PublicystykaTomasz Janik: Zastraszanie sędziów przez prokuraturę. W jakim państwie my żyjemy?

Tomasz Janik: Zastraszanie sędziów przez prokuraturę. W jakim państwie my żyjemy?

Długo wyczekiwane przez niektórych "oranie sądów" nie mogło - wskutek wet prezydenta Dudy - wejść w decydującą fazę i odbyć się poprzez zmianę prawa. Dlatego przybrało ono w tej chwili postać nieco mniej subtelną, a polegającą na wszczynaniu postępowań karnych dotyczących spraw, które prokuratura przegrała. W tej batalii jeszcze sporo się wydarzy - pisze w felietonie dla WP Opinie adwokat Tomasz Janik.

Tomasz Janik: Zastraszanie sędziów przez prokuraturę. W jakim państwie my żyjemy?
Źródło zdjęć: © East News
Tomasz Janik

25.08.2017 | aktual.: 13.09.2017 08:35

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Doniesienia o wszczęciu przez Prokuraturę Regionalną w Szczecinie śledztwa odnośnie wyznaczania składów orzekających w sprawach aresztowania byłych członków zarządu Grupy Azoty Zakładów Chemicznych Police zdumiewają. Ta sytuacja może wywołać efekt mrożący, polegający na zastraszeniu pozostałych sędziów mających w przyszłości sądzić w sprawach szczególnie istotnych dla władzy i dawać im - wcale nie delikatnie - do zrozumienia, że nie warto orzekać inaczej niż chciałaby prokuratura.

Po wtóre, ujawnione informacje dają też wyobrażenie o tym, do czego aktualna władza, jeśli chodzi o sądownictwo, rzeczywiście dąży. Chodzi mianowicie nie tylko o podporządkowanie sądów rządowi w sferze administracyjnej (co już się władzy udało), ale także o ingerencje w sferę orzeczniczą (czego władzy robić nie wolno!).

Na czym miałoby polegać przestępstwo?

Przypomnijmy: szczecińskie sądy obu instancji odmówiły zastosowania tymczasowego aresztu dla byłych członków władz spółki podejrzanych o popełnienie przestępstw gospodarczych. Decyzja ta tak bardzo nie spodobała się Prokuraturze Krajowej, że rozkazała ona swoim szczecińskim podwładnym zbadać, czy to sędziowie nie złamali w tej sprawie prawa. Co ciekawe, nie chodzi jednak o sędziów, którzy orzekli, że areszt jest niepotrzebny (i że na obecnym etapie postępowania nie istnieje nawet wysokie prawdopodobieństwo, że do przestępstw menedżerów w ogóle doszło), ale o tych sędziów, którzy tych pierwszych wyznaczyli do składu orzekającego.

Trudno wydedukować, na czym miałoby polegać w tej sytuacji przestępstwo przekroczenia uprawnień przez sędziów. Z jednej strony prokuratura wskazuje, że "powzięła uzasadnione wątpliwości, co do prawidłowości wyznaczenia sędziów sprawozdawców", powołując się na fakt otrzymania z sądu kilku wokand dotyczących tej samej sprawy, jednak różniących się "osobowym składem orzekającym, liczbą sędziów, a także terminem posiedzeń". Zupełnie innego zdania jest rzecznik Sądu Okręgowego w Szczecinie, który podkreśla, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.

Jak najgorsze wrażenie

Przy tak ograniczonej ilości informacji na temat sprawy trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, czy do złamania prawa doszło. Pamiętać jednak należy, że składy orzekające do spraw aresztowych w sądach rejonowych są wyznaczane na wiele tygodni naprzód i osoba, która o tym decyduje, nie ma wiedzy na temat tego, kiedy jaka sprawa prowadzona przez prokuraturę akurat trafi do sądu z wnioskiem o areszt. Tym samym, ten decydent (z reguły przewodniczący wydziału) nie wie, jaki sędzia będzie go rozpatrywał. Jeśli natomiast wątpliwości dotyczą procedowania przez sąd okręgowy, to ma on prawo do zmiany terminu posiedzenia, na którym rozpozna zażalenie, zaś zmiana składu rozpoznającego zażalenie prokuratury nie musi być od razu działaniem przestępczym (choć z jakich przyczyn tak się stało, na razie nie wiadomo).

Może jednak w całej tej historii nie chodzi o to, aby kogokolwiek stawiać przed sądem, ale by pokazać, że trzecia władza nie ma prawa czuć się bezpiecznie, a sędziowie mający w jakiejś sprawie inne zdanie niż prokurator mogą kiedyś odpowiedzieć karnie. Słyszeliśmy to już zresztą przy okazji głośnego wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, dyskredytującego nielegalne - zdaniem sądu - działania CBA, po którym to wyroku wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł pozwolił sobie na stwierdzenie, że "otwarta pozostaje kwestia nie tylko odpowiedzialności dyscyplinarnej, ale i karnej" sędziów, którzy ten wyrok wydali. I chociaż w opisywanej tutaj sprawie, jak zastrzega prokuratura, postępowanie nie dotyczy tego, że któryś z sędziów nie uwzględnił wniosku o areszt, a jedynie procedury ustalania składów orzekających, to jednak wrażenie pozostaje jak najgorsze.

Prokuratura Krajowa odnosząc się w swoim komunikacie do niekorzystnego dla siebie rozstrzygnięcia sądu pierwszej instancji wskazała, że ustne uzasadnienie tej decyzji może świadczyć o "niezrozumieniu istoty przestępstwa". Ta istota musiała być jednak bardzo sprytnie ukryta przez domniemanych sprawców, skoro nie dotarł do niej żaden z czterech sędziów orzekających niezależnie od siebie i odmawiających orzeczenia aresztu. Następnie zaś nie uchwycił jej także sąd odwoławczy - rozpoznający zażalenie prokuratury na tę obarczoną tak zasadniczym błędem poznawczym decyzję - nie zgadzając się z żadnym z dziesięciu wniosków o areszt.

Zupełnie "nowa jakość"

#

Te sytuacje to zupełnie nowa jakość w praktyce stosowania prawa, która może zaprowadzić nas w odległe rejony na mapie praworządności. Może warto jednak chociaż na chwilę zapuścić się w ten wyimaginowany obszar alternatywnej rzeczywistości prawnej i zastanowić, co w sytuacji, gdyby prokuratura ustaliła jednak winnych wokandowych perypetii i, postanowiwszy z całą surowością ich ścigać, postawiła ich przed sądem. Może wówczas, gdyby sędziowie odmówili uznania winy swoich kolegów po fachu, należałoby także ich oddać pod osąd kolejnych jeszcze przedstawicieli Temidy, aż do upragnionego przez prokuraturę skutku?

Prokuratura oczywiście ma prawo, a nawet obowiązek, badać najróżniejsze sytuacje, jeśli tylko ma podejrzenie, że doszło do działań przestępczych. Bo jak inaczej ustalić, co się wydarzyło bez przyjrzenia się sprawie z bliska? Ma to prawo również wtedy, gdy domniemanymi sprawcami mieliby być sędziowie. Niemniej, niezmiernie rzadko się zdarza, aby zmiana terminów czy składów sędziowskich wzbudziła tak duże zainteresowanie śledczych, co niestety sugeruje, że w sprawie istnieje drugiego dno. I że to, czy posiedzenie zostało odroczone o tydzień czy dwa, tak naprawdę mało interesuje prokuraturę.

Obraz
© East News

Długo wyczekiwane przez niektórych "oranie sądów" nie mogło - wskutek wet prezydenta Dudy - wejść w decydującą fazę i odbyć się poprzez zmianę prawa, dlatego też obecnie przybrało ono postać trochę mniej subtelną, a polegającą na wszczynaniu postępowań karnych dotyczących spraw, które prokuratura przegrała. Władze szczecińskiego sądu zapowiadają zawiadomienie o całej sprawie Krajowej Rady Sądownictwa (jeszcze niezaoranej). W batalii prokuratura kontra sędziowie jeszcze sporo się wydarzy. Szkoda tylko, że jest to walka całkowicie jałowa.

Tomasz Janik dla WP Opinie

Tomasz Janik - adwokat, członek Pomorskiej Izby Adwokackiej w Gdańsku, doktorant Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

Źródło artykułu:WP Opinie
praworząd pissędziowie
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także
Komentarze (0)