Dwoje starszych ludzi od półtora miesiąca mieszka w samochodzie
On - pracownik fizyczny z więzienną kartoteką. Ona - pracownik dworca PKS. Oboje bez pracy, domu, rodziny i szans na zmianę swojego położenia. Od ponad siedmiu tygodni mieszkają w samochodzie zaparkowanym przy jednej z ulic Starogardu Gdańskiego.
Charakterystyczny pojazd widać z daleka. Srebrna karoseria błyszczy w słońcu. Jednak koła zdradzają, że pojazd od dłuższego czasu stoi w miejscu. Nie działa akumulator. Ktoś w przypływie złości kopnął i wykrzywił blachę. Podchodzę bliżej do pary. Otwierają się drzwi pojazdu. Dociera do mnie specyficzny zapach. Wyjaśniam powód przyjścia. Są nieufni.
- W samochodzie mieszkamy od półtora miesiąca. Wyszedłem z więzienia. Nawet przez jakiś czas pracowałem fizycznie w Kokoszkowych, ale później zostałem zwolniony. Cała moja rodzina zmarła. Jedyne co mi zostało to niedziałający samochód. Byłem w pomocy społecznej. Jedyne, co mi zaoferowali to miejsce w schronisku. Sami niech tam idą – mówi Jan, właściciel samochodu.
- Straciłam pracę. Nie mam nawet pieniędzy, żeby pojechać po nowy dowód osobisty do Zblewa. Bez dokumentów nic nie załatwię. Teraz jest jeszcze gorzej, bo choruję na nogi. Z resztą nie ma to większego znaczenia. Kto przyjmie do pracy tak starych ludzi – pyta retorycznie Janina.
Padają pytania o przyczynę wyroku i dlaczego samochód ma gdańskie rejestracje. Moi rozmówcy milką. Nie chcą rozmawiać. Na pytanie o wiek odpowiadają ciszą. Po chwili słyszę: "ponad pięćdziesiąt".
- Nie, nie jesteśmy parą. Znamy się z Jankiem całe życie. Jesteśmy przyjaciółmi. Przez wiele lat pracowałam w PKS-ach, miałam męża. Gdy zmarł, mieszkanie przejął szwagier i je sprzedał - opowiada Janina.
Drążę temat pomocy państwa. W efekcie dowiaduję się tylko, że Jan prosił urzędników o pomoc krótko po wyjściu z więzienia. Jak twierdzi nie pomogli mu, więc się zraził. Obecnie poszukuje kawalerki do wynajęcia bo „opieka” dokłada się wtedy do czynszu. Z rozmowy wynika, że urzędnicy monitują sprawę. Kilka razy w miesiącu przychodzą i sporządzają notatki.
Para prosi mnie o pieniądze. Z zasady pieniędzy nie daję, więc oferuję zrobienie zakupów – pieczywa, sera, szynki. W odpowiedzi tylko słyszę, że chleb jeszcze jest, ale brakuje papierosów. To tylko zaskakujący początek.
Wchodzę do pobliskiego sklepu. Nikt o lokalnych stosunkach nie wie tyle, co sprzedawczyni. Pracujące tam kobiety od progu wiedzą, kto co kupi i za ile. Kto zapłaci, a kto weźmie na zeszyt. Jeszcze raz pytam o mieszkańców Lanosa. Tłumaczą, że im sprzedają tylko za gotówkę. Przywilej kupowania na kredyty mają tylko zaufane osoby. Płacę za papierosy i wychodzę. Wracam do moich rozmówców.
- Śmieci wyrzucamy do pobliskiego, zbiorczego kosza. Ostatnio mamy ich więcej, bo przypałętał się do nas trzyletni kot. Sąsiedzi czasem podrzucają nam karmę dla niego. Myć się chodzimy do toalet na dworcu PKS (budynek znajduje się ok. 500 metrów od samochodu - przyp. red.) – dodaje moja rozmówczyni.
Za kilka tygodni temperatura zacznie szybko spadać. Poranki będą bardzo zimne, a i południa chłodne. Pytam, co wtedy zrobią mieszkańcy samochodu. Jan odpowiada mi tylko machnięciem ręką i zdawkowym "zimą nas już tutaj nie będzie". Co to znaczy? Mój rozmówca nie wyjaśnia tego.
Ul. Grunwaldzka, gdzie zaparkowany jest samochód, łączy miejski deptak z drogą wylotową do Gdańska. Wolnostojące domy jednorodzinne mieszają się z blokami. Pobliscy mieszkańcy czasami nie znają się wzajemnie. Oni także są nieufni. Jednak, gdy pytam o lokatorów samochodu, nagle stają się rozmowni.
- To całkowicie niegroźni ludzie. Nie awanturują się. Całe dnie spędzają w samochodzie. Nikomu nie wadzą. Czasem, ktoś podrzuci im jedzenie. Ostatnio dałam im nawet karmę dla kota – mówi jedna z sąsiadek.
Żegnam się z nimi. Na odchodne słyszę tylko pytanie „Nie masz załatwić jakiego telefonu komórkowego?” Przecząco kiwam głową i odchodzę do swojego domu. Para zostaje w samochodzie. Mają tylko kota.
O skomentowanie sprawy poprosiliśmy pracowników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Starogardzie. Pracownicy nie chcą wypowiadać się bezpośrednio o tym przypadku. Wolą mówić o ogólnie panujących zasadach.
- Wniosek o pomoc zazwyczaj składa sama zainteresowana osoba lub jej otoczenie. Podstawowym warunkiem jest jednak zgoda na przyjęcie pomocy. Wówczas rekomendujemy osobom bezdomnym, zamieszkanie w schronisku. Pobyt tam wiąże się jednak z przestrzeganiem regulaminu, np. zakazem picia alkoholu. W efekcie wiele osób rezygnuje z tego typu pomocy – mówi Wirtualnej Polsce kierownik pracowników socjalnych z MOPS w Stargardzie Gdańskim.
Oczywiście to nie jedyny sposób pomocy osobom bezdomnym. Jeżeli pracownicy zauważą problemy psychiczne mogą skierować do sądu wniosek o przymusowe umieszczenie w domu pomocy społecznej. Zazwyczaj dzieje się tak, gdy bezdomni nie mają żadnej rodziny i nie zdają sobie sprawy ze swojego położenia.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .