"To nie była debata intelektualna". Medioznawca surowo ocenia format
Ostatnia debata prezydencka w TVP wywołała wiele kontrowersji. Krytykowano m.in. format. - To był raczej taki konkurs refleksyjności, bystrości, a nie debata intelektualna - mówi WP medioznawca prof. Maciej Mrozowski. Ocenił też, że prowadząca Dorota Wysocka-Schenpf "wypadła z roli", aczkolwiek ataki Krzysztofa Stanowskiego na dziennikarkę ocenił jako "ordynarne".
Co musisz wiedzieć?
- W poniedziałek odbyła się ostatnia debata prezydenta, w której wzięło udział 13 kandydatów.
- Krytykowany był format, który premiował krótkie hasłowe wypowiedzi i ataki. - Im więcej ludzi, tym musi być gorsza jakość debaty - ocenia medioznawca prof. Maciej Mrozowski.
- Przyznał też, że prowadzą Dorota Wysocka-Schnepf "wypadła" ze swojej roli.
W poniedziałek wieczorem w TVP odbyła się ostatnia przedwyborcza debata kandydatów na prezydenta. Wzięło w niej udział 13 kandydatów. Zgodnie z formatem, mieli niewiele czasu na wypowiedź oraz riposty wobec konkurentów.
- Cel i warunki określają zawsze formę działania. Tutaj mieliśmy do czynienia z koniecznością zagwarantowania występu 13 osób na równych prawach. A im więcej ludzi, tym musi być gorsza jakość debaty, z tej prostej przyczyny, że może być wiele punktów widzenia, wiele podejść, które muszą być przedstawiane skrótowo. Rodzi się mozaika, która sprawia, że widz może się w tym temacie pogubić - mówi Wirtualnej Polsce medioznawca prof. Maciej Mrozowski.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto wypadł najsłabiej w debacie? "Pierwsza taka kampania"
- Wszyscy kandydaci muszą mieć takie same szanse, a debatę trzeba zachować w rozsądnym czasie. Stajemy więc przed wyborem: albo debata na jeden temat i wszyscy mogą mówić 3 minuty, albo 3 tematy i każdy ma po minucie - dodaje.
Według eksperta, przy tak dużej liczbie osób debata traci sens. - W prawdziwej debacie musi być teza i wywód. A tu nie było takiej możliwości. To była prezentacja punktów widzenia z z możliwością zaczepek, ataków personalnych pomiędzy kandydatami - mówi prof. Mrozowski.
Wskazuje, że taka forma zachęca też kandydatów do wzajemnego atakowania się. - W Stanach Zjednoczonych dwóch kandydatów debatuje półtorej godziny, spokojnie sobie wszystko wyjaśniają Przy dłuższej wypowiedzi ataki nie mają sensu, bo to spłyca wywód. A przy krótkich wypowiedziach, jak podczas wczorajszej debaty, mamy do czynienia od strony intelektualnej z hasłami, a od strony emocjonalnej z atakiem - mówi.
- To był raczej taki konkurs refleksyjności, bystrości, a nie debata intelektualna - dodaje.
Kontrowersje wokół Wysockiej-Scnepf. "Wypadła z roli"
Jeszcze przed debatą wiele emocji było wokół wyznaczenia Doroty Wysockiej-Schnepf do prowadzenia dyskusji. Część kandydatów zarzucała jej stronniczość. W trakcie debaty doszło też do kilku sprzeczek Wysockiej-Schnepf m.in. z Krzysztofem Stanowskim.
- Bardzo się cieszę, że mogę być w tej "świątyni propagandy" i widzieć przed sobą "arcykapłankę propagandy" - powiedział Stanowski. - To nie jest obiektywizm. Pani nie powinno tu być - dodał. Uderzył również w jej męża Ryszard Schnepfa, który - jak stwierdził - "czeka na ambasadorską nominację od nowego prezydenta".
- Atak pana Stanowskiego był ordynarny, całkowicie wypadł z gry - ocenił prof. Mrozowski. - Ona raczej odreagowała na zaczepkę. Ale jej twarz zrobiła się napięta, widać było, że nie daje sobie emocjonalnie rady - mówił.
Przyznał, że redaktorka "wypadła w sposób istotny z roli". - Być może należałoby wziąć kogoś innego do prowadzenia debaty - powiedział.
Medioznawca wskazał jednak, że rola dziennikarzy w debacie, w której bierze udział kilkanaście osób jest jednak "marginalna". - Oni są w zasadzie kelnerami tylko "podającymi" pytania - powiedział.
Schyłkowa debata w TVP
Zdaniem eksperta, ze wszystkich debat, jakie miały miejsce najciekawsza była dyskusja w "Super Expressie".
- Bo była w innej formule, takiej wolnoamerykańskiej. Była żywiołowa, spontaniczna, dawała kandydatom pole do popisu. Ta w TVP była bardziej sformalizowana - powiedział.
Prof. Mrozowski ocenił, że poniedziałkowa debata w TVP była "schyłkowa". - Nie rozwija już nic, tylko kandydaci się raczej utwierdzają w takich wcześniej zarysowanych sylwetkach - mówił.
Według niego w przyszłości debaty, takie jak w "Super Expressie", powinny mieć miejsce na początku, gdy "kandydaci mogą coś jeszcze zaryzykować". - Ale teraz, kilka dni przed wyborami, nikt nie chce ryzykować. Zwłaszcza, że pierwsza tura jest w zasadzie rozstrzygnięta, można z dużym prawdopodobieństwem założyć, kto wejdzie do drugiej tury - powiedział medioznawca.
Adam Zygiel, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj więcej: