety, wskutek wybryku, którego artysta dopuścił się podczas ubiegłorocznego koncertu w Pruszczu Gdańskim.
28.05.2008 | aktual.: 28.05.2008 20:51
###Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/panasewicz-znow-przed-sadem-6038684256768641g ) [
]( http://wiadomosci.wp.pl/panasewicz-znow-przed-sadem-6038684256768641g )
Panasewicz znów przed sądem
W styczniu sąd ukarał już Panasewicza 10 tysiącami złotych grzywny i trzema tysiącami zadośćuczynienia dla poszkodowanej. Jednak muzyk odwołał się od wyroku.
Przed sądem zeznawali w środę członkowie zespołu Lady Pank, oprócz Jana Borysewicza, który nie dotarł na przesłuchanie. Wszyscy zgodnie twierdzili, że koncert przebiegał bez zarzutu.
Zdarzenie miało miejsce wieczorem 9 czerwca 2007 roku. Poszkodowana znajdowała się w tzw. strefie bezpieczeństwa między sceną a barierkami, za którymi była publiczność. 24-latka wraz z kilkoma innymi fotografami przebywającymi w tej strefie robiła zdjęcia na potrzeby domu kultury, w którym pracowała.
Obrońca Panasewicza, po wcześniejszym uzgodnieniu sprawy z pełnomocnikiem prawnym pokrzywdzonej, zaproponował sądowi warunkowe umorzenie sprawy w zamian za m.in. wypłatę poszkodowanej zadośćuczynienia. Sąd nie zgodził się jednak na to.
Adwokat dodał, że piosenkarz wyraża ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji. Nie uważa jednak, żeby popełnił jakiekolwiek przestępstwo.
Dziewczyna mówiła przed sądem, że unikała rozmów z muzykiem, podejrzewając, że mogą być nagrywane i wykorzystane przeciwko niej.
Na środowej rozprawie Panasewicz odmówił składania zeznań i sąd odczytał jego wcześniejsze wyjaśnienia. Wokalista nie przyznał się w nich do winy. Potwierdził, że rzucił butelkę, stwierdził jednak, że zrobił to na prośbę publiczności, która - ze względu na ciepły wieczór - domagała się wody.
Dodał, że nie miał zamiaru nikogo trafić butelką, a praktyka rzucania pojemnikami z piciem w publiczność jest dosyć częsta na koncertach rockowych. "Fani widzą lecące w ich kierunku pojemniki i łapią je. Jeśli ta pani robiła w tym momencie zdjęcia, mogła butelki nie zauważyć" - brzmiały wyjaśnienia Panasewicza.
Trzech składających przed sądem zeznania członków zespołu Lady Pank podkreślało, że Panasewicz nie miał szansy trafienia z premedytacją w kogokolwiek z publiczności, ze względu na oślepiające światło reflektorów.
Poszkodowana wyjaśniła sądowi, że zdarzenie miało miejsce, gdy kucając patrzyła na aparat. Nagle coś mnie uderzyło w głowę, tuż nad okiem. Przewróciłam się. Byłam w szoku, nie wiedziałam, co się dzieje. Podeszła do mnie koleżanka i pomogła mi się pozbierać. Miałam dużego guza - opowiedziała kobieta, dodając, że uszkodzony został też aparat, ale zniszczenie okazało się "bardzo drobne".
Tuż po incydencie kobieta zawiadomiła policję. Funkcjonariusze, którzy zjawili się na miejscu kilkadziesiąt minut po zakończeniu imprezy, stwierdzili we krwi Panasewicza 1,8 promila alkoholu. Wokalista wyjaśniał, że pił już po koncercie. Dzień po zdarzeniu przysłał poszkodowanej kosz kwiatów. Na rozprawie dwukrotnie ją przeprosił.
Podczas procesu jako dowód pokazany został zapis kontrowersyjnego fragmentu koncertu, podczas którego miało dojść do incydentu z butelką i obraźliwych uwag pod adresem publiczności. Ale oprócz hałasu typowego dla koncertu rockowego, niczego nie można było usłyszeć. Nie można było także stwierdzić, czy rzucanie butelką było aktem napaści na dziewczynę czy zwykłym przypadkiem.
Kolejny termin rozprawy wyznaczono na lipiec. Do tego czasu sąd spodziewa się z Instytutu Meteorologii danych, o które wystąpił, o temperaturze, jaka panowała w Pruszczu Gdańskim w dniu zdarzenia. Sąd dysponuje już danymi z Centrum Astronomicznego w Toruniu o godzinie zachodu słońca.