PolskaTragiczny finał kontrowersyjnego sporu we Wrocławiu. Kamil Wolański nie żyje

Tragiczny finał kontrowersyjnego sporu we Wrocławiu. Kamil Wolański nie żyje

W poniedziałek, ok. godziny 14.30 miał zostać odłączony od respiratora Kamil Wolański. Lekarze czekali jednak, by matka chłopca wyraziła zgodę na pobranie organów syna. Wedle potwierdzonych doniesień TVP Info, Kamil zmarł dziś nad ranem w szpitalu im. T. Marciniaka we Wrocławiu.

Tragiczny finał kontrowersyjnego sporu we Wrocławiu. Kamil Wolański nie żyje
Źródło zdjęć: © Facebook / Wybudzimy Kamila

15.07.2014 | aktual.: 29.05.2018 14:53

Telewizja dodaje, że zdaniem lekarzy sprzeciw wobec decyzji komisji orzekającej śmierć mózgową chłopca, podważył zaufanie pacjentów i zmniejszy liczbę przeszczepów w Polsce. Młodzi protestujący zapowiadają chęć zmiany istniejących praw w zakresie orzekania śmierci mózgowej i możliwości pobierania organów od takich pacjentów.

10 lipca 17-letni Kamil trafił do wrocławskiego szpitala im. T. Marciniaka po wypadku samochodowym. Nazajutrz, lekarze stwierdzili u chłopca śmierć mózgu i zapytali jego rodziców o zgodę na pobranie organów do transplantacji. Ojciec, mimo wahania, wyraził zgodę, lecz matka Kamila, Agnieszka Wolańska, zdecydowanie zaprotestowała - była przekonana, że jej dziecko żyje, a diagnoza śmierci mózgu została wystawiona niewłaściwie.

W poniedziałek około stu osób pikietowało przed budynkiem szpitala przy ul. Traugutta przeciw odłączeniu Kamila od respiratora. Nieśli transparenty z hasłami "Handel organami zamiast ratowania życia" czy "Morderstwo w majestacie prawa". Pojawienie się grupy młodych ludzi pod szpitalem było odpowiedzią na apel, jaki w ostatnich dniach pojawił się na facebookowej stronie "Wybudzimy-Kamila", która we wtorek rano miała już prawie 82 tysięcy polubień.

Lekarze ze szpitala im. T. Marciniaka nie zdecydowali się odłączyć chłopca od respiratora. Zgodnie z tym, co w poniedziałek powiedział WP.PL dyrektor placówki, do podjęcia takiej decyzji potrzebna jest zgoda na pobranie organów wyrażona przez matkę Kamila. Zdaniem lekarzy, aparatura nie podtrzymuje przy życiu chłopca, tylko zapewnia sprawne działanie jego narządów wewnętrznych.

W poniedziałkowe popołudnie do szpitala im. T. Marciniaka dotarł prof. Jan Talar, który znany jest z wybudzania pacjentów ze śpiączki oraz z publicznego zaprzeczenia istnieniu śmierci pnia mózgu. Jego osoba stała się dla protestujących symbolem nadziei w walce o życie Kamila. Wedle informacji ze strony "Wybudzimy-Kamila", profesor stwierdził , że Kamil znajduje się na granicy życia i śmierci i bardzo dużo zależy od kondycji jego organizmu. Zapewnił także o stałym kontakcie z bliskimi chłopca i możliwości powtórnego przyjazdu do Wrocławia.

Według obwieszczenia ministra zdrowia z dn. 17 lipca 2007 r. w sprawie kryteriów i sposobu stwierdzenia trwałego, nieodwracalnego ustania czynności mózgu, które jest aktem prawnym regulującym postępowanie lekarzy w takich sytuacjach, stan mózgu jest wyznacznikiem życia lub śmierci człowieka. Śmierć mózgu stwierdzana jest komisyjnie, przez 3 lekarzy, w tym jednego anestezjologa i jednego neurologa lub neurochirurga, po szeregu prób i badań. W obwieszczeniu można również odnaleźć potwierdzaną przez lekarzy informację, że ruch palców dłoni, który miała dostrzec matka Kamila, nie wyklucza śmierci mózgu.

W tym samym dokumencie da się również znaleźć fakt, że na pierwszym etapie sprawdzania ewentualnej śmierci mózgu, należy wykluczyć, że pacjent znajduje się pod wpływem środków farmakologicznych. Zdaniem bliskich Kamila, tak nie było. W jednym z wpisów na stronie facebookowej można przeczytać, że od 10 lipca, od godziny 00.20, chłopiec miał podawany fentanyl, lek znieczulająco-anestetyczny. Nie wiadomo kiedy podano ostatnią dawkę preparatu, ponieważ zdaniem specjalistów może on utrzymywać się w organizmie do 6 godzin. Protokół medyczny z godziny 20.00 10 lipca potwierdził brak wpływu środków farmakologicznych na organizm Kamila. Po dokonanej angiografii, lekarze w piątek, 11 lipca, o godz. 14 stwierdzili śmierć mózgu Kamila Wolańskiego.

W wywiadzie dla wrocławskiej TVP dyrektor szpitala poddał krytyce pikietę i protesty młodych ludzi pod budynkiem przy Traugutta. Jego zdaniem zakłócają one pracę szpitala. Dodał, że pielęgniarki oraz lekarze pracujący w szpitalu im. T. Marciniaka otrzymywali w ostatnim czasie pogróżki.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)