25‑latek pobity w szpitalu psychiatrycznym?
25-letniego Grzegorza po trzydniowym pobycie w szpitalu psychiatrycznym w Starogardzie Gdańskim trzeba było ratować w innym szpitalu. Najprawdopodobniej został pobity - ustalił reporter TV Puls Krzysztof Wójcik.
04.07.2008 | aktual.: 25.05.2018 15:12
Grzegorz do szpitala psychiatrycznego trafił w marcu, bo sąd nakazał leczenie przeciwalkoholowe. Po zaledwie kilkunastu godzinach lekarze wezwali karetkę i zdecydowali o wywiezieniu pacjenta do pobliskiego szpitala św. Jana, bo - według dokumentacji - podejrzewali padaczkę. Kilka godzin później było jeszcze gorzej.
Małgorzata Klin, zastępca ordynatora intensywnej terapii szpitala świętego Jana w Starogardzie Gdańskim mówi: Był już w stanie krytycznym. W ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej. Ostrej niewydolności nerek. Ten stan się pogarszał.
Kiedy ojciec Grzegorza - Tadeusz Walczak zobaczył syna, to pierwsze co mu przyszło głowy, to pobicie. Podejrzewał pracowników szpitala i policję, bo to ona dowoziła syna na przymusowe leczenie do Starogardu Gd. Jednak jedyny świadek milczał. Leżał nieprzytomny i podłączony do respiratora przez dwa miesiące. W końcu się ocknął.
Lekarze ze szpitala św. Jana, którzy ratowali Grzegorza początkowo nie wiedzieli, co się stało młodemu mężczyźnie. Dokumentacja nie mówiła o obrażeniach po pobiciu. Dopiero kolejne badania zaczęły odkrywać okrutną prawdę.
Musiał zostać pobity. Bardzo mocno, rozlegle. Miał ślady pobicia na udach i pośladkach i okolicy klatki piersiowej - mówi Małgorzata Klin.
Grzegorz nie chciał powiedzieć o tym, co przeżył. Lekarze uważają jednak, że wyjdzie z traumy i zacznie mówić. To nie wszystko, boi się obcych ludzi. Panicznie obawia się też sanitariuszy i na specjalne zabiegi do Gdyni jeżdżą z nim tylko pielęgniarki.
Krzysztof Kołcz, zastępca dyrektora szpitala psychiatrycznego w Starogardzie Gdańskim nie wierzy, że jego podwładni mogli zmasakrować pacjenta, choć przyznaje że czasami muszą użyć siły: Wydaje mi się mało prawdopodobne i absurdalne, by nasz pacjent mógł zostać tak brutalnie pobity - mówi reporterowi TV Puls.
Choć dyrektor bronił swoich pracowników, to nie potrafił powiedzieć, gdzie Grzegorz doznał prawie że śmiertelnych obrażeń po pobiciu. Zwłaszcza, że w karcie przyjęcia do szpitala psychiatrycznego wskazywano stan pacjenta jako dobry...