Polityka"To on został chłopcem do bicia dla Platformy"

"To on został chłopcem do bicia dla Platformy"

Cezary Grabarczyk zachowa swój stołek. Sejm odrzucił wotum nieufności wobec szefa resortu infrastruktury. - Ta decyzja zapadła znacznie wcześniej. Chłopcem do bicia został Juliusz Engelhardt, odwołany już przed Świętami. Nie było więc potrzeby pozbywać się Grabarczyka - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską ekspert ds. marketingu politycznego Tomasz Łysakowski.

Wotum nieufności poparło 192 posłów, przeciw zagłosowało 229 posłów, a 3 wstrzymało się od głosu. - Dziś przegrali Polacy - tak wynik głosowania skomentował szef SLD Grzegorz Napieralski. To jego partia 17 grudnia złożyła wniosek ws. wotum. Zdaniem posłów SLD minister jest odpowiedzialny za chaos, jaki zapanował na kolei po wprowadzeniu nowego rocznego rozkładu jazdy pociągów.

We wtorek ministra bronił z sejmowej mównicy premier Donald Tusk zarzucając SLD, że "są ostatnimi, którzy mogą wyżywać się na Grabarczyku", bo zła sytuacja na kolei to kwestia wieloletnich zaniedbań. Przyznał jednak, że PO "czuje swoją część odpowiedzialności".

- Rząd Donalda Tuska przede wszystkim kieruje się sondażami. Kiedy pojawia się problem, czyli w tym wypadku chaos na kolei, a w mediach podnosi się raban, natychmiast zjawia się opiekuńczy premier i znajduje kozła ofiarnego - wyjaśnia Tomasz Łysakowski. Jak mówi, Grabarczyk się uchował, ponieważ wcześniej poleciał jego zastępca. Wynik głosowania nad wotum nieufności dla ministra nie był więc dla eksperta zaskoczeniem.

- Ta decyzja zapadła znacznie wcześniej. Chłopcem do bicia został Juliusz Engelhardt, odwołany już przed Świętami. Nie było więc potrzeby pozbywać się Grabarczyka - mówi. Ekspert zwraca uwagę, że PO uwalnia się od kłopotliwych kwestii wyłącznie "PR-owo". W efekcie przyjętej przez tę partię strategii dana sprawa znika z mediów, ale problem pozostaje nierozwiązany. - To dlatego, że bolączki, z którymi boryka się nasz kraj to problemy instytucjonalne. Wymiana ludzi nie sprawi, że nagle znajdą się pieniądze w NFZ czy PKP - zauważa.

Łysakowski przywołuje inne "wizerunkowe" dymisje, m.in. ministra spraw wewnętrznych Grzegorza Schetyny w początkowej fazie afery hazardowej czy ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego po samobójstwie zabójcy Krzysztofa Olewnika. - Premier dymisjonuje ludzi, których twarz jest kojarzona z danym problemem. W zależności od swojego umocowania niektórzy wylatują na stałe, inni, jak Schetyna, wracają w nowym wcieleniu - w tym wypadku - marszałka sejmu - mówi.

Będą inni do odstrzału?

Etatowym kandydatem do dymisji była zwykle minister zdrowia Ewa Kopacz. W zeszłym roku była krytykowana za niezakupienie szczepionek przeciwko grypie AH1N1. Z czasem okazało się, że np. Francja czy Niemcy wydały miliony euro na szczepionki, a skorzystało z nich zaledwie kilka procent obywateli tych państw. Pojawiły się zarzuty, że rządy zostały przekupione przez firmy farmaceutyczne, a opinia publiczna zmanipulowana. - Ponieważ większość krajów zrobiła rzecz głupią, nagle zaniechania polskiego rządu stały się cnotą. Okazuje się, że z nicnierobienia też czasem coś dobrego wychodzi - śmieje się Łysakowski.

Ministrem, który najczęściej obrywa od opozycji został za to Jacek Rostowski. Zdaniem PiS szef resortu finansów ma sprawić, że wkrótce polska "zielona wyspa wpadnie w czarną dziurę". - Jeśli nastąpi zapaść w Unii Europejskiej, od której polska gospodarka jest bardzo silnie uzależniona, minister może zostać złożony w ofierze, bo przecież premier nie będzie mógł ukarać np. Angeli Merkel - nie wyklucza Łysakowski.

W opinii politologa Radosława Markowskiego ministrowi za jego pracę z ostatnich trzech lat należy się "polityczno-ekonomiczny Nobel". - Być może w przyszłości zdarzy się coś co będzie podstawą do krytyki pana ministra, ale należy docenić to wszystko, co robił, by "zielona wyspa" w ogóle zaistniała - mówi.

Bogdan Klich zagrożony?

- Bogdan Klich powinien sobie strzelić w łeb w Smoleńsku. Jest nieudacznikiem. Nawet Rosjanie w raporcie MAK wytknęli mu błędy - takie ostre słowa o ministrze obrony narodowej padły z ust gen. Sławomira Petelickiego, założyciela GROM-u. Atmosfera wokół jego osoby była niedobra niemal od początku jego urzędowania. Ekspert ds. marketingu politycznego przyznaje, że Klich jest średnim ministrem, ale nie wyróżnia się negatywnie na tle innych. - Rząd PO to nie jest rząd orłów, ale średniaków. Donald Tusk być może celowo otacza się takimi średniakami, żeby samemu lepiej wyglądać - mówi.

"Olewactwo" - tym jednym słowem można zdaniem eksperta scharakteryzować politykę rządu ws. wyjaśnienia przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Platforma dąży do jak najszybszego zamknięcia tej sprawy. - Gdyby to PiS rządził sprawa Smoleńska znajdowałaby się w centrum jej zainteresowania, perspektywa PO jest jednak inna. Ponieważ społeczne zainteresowanie Smoleńskiem maleje, bo w końcu ludzie na co dzień mają większe problemy, niż katastrofa w której zginęło paru średniolubianych polityków, PO pomija tę sprawę - uważa.

"Radziszewska musi odejść!" - czy to hasło powróci?

We wrześniu czarne chmury zebrały się nad głową minister Elżbiety Radziszewskiej. Minister ds. równego traktowania zaliczyła wpadkę wytykając w telewizji swojemu rozmówcy, że jest gejem. Premier zdecydował jednak, że pozostawi ją na stanowisku. Czy się na nim utrzyma? Zdaniem rozmówcy Wirtualnej Polski minister używa takiego języka, że wkrótce może jej się przytrafić kolejne potknięcie. - Wpadka z gejem to nie był jej pierwszy wyskok. To osoba, która absolutnie na nadaje się na to stanowisko, w całej PO nie było chyba gorszego kandydata, z wyjątkiem może Stefana Niesiołowskiego. To tak jakby rzecznik praw obywatelskich wychodził i chlapał, że trzeba zaostrzyć prawo prasowe albo karać za wystąpienia w obronie wolności słowa - ironizuje Łysakowski.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (793)