"To nie nowa zimna wojna, lecz nowe ambicje Rosji"
Komentując przemówienie
prezydenta Rosji Władimira Putina w Monachium, niemieckie gazety
zgodne są co do tego, że jego bardzo ostra krytyka Zachodu nie
oznacza nowej zimnej wojny, lecz jest wyrazem nowych ambicji
Kremla, by ponownie zająć miejsce wśród największych mocarstw
świata.
12.02.2007 | aktual.: 12.02.2007 11:27
"To nie jest początek nowej zimniej wojny" - pisze "Sueddeutsche Zeitung". "Przemówienie Putina jest sygnałem ostrzegawczym" - ocenia komentator. Jego zdaniem, w stosunkach Zachodu z Rosją już od dawna nie dzieje się najlepiej. Najgłupszą rzeczą, jaką mogłyby zrobić NATO i UE, byłoby obarczanie winą za to wyłącznie "półdemokraty w Moskwie". Zachód popełnił wiele błędów, a największym z nich jest "paternalistyczny sposób, w jaki zwycięzcy zimnej wojny traktują przegranego". Oferty partnerskiej współpracy ze strony NATO i Unii nie są propozycjami, o których możnaby powiedzieć, że pozwalają Rosji pozostać "na równej wysokości" z Zachodem - czytamy.
Rosja wysuwa aspiracje do ponownego zajęcia miejsca w pierwszym szeregu i ma na to znaczące argumenty: broń atomową, (geograficzną) wielkość, bogactwo ropy naftowej i gazu. Dodatkowego argumentu dostarczyli Amerykanie swoją "tragiczną przygodą w Iraku".
Zdaniem "SZ", ze względu na osłabienie wiarygodności Zachodu, Putin otrzymał szansę na to, by stać się "donośnym głosem" rosnącej liczby tych krajówe, które wątpią w mądrość zachodniej polityki. "Rosyjski prezydent wyłożył karty na stół. Europa i Ameryka wiedzą teraz, gdzie stoi Rosja" - stwierdził komentator, zaznaczając, że Rosję należy zaakceptować jako równoprawnego partnera.
W podobnym tonie komentuje przemówienie Putina "Frankfurter Allgemeine Zeitung". "Odpowiedź jest prosta - nie będzie nowej zimnej wojny" - czytamy. Komentator dodaje, że nikt nie jest obecnie zainteresowany "nową odsłoną politycznej, ideologicznej i wojskowej konfrontacji systemów".
Po wystąpieniu Putina w Monachium stało się jasne, że Rosja nie będzie "przyjaźnie solidnym, nieskomplikowanym" partnerem, jak uważali niektórzy na Zachodzie - czytamy. W kierowanej "demokracji" Putina "polityczna zawadiackość" jest co najmniej tak samo ceniona jak chęć współpracy - pisze komentator.
Jak podkreśla "FAZ", ostre słowa Putina były sygnałem - "znów jesteśmy obecni". Powodem tej nowej pewności siebie jest siła ropy naftowej - wyjaśnia gazeta. Do tego dochodzi "relatywna słabość" Ameryki, którą Putin chce wykorzystać. Jego przemówienie było "sowieckim" komentarzem do wystąpienia kanclerz Angeli Merkel, która apelowała, by mocarstwa zamiast rywalizować ze sobą, wspólnie rozwiązywały międzynarodowe konflikty.
Putin posłużył się metodą prowokacji, by podkreślić aspiracie swego kraju i przypomnieć, że jest równorzędnym partnerem w grze wielkich mocarstw - pisze "Stuttgarter Nachrichten". Jest dobrym strategiem, wybrał więc słusznie moment, gdy Ameryka jest z własnej winy osłabiona na arenie międzynarodwej.
"Putin uderzył w bęben" - zauważył "Die Welt". Język rozmowy pomiędzy Moskwą a Waszyngtonem staje się wrogi - pisze komentator Michael Stuermer. Jego zdaniem, tak chłodno jak Putin dawno już nie przemawiał żaden szef Kremla. Tak, jakby istnialo zapotrzebowanie na "zimną wojnę na miniskalę", obie strony pozwalają sobie na posunięcia, które związane są z polityką wewnętrzną, ale mają niewiele wspólnego z wymogami polityki zagranicznej. Stuermer wymienia w tym kontekście amerykańskie plany tarczy antyrakietowej oraz rosyjskie dostawy rakiet do Iranu.
Europa zapewni sobie bezpieczeństwo wtedy, gdy będzie "razem z Ameryką, lecz nie przeciwko Rosji" - uważa "Die Welt".
"Der Tegssspiegel" zwraca uwagę na paradoks, że to właśnie Putin swoim przemówieniem w Monachium zerwał ludziom Zachodu z oczu opaskę, którau niemożliwiała im dotychczas zobaczenie Rosji takiej, jaka jest na prawdę: "ponownie wzmocnionym, autorytarnym mocarstwem, które wykorzystuje relatywną stabilność wewnętrzną i rekordowe ceny na ropę i gaz do ofensywy w polityce zagranicznej.
Jacek Lepiarz