"Urzędnicy wciskają nam odmalowane na biało rudery"
W Gdańsku na lokal socjalny czeka się w długiej kolejce. Ci, co się doczekali, narzekają na grzyba, pleśń, brak światła, ciepłej wody i ogrzewania. Czy dłużnicy muszą żyć w takich warunkach?
Na przydział mieszkania socjalnego państwo Formellowie czekali dziewięć lat. - Gdy je wreszcie dostaliśmy, było wymalowane, czyste. Sami chcieliśmy wyremontować resztę. Ale po dwóch miesiącach na ścianach pojawił się grzyb i nic nie można było robić - opowiada Gerard Formella.
Dziś, po sześciu latach od wprowadzenia się na ul. Na Stoku, schorowane starsze małżeństwo mieszka w tragicznych warunkach. Ściany i sufity na całej powierzchni porośnięte są grzybem, którego opary zapierają dech zaraz po przekroczeniu progu. Nie działa ogrzewanie, nie ma ciepłej wody. Prąd jest tylko w niektórych gniazdkach.
- Światła też nie ma, bo instalację zaatakował grzyb. Śpimy w kurtkach, pod dwoma kołdrami i kocem. Ale te kołdry pewnie też w końcu zgniją jak poprzednie. Zgniły już prawie wszystkie meble - mówi ze łzami w oczach niepełnosprawna Ewa Formella.
Jej mąż dodaje: - W nocy budzi nas pies, bo goni biegające po domu szczury. Zwierzęta mają lepiej. Nam, starym, odebrano wszelką godność. Urzędnicy nie ukrywają, że o sprawie Formellów wiedzą.
- Stan techniczny budynku uległ pogorszeniu i został on przeznaczony do wykwaterowania. Wyprowadzki już rozpoczęto - informuje Michał Piotrowski z biura prasowego gdańskiego magistratu. - Państwo Formellowie już wcześniej zostali poinformowani, że w najbliższym czasie zostanie im wskazany inny lokal socjalny Starsi państwo boją się jednak, że tego nie dożyją.
- Przychodzimy do urzędu, i od razu krzyczą, że znowu my. Każą przyjść za trzy tygodnie. I tak to się przeciąga - żali się pani Ewa.
Ale Formellowie to nie wyjątek. Pół roku temu miasto wyremontowało za 1,43 mln zł budynek przy ul. Łowickiej, gdzie mieszkania socjalne odebrały 34 rodziny.
- Wprowadziliśmy się we wrześniu, ale już w październiku pojawił się grzyb. W niektórych miejscach sięga już 1,7 metra - pokazuje na pokryte grzybem i pleśnią ściany pani Lilla Treder. - Mąż nigdy nie chorował. Teraz od półtora miesiąca tak nocami kaszle, że się budzimy. A co ma powiedzieć sąsiadka, która się tu wprowadziła z synem chorym na astmę? Albo sąsiad, który właśnie zachorował na gruźlicę?
Mieszkańcy nowego budynku usterki, które mają w lokalach, mogą wyliczać bez końca. Narzekają m.in. na zamontowane za blisko parapetów grzejniki, które przez to się palą czy szpary w oknach i drzwiach, w które można wciskać palce.
- Ale jak to ma wyglądać, skoro budynek stał prawie 10 lat niezamieszkany, z powybijanymi szybami, a potem remontowano go zimą w mrozy? - pyta Lilla Treder. Urzędnicy zapewniają, że usterki będą usuwane i podkreślają, że zagrzybienie wystąpiło z winy mieszkańców.
- Prawidłowa eksploatacja lokalu, w tym jego ogrzewanie i wietrzenie, daje gwarancję uniknięcia zagrzybienia. Lokatorzy lokali socjalnych zostali poinformowani o zasadach użytkowania. Niestety, nie wszyscy ich przestrzegają. Nieliczne usterki zgłaszane przez lokatorów są usuwane przez wykonawcę w ramach gwarancji - informuje biuro prasowe magistratu.
Lokali socjalnych wciąż mało
W stosunku do potrzeb mieszkań socjalnych jest w Gdańsku ponad dwa razy za mało. Aktualnie na liście oczekujących na lokal socjalny jest 1770 rodzin. W tej grupie najwięcej jest jedno- i dwuosobowych gospodarstw domowych - 1130. Ponad 1700 rodzin oczekuje na lokal socjalny na mocy orzeczonych wyroków eksmisyjnych.
W latach 2006-2011 liczba mieszkań socjalnych wzrosła z 297 do 718. Obecnie rocznie wydaje się około 150-200 tego typu mieszkań. Czasem napraw w lokalach dokonują więźniowie, w zamian za co niektóre z nich przekazywane są podopiecznym stowarzyszenia pomagającego w powrocie do życia po wyjściu z więzienia. Miasto do tej pory nie prowadziło statystyk, ile pieniędzy z budżetu przeznaczanych jest na remonty mieszkań socjalnych. W tym roku ma to się zmienić.
Socjalne z definicji są gorsze
Rozmowa z Maciejem Lisickim, wiceprezydentem Gdańska:
Na remont budynku przy ul. Łowickiej wydano 1,4 mln zł. Minęło pół roku i na ścianach pojawia się grzyb. Czy to nie są pieniądze wyrzucone w błoto?
- Przekazano tam 34 lokale socjalne. Jeśli podzielimy tę sumę przez 34, to się okaże, że na jeden lokal wydano około 40 tys. zł, czyli mało. Zdecydowaliśmy się na zakup i remont tego budynku, ponieważ spółdzielnia zaproponowała nam jego sprzedaż za atrakcyjną kwotę. Trzeba pamiętać, że wielu spośród mieszkańców to ludzie po wyrokach eksmisyjnych, którzy nie płacili za czynsz.
Czy przy przydziale mieszkań socjalnych jest selekcja, dzięki której ci, którzy długo czekają i regularnie płacą czynsz, dostają lokale o wyższym standardzie?
- Niestety, kolejność na liście nie ma znaczenia. Najpierw musimy przesiedlić ludzi, których budynki nadają się do rozbiórki i - paradoksalnie - tych, którzy mają wyroki eksmisyjne, a nie osoby uczciwe, które czekają długie lata. Jeśli dany mieszkaniec żył w budynku należącym do osoby prywatnej czy spółdzielni i nie płacił czynszu, ta wystąpiła o jego eksmisję, a sąd przyznał mu mieszkanie socjalne, musimy je zapewnić jak najszybciej, bo inaczej będziemy płacić odszkodowanie osobie prywatnej.
Mieszkańcy skarżą się, że urzędnicy wciskają im odmalowane na biało rudery...
- Lokal socjalny z definicji ma obniżony standard i nie można od niego oczekiwać nie wiadomo czego. Te przy ul. Łowickiej to akurat pozytywny wyjątek, jeśli chodzi o standard mieszkań socjalnych.
Czy w tym roku planowane jest powstanie nowych lokali socjalnych?
- Nie można ich wybudować, bo z definicji mają obniżony standard, a prawo budowlane nie pozwala budować lokali, które nie spełniają pewnych norm. Wybudujemy domy komunalne, gdzie trafią osoby z budynków o gorszym standardzie, a opuszczone przez nich mieszkania staną się socjalnymi.