Tomasz Lis: Polsat jest więcej wart niż ja
Znam swoją wartość, ale wiem też doskonale, że Polsat i interesy stacji są nieskończenie więcej warte niż ja - powiedział w wywiadzie dla "Super Expressu" Tomasz Lis.
21.09.2007 | aktual.: 24.09.2007 09:24
"Super Express": Panie Tomaszu, co z tym Lisem?
Tomasz Lis:Wszystko w porządku (śmiech).
Co pan teraz będzie robił?
- Pomysł na dziś? Cholera, nie ma Ligi Mistrzów...
A co będzie za miesiąc, dwa?
- Naprawdę na razie nie zaprzątam tym sobie głowy. Marzę jedynie, by przez kilka chwil o tym wszystkim nie myśleć.
Czy to przypadek, że rozstaje się pan z Polsatem w trakcie kampanii wyborczej?
- A jak pan myśli?
Że o przypadku nie ma mowy...
- Ja też tak uważam. Już 19 miesięcy temu, po raz pierwszy przeczytałem w prasie, że są naciski, by prezes Solorz się mnie pozbył. Dwa miesiące później sam dowiedziałem się o dużych naciskach na bardzo wysokim szczeblu. Nie chcę mówić o szczegółach. Trwało to długie miesiące, dlatego trudno mówić o zaskoczeniu. Mogę się jedynie dziwić, że stało się to dopiero teraz. Bez żadnych podtekstów jestem wdzięczny prezesowi Solorzowi, że przez tak długi czas się nie uginał.
W końcu się ugiął...
- Znam swoja wartość, ale wiem też doskonale, że Polsat i interesy stacji są nieskończenie więcej warte niż ja. Dla mnie istotne jest to, że przez trzy lata nikt nie ingerował ani w „Wydarzenia”, ani w „Co z tą Polską?”. Cóż, skończyło się, jak skończyło.
Prezes Solorz uprzedzał pana wcześniej, że w pewnym momencie będzie musiał pana poświęcić?
- Naprawdę nie chcę o tym mówić.
Pana miejsce ma zająć Dorota Gawryluk. Co pan na to?
- Nie wiem, kto będzie kierował „Wydarzeniami”. To naprawdę jest w tym momencie drugorzędna kwestia. Dla mnie ważna jest tylko jedna sprawa: co będzie dalej z tym wspaniałym zespołem ludzi, z którymi ten program przez trzy lata tworzyłem. Wiem, że każda z tych osób jest w innej sytuacji. Każdy ma swoje życie, rodziny, kredyty. Pieniądze gdzieś trzeba zarabiać. Nikogo do niczego nie będę namawiał. Natomiast, jeśli ktoś sam poprosi mnie o pomoc, to mimo swoich kłopotów nie odmówię.
- To była jej samodzielna decyzja. Nie poprzedziły jej godzinne rozważania. Podjęła ją po krótkiej chwili namysłu. Bardzo spontanicznie. Przyjąłem ją z wielką dumą i wdzięcznością. Jest silną kobietą z wielką klasą. Zawsze o tym wiedziałem. Wczoraj to się tylko potwierdziło.