To wojna czy kinetyczna akcja militarna? Obama odpowie
Media domagają się, by prezydenta USA Barack Obama, który ma przedstawić stanowisko rządu w sprawie Libii, wyjaśnił cele, strategię i kryteria sukcesu tej interwencji militarnej. Biały Dom stara się nie nazywać jej wojną. Prasa podkreśla, że określenia typu "kinetyczna akcja militarna" czy też "ograniczona akcja wojskowa" nie zmieniają istoty operacji. "Jakkolwiek to nazwać, jest to wojna" - pisze "New York Times".
Nowojorski dziennik zwraca uwagę, że obowiązkiem prezydenta jest wytłumaczyć cele tej wojny, określić wroga, upewnić Amerykanów, czy w istocie wysiłek militarny (i finansowy) przejmie od USA koalicja i czy interwencja w Libii nie odciągnie uwagi Stanów Zjednoczonych od bardziej niebezpiecznych, ważniejszych konfliktów, jak wojna w Afganistanie.
Administracja nie powinna ukrywać planów wojennych za określeniami typu "kinetyczna akcja militarna" lub "ograniczona w czasie i skali akcja wojskowa" i powinna przyznać, że Stany Zjednoczone zaangażowały się w kolejną wojnę - pisze komentator NYT Ross Douthat.
W kontekście troski o losy amerykańskiego budżetu i planów reformy fiskalnej, które bardziej od Libii absorbują media, debata o interwencji militarnej skłania prasę do pytania o jej koszt i współudział koalicjantów w operacji.
"The Boston Globe" podkreśla w poniedziałkowym artykule redakcyjnym, że ciężar kampanii libijskiej spadł głównie na barki sił zbrojnych USA. Przypomina obietnice prezydenta dotyczące szybkiego przekazania wysiłku wojennego koalicyjnym partnerom. Opinia publiczna chce wiedzieć, czy amerykański podatnik pokryje większość kosztów wojny - podkreśla "Boston Globe".
NYT zwraca uwagę, że operację prowadzi wyjątkowo mała koalicja i tym bardziej domaga się od prezydenta wyjaśnienia, jak długie będzie zaangażowanie militarne USA. I czy na pewno operację kontynuować będzie głównie koalicja, skoro, jak powiedział minister obrony USA Robert Gates, sytuacja w Libii nie zagraża USA ani ich "żywotnym interesom".
Media zgodnie pytają, jakie są ostateczne cele tej wojny i kryteria zwycięstwa. "Washington Post" - któremu wtórują wszystkie główne dzienniki - pisze, że pierwszym obowiązkiem prezydenta jest wreszcie wyjaśnić Amerykanom, w sposób "klarowny i precyzyjny", czy celem operacji jest ochrona cywilów przed siłami libijskiego dyktatora Muammara Kadafiego, czy też obalenie go. A jeśli tak, to jakimi środkami? Czy obalenie reżimu będzie wymagało większego zaangażowania armii niż naloty i czyja armia podejmie ewentualną walkę w samej Libii.
"Los Angeles Times" zwraca uwagę, że niejasne określenie strategii i celów wojny może oznaczać, że "USA i aliantów czeka długa wojna", jeśli zaś pozostawi się Kadafiego przy władzy, może on "okopać się w bogatej w ropę Libii zachodniej, mogąc (stamtąd) atakować Zachód i arabskich rywali".
Prezydent powinien też wyjaśnić, w czyjej obronie interweniuje USA. "Kim właściwie są powstańcy?" - pyta NYT, cytując za "Daily Telegraph" jednego z powstańczych przywódców, który określa swych ludzi jako "patriotów i dobrych muzułmanów", którzy walczyli przeciw USA w Iraku. "Skoro w ich imieniu zrzucamy bomby, dobrze byłoby wiedzieć, czy nie okażą się jakobinami lub islamistami" - konkluduje NYT.