Tomasz Komenda zdradził, czego brakowało mu za kratami. Chodzi o dwie rzeczy

Tomasz Komenda od kilku dni cieszy się wolnością. Po 18 latach mógł wreszcie opuścić mury więzienia. – Za kratami najbardziej brakuje kobiety i normalnego jedzenia – przyznaje mężczyzna.

Tomasz Komenda zdradził, czego brakowało mu za kratami. Chodzi o dwie rzeczy
Źródło zdjęć: © PAP | Maciej Kulczyński
Magda Mieśnik

17.03.2018 | aktual.: 17.03.2018 09:37

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Komenda cieszy się wolnością od czwartku. To wtedy sąd warunkowo zawiesił mu karę więzienia, by poza murami oczekiwał na decyzję Sądu Najwyższego w sprawie ewentualnego uniewinnienia. Wnosi o to prokuratura.

Mężczyzna podkreśla, że bardzo cieszy się wolnością. Myślami wraca jednak do życia za kratami, gdzie spędził ostatnie 18 lat. - Za kratami najbardziej brakuje kobiety i normalnego jedzenia – wyznał Faktowi. W więzieniu przeżywał horror. Współwięźniowie kilka razy łamali mu kości, był wyzywany i szykanowany. Nigdy nie był na przepustce, bo nie przyznał się do winy.

Pierwszy poranek w rodzinnym domu we Wrocławiu zaczął od śniadania, a następnie poszedł z braćmi na spacer, by zobaczyć, jak zmieniła się okolica. - Ten koszmar jest już za mną, ale nigdy o nim nie zapomnę. Mam 42 lata i nie mam nic, teraz wszystko zaczyna się od początku - mówi Komenda. Co najbardziej zaskoczyło go po opuszczeniu więzienia? - To, że telefonem można zrobić zdjęcie – przyznał.

Komenda został skazany na 25 lat za zabójstwo i gwałt. Ciało 15-letniej Małgorzaty K. znaleziono 1 stycznia 1997 r., niedaleko miejsca, gdzie bawiła się podczas zabawy sylwestrowej. Brutalnie zgwałcona dziewczyna po kilku godzinach zamarzła, porzucona na niemal -20-stopniowym mrozie. Prokuratorzy stwierdzili, że sprawców było kilku. Zatrzymano jednak tylko Tomasza K.

Został skazany na 25 lat więzienia. Prokuratura twierdzi, że przed laty popełniono m.in. błędy przy zabezpieczaniu śladów DNA na miejscu zbrodni. Założono też, że jechał autobusem, który tak naprawdę nie istniał. Mężczyzna znajduje się w publicznym rejestrze Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie trafiły zdjęcia i dane osobowe najgroźniejszych pedofilów i przestępców seksualnych.

Komentarze (914)