Tragedia na obozie harcerskim w Wilczu. Harcerze ujawniają, jak działała drużyna
Noc z 23 na 24 lipca przyniosła dramatyczne wydarzenia na obozie harcerskim w Wilczu. Podczas nocnej próby sprawnościowej zginął młody harcerz. Wypadek wywołał falę pytań o bezpieczeństwo i metody wychowawcze w ZHR.
Co musisz wiedzieć?
- Co się stało? W trakcie jednego z obozów harcerskich, nad jeziorem Ośno zginął młody harcerz.
- Dlaczego to ważne? Wydarzenie wywołało dyskusję na temat bezpieczeństwa i metod wychowawczych w ZHR.
- Pojawiają się nowe informacje dotyczące działania drużyny.
Noc z 23 na 24 lipca była pełna dramatycznych wydarzeń dla uczestników obozu harcerskiego w Wilczu. - Po pierwszej obudził nas dźwięk syren. Wybiegliśmy z namiotu. Na placu stał samochód policyjny, kilka wozów strażackich - wspomina jeden z harcerzy. Wkrótce okazało się, że podczas nocnej "próby sprawnościowej" zginął jeden z uczestników.
Zarzuty usłyszeli dwaj mężczyźni: 21-letni dowódca drużyny harcerskiej i 19-letni ratownik wodny. Pierwszy z nich wydał chłopcu polecenie przepłynięcia jeziora, a drugi dopuścił do takiej sytuacji. Jeden z podejrzanych złożył obszerne wyjaśnienia. Żaden nie przyznał się do winy. Grozi im 5 lat więzienia.
Jak doszło do tragedii na obozie harcerskim?
Dominik miał przepłynąć jezioro Ośno w pełnym umundurowaniu. Według wielu informacji na ten temat 15-latek miał w ten sposób zdobywać nową sprawność, ale w dokumencie z wymaganiami ZHR nie ma pływania w nocy, w ubraniu w odniesieniu do żadnej sprawności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tusk ustąpi Sikorskiemu? "Nie można wykluczyć"
Jak czytamy w "Newsweeku", chodziło o stopień "ćwika", a w tym przypadku harcerz przygotowuje się do tego cały rok, a na koniec sam sobie wymyśla finałowe zadanie.
- Przepłynął 30 metrów i zniknął pod wodą - relacjonuje świadek. Pomoc wezwano natychmiast, ale ciało odnaleziono dopiero po kilku godzinach.
Wypadek skłonił ZHR do przemyślenia swoich procedur? - Dopiero ponad tydzień po śmierci Dominika w ZHR zaczęto tworzyć zespół audytorski - mówi jeden z harcerzy w rozmowie z "Newsweekiem". Zespół ma zbadać regulaminy i zasady organizacji obozów, aby zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.
Co się działo w drużynie harcerskiej?
Wydarzenia te rzucają cień na metody wychowawcze stosowane w niektórych drużynach harcerskich. - Wiedziałem, że w 1. Sudeckiej Drużynie Harcerzy Virtus prędzej czy później zdarzy się coś złego - przyznaje anonimowy harcerz. Wskazuje na kontrowersyjne praktyki i nacisk na ekstremalne wyzwania.
Jak czytamy, jeden z pierwszych drużynowych, jak wspomina harcerz z dolnośląskiego okręgu, ćwiczył virtusiaków nie tylko w kulcie wyklętych, ale też w walce ze swoimi słabościami. Jako przykład podaje się, że chłopaki z dolnośląskich podstawówek mieli pokonać 100 kilometrów w 24 godziny.
Potem do drużyny wprowadzono żelazną dyscyplinę - opisuje "Newsweek". Ostatni drużynowy - 19-letni Marek G. - kontynuował tę szkołę. Do kierowania drużyną miał podejść ambicjonalnie.
Tragedia w Wilczu stała się punktem wyjścia do szerokiej dyskusji na temat bezpieczeństwa i odpowiedzialności w organizacjach harcerskich. Władze ZHR zapowiadają zmiany, ale wielu obserwatorów obawia się, że mogą one być niewystarczające.
Obóz w miejscowości Wilcze był zorganizowany przez Okręg Dolnośląski ZHR. Uczestniczyło w nim 74 harcerzy, wszyscy w wieku powyżej 10 lat. Obóz został zgłoszony do kuratorium oświaty oraz zatwierdzony w systemie wewnętrznym ZHR. Kadra była przeszkolona w zakresie bezpieczeństwa oraz wychowania harcerskiego. Uczestnicy obozu wrócili już do domów. Zapewniono im pomoc psychologiczną.
Czytaj więcej:
Źródło: "Newsweek"