Były wojewoda pomorski karci Drelicha. "Wystarczyły pierwsze obrazy z lotu ptaka, żeby widzieć, że będą potrzebne większe siły"
Roman Zaborowski, były wojewoda pomorski, nie ma wątpliwości: pomoc dla regionu, nad którym przeszła katastrofalna nawałnica, jest źle zarządzana i trafia nie tam, gdzie trzeba. – A ja wiem, że w tej chwili z Rytla już odsyłają tę pomoc rzeczową do innych miejscowości, bo nikt tego nie koordynuje - mówi w rozmowie z WP.
Były wojewoda pomorski Roman Zaborowski jest doradcą prezydenta Bytowa. To miasto - jak i cała gmina - należą do rejonu dotkliwie dotkniętego przez nawałnice. – Wydaje mi się, że ogrom zniszczeń, ich skala oraz bezradność, jaką się zauważa wśród ludzi i służb, wymagają jakichś nadzwyczajnych środków – twierdzi.
Premier i minister obrony we wsi Rytel
Nie jest jednak stuprocentowo pewny, czy wprowadzenie stanu klęski żywiołowej byłoby słuszne. – Być może tak – zastanawia się w rozmowie z WP. – To jest kwestia, na jak długi czas. Bo nie można się bać, tu chodzi o skuteczność działań – dodaje.
W tej sprawie obecny wojewoda Dariusz Drelich wydał oświadczenie. "Nie wystąpiłem z wnioskiem o wprowadzenie stanu klęski żywiołowej dlatego, że nie widziałem i nie widzę ku temu przesłanek" - wyjaśnia w nim. I dodaje, że należy "brać pod uwagę, że jest to pewien stan wyjątkowy, który nakłada pewne obowiązki i ograniczenia dla mieszkańców, albo osób, które przebywają na tym terenie".
Zaborowski jest jednak przekonany, że nawet bez tej decyzji można było zrobić o wiele więcej. – System ostrzegania kompletnie zawiódł – zauważa. – Kiedy nadchodzi taki kataklizm, kiedy wszystko jest już do przewidzenia prawie, żeby skutecznie nie ostrzec? To kilka godzin nadchodziło – twierdzi w rozmowie z WP.
Z treści komunikatu Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej wynika, że "we wszystkich prognozach, udzielanych wywiadach, z co najmniej dobowym wyprzedzeniem Instytut informował i ostrzegał przed bardzo gwałtownymi burzami".
"Służby odpowiedzialne za zarządzanie kryzysowe otrzymywały niezbędne informacje zgodnie z ustalonymi zasadami współpracy" - zapewniono w komunikacie.
Sucha statystyka i galerie
Były wojewoda krytykuje brak jasnej informacji o potrzebach poszkodowanych, która byłaby dostępna chociażby w internecie. – Trzeba dać publiczny sygnał wszystkim tym, którzy są gotowi natychmiast pomagać o tym, jakiego rodzaju pomoc jest potrzebna. Wojewoda nawet w tych warunkach, w których jest, może przyjąć na siebie trochę więcej obowiązków koordynacji niż tylko sucha statystyka i galerie zdjęć, gdzie bywał – mówi Zaborowski.
- Na dzisiejszy dzień, żeby nie było mapy potrzeb - irytuje się. I opisuje, że skutek jest odwrotny do zamierzonego – pomoc trafia głównie do nagłośnionych medialnie wsi, takich jak Rytel. – A ja wiem, że w tej chwili z Rytla już odsyłają tę pomoc rzeczową do innych miejscowości, bo nikt tego nie koordynuje – twierdzi i dodaje, że „jedni od drugich muszą się o tym dowiadywać”.
Interwencja wojska – biorąc pod uwagę skalę zniszczeń - jego zdaniem powinna nastąpić „natychmiast”. A pierwsi żołnierze przyjechali dopiero w poniedziałek. – Wystarczyły pierwsze obrazy z lotu ptaka, żeby widzieć, że będą potrzebne większe siły niż te, którymi się dysponuje – mówi.
- Do zbierania gałęzi, do zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska - stwierdził w rozmowie z reporterem TVN wojewoda pomorski Dariusz Drelich. Swoją decyzję argumentował tym, że do usuwania szkód po wichurach wystarczą straż pożarna, leśnicy i pomoc okolicznych mieszkańców. Dodał również, że wojsko jest wzywane tylko w przypadku wystąpienia bezpośredniego zagrożenia życia, np. podczas powodzi. Sytuację w Rytlu relacjonował wysłannik WP.
Zaborowski niezbyt pochlebnie ocenia reakcję rządu premier Szydło, która przyjechała do Rytla i zorganizowała na miejscu konferencję. – Nie lubię, jak ktoś wyjeżdża w teren i robi sobie potem galerię zdjęć. To nie o to chodzi – stwierdził.
I dodaje, że ludzie zastanawiają się, czy zostanie przeprowadzony np. skup interwencyjny zbóż i w jaki sposób mają zostać zutylizowane zniszczone elementy budowlane takie jak papa. – Wójtowie, z którymi rozmawiam, mówią, że nikt się z nimi w tej sprawie nie kontaktuje – twierdzi.
Niespotykany rozmiar katastrofy
Przez Pomorze przetoczyły się niszczycielskie nawałnice, które zdewastowały gigantyczne połacie lasu i zniszczyły domy. W wyniku wichur zginęły też dwie przebywające na obozie harcerki.
Eksperci twierdzą, że takiej katastrofy nie widziano w Polsce od stu lat. Mimo tak alarmującej sytuacji wojewoda pomorski nie podjął decyzji o ogłoszeniu klęski żywiołowej.