Tam bogatych świąt nie będzie. 7,5 proc. polskich rodzin jest zagrożona skrajnym ubóstwem
Tam dostatnich świąt nie będzie. Ponad połowa polskich rodzin nie jest w stanie pokryć nieoczekiwanych wydatków, a 9 proc. zalega z bieżącymi opłatami - wynika z najnowszych danych GUS. - Bieda to nie tylko brak pieniędzy, to degeneracja psychologiczna - podkreślają specjaliści.
11.12.2015 | aktual.: 12.12.2015 12:11
Z 58-letnim Janem, bezrobotnym ojcem trójki dzieci, spotykam się w gdańskim Śródmieściu. Nie chce zaprosić mnie do swojego domu. Wstydzi się. Przez wiele lat pracował jako stoczniowiec. Później szukał pracy. Bez rezultatu. Jego żona pracuje w sklepie na pół etatu.
- Utrzymać się jest bardzo ciężko. Jestem złotą rączką, podejmuję się różnych prac dorywczych. Razem z żoną przywykliśmy do niedostatku. Najtrudniej było wytłumaczyć dzieciom, że na coś nas nie stać. Zawsze staraliśmy się, żeby chodziły czyste i zadbane. Jak wytłumaczyć dziecku, które widzi zabawkę na półce w sklepie, że na to pieniędzy nie ma? - pyta retorycznie Jan.
Ile jest takich rodzin w Polsce? Według najnowszych danych GUS uśredniona sytuacja polskich rodzin się zmienia. Zmalała bowiem liczba osób zagrożonych skrajnym ubóstwem do 7,4 proc. Jednocześnie nadal ponad połowa dorosłych Polaków nie ma środków na pokrycie nieoczekiwanych wydatków takich jak nagły zakup nowej kuchenki gazowej, czy pralki. Dodatkowo wzrost średniego wynagrodzenia pokazuje tylko, że społeczeństwo staje się coraz bardziej rozwarstwione.
- O ile w Polsce nie dojdzie do gruntownych zmian, to nie spadnie w sposób znaczący odsetek osób zagrożonych skrajnym ubóstwem. To samo dotyczy liczby osób, które według badań nie mogłyby ponieść niespodziewanych wydatków. Sytuacja w Polsce systematycznie poprawia się, głównie dzięki wysiłkom samych Polaków, którzy podejmują starania o swój lepszy byt pomimo działań wszystkich kolejnych rządów - ocenia w rozmowie z Wirtualną Polską Marcin Chmielowski, politolog z Fundacji Wolności i Przedsiębiorczości.
Jak zauważa Chmielowski, brak poważnych odstępstw od obecnego sposobu myślenia o finansach publicznych, roli i zadaniach polityki społecznej czy w ogóle tego, jak mają być ułożone relacje państwo-obywatel, będzie powodował, że przyrost bogactwa będzie w Polsce mniej więcej taki, jaki jest teraz - umiarkowany. Dopiero wymyślenie tych relacji na nowo i wprowadzenie innych rozwiązań, mogłoby poważnie poprawić wskaźnik majętności Polaków. Co to mogłoby być? Więcej wolności gospodarczej co prawda nie rozwiązuje wszystkich problemów na świecie, ale z pewnością problem ubóstwa.
Obecnie w Polsce za materialną granicę ubóstwa uznaje się sytuację, gdy jedna osoba musi utrzymać się za mniej niż 1078 zł netto. Dla porównania w Irlandii próg ten ustawiono na poziomie 3997 zł, w Dani - 5635 zł, a w Luksemburgu nawet na 6977 zł. Brak pieniędzy i perspektyw, uderzając w dorosłych, pośrednio dociera do najmłodszych.
- Bieda to nie tylko problemy z zakupem artykułów pierwszej potrzeby. To także długofalowe problemy. Długotrwałe pozostawanie w stanie biedy prowadzi do obniżenia samooceny oraz wykluczenia społecznego. W polskim społeczeństwie cały czas funkcjonuje paradygmat mężczyzny utrzymującego dom. Część z nich, gdy sobie nie radzi, podejmuje ostateczne rozwiązania - mówi Wirtualnej Polsce Wojciech Mróz, psycholog.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .