RegionalneTrójmiastoKampania wyborcza coraz ostrzejsza

Kampania wyborcza coraz ostrzejsza

Im bliżej wyborów samorządowych, tym ostrzejsza walka komitetów wyborczych na Pomorzu. Brutalizacja kampanii postępuje właściwie z każdym dniem. Mnożące się oskarżenia, donosy, zastraszanie... Tak jest w Gdańsku, Sopocie, Gdyni, a także w niewielkiej gminie Przywidz, 20 km od Gdańska.

Kampania wyborcza coraz ostrzejsza
Źródło zdjęć: © Dziennik Bałtycki

Pięć, czy 500 tys. głosów do zdobycia - dla komitetów wyborczych nie ma to znaczenia. Walka o głosy jest ostra bez względu na to, czy toczy się w dużym Trójmieście, czy małym Przywidzu.

Właśnie w tej niewielkiej gminie jeden przedwyborczy konflikt goni drugi. Na stronach internetowych, a także na roznoszonych ulotkach i listach otwartych do mieszkańców kontrkandydaci obrażają się i podważają swoją wiarygodność.

Komitet wyborczy obecnej pani wójt Bożeny Mielewczyk-Zawady musi na łamach prasy regionalnej przeprosić dwóch kontrkandydatów za to, że w kolportowanym przez pocztę liście otwartym do mieszkańców gminy jednego nazwał miernym lekarzem, a drugiego miernym nauczycielem. Z kolei pod adresem pani wójt niepochlebne opinie pojawiają się na jednej ze stron internetowych. Tam pod hasłem "wójt" możemy przeczytać: "Jak to słodko brzmi - bye, bye".

W ferworze walki o głosy nie są też obce donosy na policję o prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu, jeździe bez wymaganych dokumentów, itp. Zdarzają się także pogróżki pod adresem rodzin kandydatów i ostentacyjne przejeżdżanie samochodów z wyłączonymi światłami pod ich domami.

Im mniejsze miasto, tym sposoby prowadzenia kampanii są ostrzejsze. Tak jest niestety u nas, gdzie wojna między zwolennikami i przeciwnikami obecnego zarządu gminy trwa już od dawna - mówi jeden z mieszkańców Przywidza.

W Gdańsku walka wyborcza nie była w tym roku aż tak ostra. W pamięci na pewno pozostanie film wyborczy Andrzeja Jaworskiego, w którym jeden z kierowców stojących w korku wypowiada niecenzuralne słowa - oczywiście wyciszone - skierowane przeciwko obecnie urzędującemu Pawłowi Adamowiczowi. Gdański PiS zarzucił także Adamowiczowi korzystanie z miejskich pieniędzy przy płaceniu za ogłoszenie, w którym prezydent wymienia ile zrobił dla Stoczni Gdańsk. Marian Szajna zarzucał z kolei przeciwnikom zrywanie jego plakatów.

W Sopocie walka o prezydencki stołek i miejsca w radzie jest, jak twierdzą obserwatorzy, tak ostra i zacięta jak nigdy dotąd. Metody są różne - począwszy od skierowania do prokuratury przez sopocki PiS zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa przez Jacka Karnowskiego (prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania), po oblanie farbą olejną samochodu służbowego wiceprezydenta Cezarego Jakubowskiego i billboardu wyborczego Karnowskiego. Ostatnio Karnowski oskarżał sopocki PiS o atakowanie jego najbliższych pod rodzinnym domem, a PiS z kolei twierdził, że to urzędujący prezydent stoi za wydaniem zakazu poruszania się po mieście londyńskim, dwupiętrowym autobusem, który służył partii za punkt wyborczy.

W Gdyni przedwyborcze spięcia stały się udziałem głównie komitetów Prawa i Sprawiedliwości oraz Samorządności prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka. Ci pierwsi utrzymywali, że ich polityczni przeciwnicy zaklejają bądź zastępują plakaty PiS na ulicach miasta wizerunkami swoich kandydatów. Sprawa po części wyjaśniła się, kiedy kandydat Samorządności Maciej Jabłoński nakrył w nocy, na gorącym uczynku wandali, którzy niszczyli jego plakaty. Gdy złapała ich policja, okazało się, że ci sami przestępcy zrywali także plakaty PiS. Zdaniem Samorządności to dowód na to, że akty wandalizmu były przypadkowe i nie miały politycznego podłoża, a nikt z Samorządności ich nie zlecał.

Maciej Pawlikowski

Gdańskwyborysopot
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)