260 mln zł odszkodowań dla gdańskich stoczniowców nie będzie
Zapadł wyrok w sprawie Stoczni Gdańskiej. Sąd oddalił roszczenia Stowarzyszenia „Arka” reprezentującego stoczniowców. Byli pracownicy zakładu domagali się 260 mln zł rekompensaty. Zapowiadają jednak podjęcie dalszych kroków.
- Moja ocena rozstrzygnięcia jest jasna. Sąd nie szanując własności, stoi za osobami, które są przeciwko społeczeństwu i które okradły stoczniowców – mówi Wirtualnej Polsce Wincenty Koman, prezes Stowarzyszenia Akcjonariuszy i Obrońców Stoczni Gdańskiej „Arka”.
Gdański sąd oddalił w całości powództwo stowarzyszenia reprezentującego 12 tys. dawnych pracowników stoczni. Aktywiści domagali się 260 mln zł. Sąd uzasadniając wyrok zauważył, że „Arka” nie mogło występować, jako reprezentant wszystkich pracowników zakładu, ponieważ nie dysponowało nawet ich zgodami. Dodatkowo stowarzyszenie obciążono kosztami procesowymi. To jednak nie zraża działaczy, którzy zapowiadają dalsze kroki.
- Prezydent Duda obiecał, że w sprawach dotyczących milionów Polaków uchyli drzwi swojej kancelarii. I tego właśnie oczekujemy, ponieważ to miliony osób, dając pieniądze złożyły się na ratowanie tego zakładu. Polacy chcą mieć Stocznie Gdańską wbrew woli przestępców – dodaje Koman.
Skąd wziął się problem? W 1988 roku premier Mieczysław Rakowski podjął decyzję o zamknięciu stoczni i zwolnieniu wszystkich pracowników. Przyczyną tak drastycznych działań oficjalnie była nierentowność zakładu. Wiadomo jednak, że władze chciały ukarać niepokorne wybrzeże. W efekcie pracę z dnia na dzień straciło 10 tys. osób. W budżecie państwa brakowało pieniędzy na odprawy dla zwolnionych. Gdy w 1989 roku premierem został Tadeusz Mazowiecki o sprawie znowu zrobiło się głośno. Pierwszy premier III RP zdecydował się na cofnięcie decyzji Rakowskiego. Jednocześnie Mazowiecki uznał, że za niewypłacone odprawy stoczniowcom przysługuje rekompensata. Po nawoływaniach rządu większość stoczniowców jako odszkodowania przyjęła tzw. świadectwa akcyjne. Są to niepodlegające sprzedaży obietnice otrzymania akcji swojej firmy. W 1996 roku stocznia ogłosiła upadłość, a świadectwa stały się bezwartościowe.
- Przepracowałem w stoczni 43-lata. W 1993 roku wszystkim przysługiwała rekompensata za zwolnienie. Miałem 2,5 tys. akcji, stanowiących swoistą polisę ubezpieczeniową i reparację dla robotników. Nigdy nie otrzymałem należnych pieniędzy. Czuję się oszukany - mówi Wirtualnej Polsce Mieczysław Szymanek, były stoczniowiec.
Przed gdańskimi sądami toczyły się już podobne sprawy. Jednak powodami byli pojedynczy stoczniowcy. Często zapadały w nich korzystne rozstrzygnięcia. W 2005 roku sąd przyznał kilku byłym pracownikom stoczni rekompensaty od 20 do 30 tys. złotych.
Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .