Gdyńska policja zamknęła sprawę psa śmiertelnie postrzelonego z łuku
Gdyńscy policjanci zakończyli śledztwo w sprawie psa postrzelonego z łuku. Na komisariat zgłosił się sprawca. Przedstawił przekonywające wyjaśnienia. Funkcjonariusze zakończyli śledztwo nie stwierdzając przestępstwa.
18.03.2015 13:41
Sprawa wyszła na jaw pod koniec lutego. Jedna z mieszkanek Gdyni podczas spaceru natknęła się na rannego psa ze wbitą w brzuch strzałą. Zwierzę błyskawicznie przewieziono do lecznicy, gdzie zostało zoperowane. Psu podano narkozę, po czym chirurgicznie wyciągnięto mu strzałę. Badanie ultrasonografem wykazało, że strzała nie naruszyła organów wewnętrznych. Uszkodziła wyłącznie mięśnie. Zwierzę jednak kilka dni później zmarło.
Sprawą zajęła się gdyńska komenda policji. Po nagłośnieniu sprawy na komisariat zgłosił się feralny łucznik. Zeznał, że trenuje strzelanie z łuku z siodła. W momencie, gdy miał oddać strzał, koń się spłoszył. W efekcie zbłąkana strzała trafiła psa, który uciekł do lasu.
- Sprawdzaliśmy miejsce zdarzenia. Podczas śledztwa wykluczono udział osób trzecich. Zwierzę po prostu znalazło się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie. Nie doszło też do żadnego złamania prawa. Na posiadanie łuku, inaczej niż w wypadku kuszy, nie jest wymagane zezwolenie – informuje Wirtualną Polskę, kom. Michał Rusak, rzecznik prasowy gdyńskiej policji.
Mężczyzna zeznał również, że o całym zajściu powiadomił właściciela czworonoga. Wspólnie przeszukiwali las w celu jego odnalezienia. Jednak ten skutecznie się ukrył. Właściciel stadniny potwierdził wersję 48-latka. W związku z tym policjanci uznali, że nie doszło do znęcania się nad zwierzętami i zakończyli śledztwo.
Gdyńskie psy nie mają łatwego życia. Kilka miesięcy temu strażnicy miejscy podczas patrolu napotkali przywiązanego do drzewa psa. Właściciel obwiązał go linami i pozostawił na pastwę niskich temperatur. Krańcowo wychłodzone zwierzę zostało natychmiast przetransportowane do schroniska, gdzie udzielono mu pomocy.
W efekcie tygodniowych poszukiwań udało im się ustalić, kto znęcał się nad zwierzęciem. Informacje zbierano głównie od działkowiczów oraz osób bezdomnych. W ten sposób udało się dotrzeć do zaskoczonego sprawcy.
Liczba spraw w związku ze znęcaniem się nad zwierzętami w ciągu ostatnich 10 lat wzrosła o 46 proc. Wykrywalność tego typu przestępstw utrzymuje się na stałym poziomie 60-70 proc. Prawo przewiduje za to karę do 2 lat pozbawienia wolności.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .