PolitykaTomasz Duszkiewicz - ksiądz od Szyszki i Lasów Państwowych. "Nikt mu nie podskoczy"

Tomasz Duszkiewicz - ksiądz od Szyszki i Lasów Państwowych. "Nikt mu nie podskoczy"

Mówią na niego "Trotyl", kojarzą z ministrem środowiska Janem Szyszko, "ma ciepły uśmiech, łysinę i lubi publiczne wystąpienia". Tomasz Duszkiewicz to ksiądz, który dzięki znajomościom w PiS, dużo może. "Każdy wie, że stoi za nim minister".

Tomasz Duszkiewicz - ksiądz od Szyszki i Lasów Państwowych. "Nikt mu nie podskoczy"
Źródło zdjęć: © PAP | Paweł Supernak
Anna Kozińska

Ksiądz Duszkiewicz po swojej wypowiedzi z 2012 r., kiedy mówił o trotylu na wraku tupolewa, zyskał przydomek "Trotyl". Jego teoria na temat katastrofy smoleńskiej to nie jedyny powód, by wiązać go z Prawem i Sprawiedliwością. Na urządzanym przez niego święcie myśliwych "Hubertus" nie zabrakło przedstawicieli "Gazety Polskiej" - redaktorów Tomasza Sakiewicza i Katarzyny Gójskiej-Hejke. Co więcej, dziennikarze dostali wówczas od księdza medale. Sylwetkę księdza przestawia "Newsweek".

To wciąż nie wszystko. We wniosku fundacji Sakiewicza, która otrzymała 6 mln zł na stworzenie organizacji propagującej wizję ochrony Puszczy Białowieskiej przez wycinkę, powołano się na ekspertów, w tym na ks. Duszkiewicza.

Parafianie w Sadownem, gdzie Duszkiewicz był wikarym, mówią z kolei, że księdza często odwiedzał Szyszko. - To kolega księdza - podkreślają. - Ksiądz od czasu dobrej zmiany pojawia się w mundurze leśniczego ze srebrnymi wyłogami, jest kapelanem Lasów Państwowych. Kojarzony jest z ministrem Szyszką i Lasami. Mało kto wie, że jego prawdziwą pasją jest myślistwo. W Sadownem mówiliśmy, że księdzu Tomkowi iskra boża zamiast w ewangelizację poszła w lufę. W domu miał imponujące trofea, chyba nawet chronionych gatunków. Ludzie się śmiali, że ksiądz idzie do Stołu Pańskiego z krwią na rękach - powiedział jeden z parafian.

Duszkiewicz został też prezesem koła łowieckiego "Kszyk", wtedy na polowania do Sadownego miał zacząć przyjeżdżać Szyszko. Ksiądz miał też był gościem na urodzinach ministra.

Od lutego 2016 r. jest też duszpasterzem Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych. Ma mieć możliwość pracy zdalnej.

Gościł w TV Trwam, gdzie mówił, że ekologiczne organizacje Greenpeace i WWF to sekty i dzieło szatana. Co więcej, ma często bywać w Sejmie, wtedy, gdy dyskutuje się o środowisku (debata nad wnioskiem o odwołanie Szyszki czy posiedzenie komisji środowiska).

Możliwości księdza są nieograniczone?

Jeden z myśliwych w rozmowie z dziennikiem zwrócił uwagę, że leśniczówka, w której organizowano imprezy została pokryta blachą, wcześniej zaś na jej miejscu był eternit. Przypomniał, że nie wolno zdejmować go bez utylizacji. Dobudowany został też ganek. Duszkiewicz zrobił to bez pozwolenia? Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego twierdzi, że było zapytanie, jakie "czynności administracyjne należy wykonać przy niektórych pracach budowlanych". Okazuje się jednak, że policja takiego zapytania do PINB nie dostarczyła.

- Dziś ustawia kadry w lasach na Podlasiu, opiniuje, kto może być nadleśniczym, a kto nie. Nikt mu nie podskoczy. Każdy wie, że za nim stoi minister - mówi jeden z leśników z Białegostoku.

W 2015 r. Duszkiewicz przestał być prezesem koła "Kszyk", ale po kilku miesiącach chciał zostać nim ponownie. Nie było z tym problemu - został prezesem honorowym.

- Chodzi o procedurę. Duszkiewicz złożył oświadczenie woli, że znów jest prezesem, ale w takim trybie może go wybrać jedynie walne zgromadzenie członków koła. Wtedy znienacka dostaliśmy pismo z polskiego Związku Łowieckiego z Warszawy, że myk, który wymyślił ksiądz, jest prawnie możliwy. Nie zgodziliśmy się z tym - powiedział myśliwy z Sadownego.

Jak to się skończyło? Po myśli księdza. Mówiono o "politycznych naciskach". Koło zostało wykluczone z PZŁ i rozwiązane. Dudzkiewicz założył nowe, które przejęło kilka tysięcy hektarów poprzedniego koła.

Wyrzuceni z PZŁ napisali list do biskupa, w którym opisali całą sytuację. Padły tam takie sformułowanie jak "intryga", "groźby i szantaż" księdza. - Ksiądz powinien być przykładem dla wszystkich i dlatego został wybrany na prezesa. Niestety, obecnie załatwia swoje prywatne interesy, używając naszego koła jako instrumentu - zaznaczono w liście. Dotarł on do biskupa za późno.

Kolejny watek to płonący dom byłego łowczego koła "Krzyk". Ktoś wcześniej się do niego włamał. Niczego nie skradziono, ale zdaniem strażaków pożar rozpoczął się na biurku z dokumentami. Prokuratura z powodu braku sprawcy, umorzyła śledztwo.

Co na to wszystko ksiądz? Unika komentarza. - Nie zamierzam odpowiadać na te pytania, ponieważ za bardzo się cenię - powiedział "Newsweekowi".

Źródło: "Newsweek"/WP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (35)