Ostrzeżenie o burzach nie dotarło do gmin bo... w starostwie wyłączono komputery. Kuriozalne tłumaczenia
Dotknięte nawałnicą gminy Brusy, Czersk i Konarzyny nie otrzymały komunikatu o możliwości wystąpienia gwałtownych burz, ponieważ w starostwie, które powinno przekazać informację, wyłączono już komputery. Dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego jednostki wiedział o zagrożeniu, ale uznał, że "nie było jednak sensu nigdzie dalej dzwonić". - To już było przecież po 15, wszystkie urzędy i tak już nie pracowały - tłumaczy.
- Akurat nie było wszystkich pracowników, a komputery były już powyłączane. Ale tak, ja i pan starosta dostaliśmy powiadomienia na nasze komórki. To tzw. alert - przyznaje w rozmowie z portalem polskatimes.pl dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w Starostwie Powiatowym w Chojnicach Andrzej Nogal.
Postanowił jednak, że nic z tą wiedzą nie zrobić. - Uznaliśmy, że nie było jednak sensu nigdzie dalej dzwonić. To już było przecież po 15, wszystkie urzędy i tak już nie pracowały. Co mieliśmy z tym zrobić? Nie było przecież do kogo i jak, bo było już po godzinach pracy - tłumaczy. I twierdzi, że tego typu komunikaty do tej pory były zbyt częste i się nie sprawdzały.
Dlaczego złej prognozy nie wysłali do swoich gmin pracownicy chojnickiego starostwa? Komunikat z Wojewódzkiego Centrum Zarządzania Kryzysowego z piątkową prognozą przygotowaną przez IMGW z Gdyni przesłano do jednostki o godz. 14.27. Dotyczył ostrzeżenia drugiego stopnia w trzystopniowej skali, a takie w ocenie Nogala zdarzają się "bardzo często". I chociaż burmistrz Chojnic Arseniusz Finster twierdził, że gminy je dostały, to prawda wygląda inaczej. - De facto komunikat nie poszedł - powiedział polskatimes.pl Nogal. Jak twierdzi, o tej porze "akurat nie było wszystkich pracowników, a komputery były już powyłączane".
Sam starosta Stanisław Skaja zapewnił portal, że do wszystkich gmin wysłano komunikat. - Na sto procent! - powiedział.
Mieszkańcy narzekali na komunikaty pogodowe
Komunikatu nie otrzymano również w Czersku. - Gdybyśmy komunikat dostali, na pewno zamieścilibyśmy go od razu na swojej stronie internetowej i przekierowali go na popularny portal - wizjęlokalną.pl - powiedział portalowi Bogdan Danecki z Urzędu Miejskiego w Czersku. Jak dodaje, "specjalnie zadzwonił do kolegów" by zapytać, czy niczego nie dostali. - Ale nie, nie dostali - dodaje.
- Nie dostaliśmy w piątek informacji - mówi Barbara Rydygier, zastępca wójta gminy Konarzyny. I dodaje, że "wcześniej, gdy się pojawiały", były publikowane na stronie. Ale mimo że gmina korzysta SMS-owego powiadamiania mieszkańców, to pogodowych komunikatów im nie przesyła. - Sami o to prosili. Otrzymywaliśmy wiele sygnałów, że są one niepotrzebne, bo się po pierwsze nie sprawdzają, po drugie są za częste i po trzecie wzbudzają strach - dodaje Rydygier.
Urząd Miejski w Chojnicach z kolei takich komunikatów na stronie nie zamieszcza, tylko przesyła je do poszczególnych wydziałów jednostki.
Niespotykany rozmiar katastrofy
Przez Pomorze przetoczyły się niszczycielskie nawałnice, które zdewastowały gigantyczne połacie lasu i zniszczyły domy. W wyniku wichur zginęły też dwie przebywające na obozie harcerki. Sytuację w Rytlu relacjonował wysłannik WP.
Eksperci twierdzą, że takiej katastrofy nie widziano w Polsce od stu lat. Mimo tak alarmującej sytuacji wojewoda pomorski nie podjął decyzji o ogłoszeniu klęski żywiołowej. - Nie wystąpiłem z wnioskiem o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej dlatego, że nie widziałem i nie widzę ku temu przesłanek - wyjaśnia Dariusz Drelich w oświadczeniu. I dodaje, że należy "brać pod uwagę, że jest to pewien stan wyjątkowy, który nakłada pewne obowiązki i ograniczenia dla mieszkańców, albo osób, które przebywają na tym terenie"
Wojsko dotarło na miejsce dopiero w poniedziałek. - Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska - stwierdził w rozmowie z reporterem TVN wojewoda pomorski Dariusz Drelich. Swoją decyzję argumentował tym, że do usuwania szkód po wichurach wystarczą straż pożarna, leśnicy i pomoc okolicznych mieszkańców. Dodał również, że wojsko jest wzywane tylko w przypadku wystąpienia bezpośredniego zagrożenia życia, np. podczas powodzi. Sytuację w Rytlu relacjonował wysłannik WP.
Źrodło: polskatimes.pl, WP, PAP