To może się skończyć dla Libii kolejną wojną? Media ostrzegają przed zagrożeniami podczas odbijania Syrty z rąk IS
• Libijskie siły i ze wschodu, i z zachodu chcą odbić Syrtę
• Miasto od ponad roku jest w rękach Państwa Islamskiego
• Zachodnie media ostrzegają jednak przed nową wojną domową
• Władze i ich zbrojni sojusznicy są podzieleni i mogą zacząć walczyć ze sobą
Gdy w 2011 r. nad Afrykę Północną nadciągnęły fale Arabskiej Wiosny, szybko zmyły ze stołków wieloletnich przywódców Tunezji i Egiptu. Ale w Libii stało się inaczej - rozpoczęła się tam krwawa wojna domowa. I choć jeszcze w tym samym roku walczący z Muammarem Kadafim rebelianci zdołali go pojmać, pułkownik nigdy nie trafił przed oblicze sprawiedliwości. Zamiast demokratycznego zakończenia konfliktu - postawienia przed sądem - spotkała go śmierć z rąk rozsierdzonych bojowników.
Od tego czasu Libia pogrążyła się w brutalności i chaosie walk o władzę. Dwa lata temu doczekała się nawet powstania dwóch opozycyjnych rządów i parlamentów - jednego w Trypolisie, gdzie władzę dzierżyła koalicja islamistów, drugiego w Tobruku, popieranego przez gen. Chalifa Haftara (dawnego człowieka Kadafiego, który odwrócił się od dyktatora i w latach 90. ub. wieku wyjechał do USA, gdzie spędził dwie dekady).
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta - mówi przysłowie, które jak ulał pasuje do tego, co ze sporem Tobruku i Trypolisu zrobiło Państwo Islamskie. Dżihadyści kalifatu dosłownie, bo geograficznie, weszli między dwa ośrodki władzy i swoim przyczółkiem w Libii uczynili Syrtę. To rodzinne miasto Kadafiego, które było świadkiem także upadku pułkownika, stało się przed rokiem bastionem IS. Według różnych źródeł w okolicy miasta jest 5-7 tys. zbrojnych dżihadystów, którzy w ciągu ostatniego roku wiele razy brutalnie o sobie przypominali, atakując posterunki libijskich milicji lub podrzynając nad brzegiem Morza Śródziemnego gardła egipskich chrześcijan i grożąc przy tym Rzymowi.
Nic dziwnego, że wiele osób na Zachodzie zadrżało przed takim sąsiadem zza morza. ONZ od dłuższego czasu próbowało pogodzić zwaśnione libijskie rządy i jakiś czas temu wydawało się, że jest to możliwe. Ogłoszono utworzenie rządu jedności narodowej, na którego czele stanął Fajiz as-Sarradż. Ten mało znany polityk pod koniec marca przybył do Trypolisu. Problem w tym, że Trypolis i Tobruk znów się podzieliły w sprawie poparcia "rządu jedności" (w przeciwieństwie do Zachodu, który postawił właśnie na Sarradża). Efekt był taki, że centrów władzy w tamtym momencie zrobiło się aż trzy. Jedno pozostało niezmienione - Syrta wciąż była i jest w rękach IS.
Publiczne egzekucje, w tym przez obcięcie głowy czy ukrzyżowanie, dotkliwe kary np. za wytwarzanie alkoholu, reedukacyjne kursy i patrole dżihadystycznej policji - tak w lutym tego roku BBC News, które rozmawiało z uciekinierami z Syrty, opisywało realia życia w mieście pod rządami IS. Libijskie siły ze wschodu gen. Haftara i zachodu - milicje z Misraty - chcą jednak je odbić.
Gdy wróg wroga nie jest przyjacielem
Wydawać by się więc mogło, że wspólny wróg w końcu zjednoczył przeciwne strony. Niestety, zachodnie media ostrzegają, że zagrożenie dla Libii wcale nie minęło. I nie chodzi wcale o trudności, jakie napotkają walczący z dżihadystami, którzy najpewniej nie będą się wahać przed użyciem zamachowców samobójców, a nawet cywilów jako żywych tarcz.
Agencja Associated Press oraz brytyjski dziennik "The Daily Telegraph" piszą o obawach, że siły z Misraty, z którymi ma układać się Sarradż, i wojska gen. Haftara nie będą współpracować w walce z IS i może dojść do walk między nimi podczas kampanii wokół Syrty. Jak wyjaśnia brytyjska gazeta, Misrata widzi w Haftarze kolejnego przyszłego dyktatora, któremu zależy na złożach ropy w pobliżu Syrty, a dla generała milicje z Misraty są zbyt mocno powiązane z islamistami. Otwarte walki między stronami to jednak prosta droga do jeszcze większego pogrążenia Libii, a nawet do ponownej wojny domowej - ostrzegają media.
AP, cytując amerykański ośrodek analityczny Stratfor, pisze, że "wyścig o Syrtę już się rozpoczął". Kto go wygra, będzie miał lepszą pozycję w negocjacjach na temat rządów w kraju. Z kolei "The Daily Telegraph" dodaje, że do walk przeciw IS zgłosili się także dawni ludzie reżimu Kadafiego, którzy po jego upadku uciekli z kraju, a teraz chcą "odkupić" dawne winy. - Dla Libii to może być matka wszystkich bitew - mówił w rozmowie z dziennikiem jeden z libijskich polityków Guma el-Gamaty.