Tragedia na wysypisku - pracownik zginął pod tonami śmieci
54-letni pracownik wysypiska śmieci w Karczach (Podlaskie) zginął przysypany przez zwały odpadów. Mężczyzna nagle zniknął z zasięgu kamer monitoringu. Nie wiadomo, jak doszło do wypadku - poinformował rzecznik podlaskiej policji Andrzej Baranowski.
30.11.2011 | aktual.: 30.11.2011 19:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do wypadku doszło ok. południa, kiedy na wysypisku były składowane śmieci. Podczas opróżniania śmieciarki jeden z pracowników zniknął z wizji monitoringu. W tym czasie przejeżdżały w tym miejscu inne śmieciarki i pracowała równarka. Kiedy 54-latek się nie odnalazł, zaniepokojony kierownik wysypiska poinformował o tym straż pożarną z prośbą o zorganizowanie poszukiwań. Na miejsce przyjechały dwie jednostki straży oraz ochotnicy. Strażacy zaczęli przeszukiwać wysypisko.
W tym czasie zawiadomili także o wypadku specjalistyczną grupę z Warszawy, która miała przylecieć śmigłowcem do Karcz.
Według Marcina Janowskiego z podlaskiej straży pożarnej, strażacy znaleźli pracownika przed przylotem grupy z Warszawy. Mężczyzna znajdował się na głębokości trzech metrów pod zwałami śmieci. Próbowano go reanimować, ale mężczyzna nie żył.
To już drugi w tym roku wypadek na wysypisku w Karczach. W sierpniu operator ładowarki nie zauważył jednego z pracowników, którego wepchnął do mechanicznego przesiewacza. Mężczyzna z urazem głowy trafił do szpitala.