"To L.Kaczyński nie chciał opinii sądu, a nie Kownacki"
Prokurator generalny w 2009 r. nie widział żadnych przesłanek, by ułaskawiać Adama S. - o tej odpowiedzi Prokuratury Generalnej do kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego poinformował rzecznik prokuratury Mateusz Martyniuk. - To nie pan Kownacki zwracał się do prokuratury o tryb bez opinii sądu. To wynikało z postanowienia prezydenta - dodał.
07.03.2011 | aktual.: 07.03.2011 16:20
Potwierdził on poniedziałkowe informacje Radia Zet, że pod pismami z kancelarii prezydenta do prokuratora generalnego podpisali się ówcześni prezydenccy ministrowie: Andrzej Duda i Piotr Kownacki.
Procedurę ułaskawieniową wobec Adama S. wszczęto w tzw. nadzwyczajnym trybie prezydenckim, kiedy to głowa państwa zwraca się do prokuratury czy sądów o informacje i opinie na temat skazanego, którego chce ułaskawić; prasa wyliczyła, że w czasie prezydentury Lecha Kaczyńskiego takich spraw było 18 z ogólnej liczby prawie 2 tysięcy spraw.
Zwykły tryb polega na tym, że skazany zwraca się o opinię ws. ułaskawienia do sądu, który go skazał. Gdy opinia sądu jest pozytywna, sprawa trafia do prokuratora generalnego, a potem - do prezydenta, który wydaje w tej sprawie ostateczną i nieodwołalną decyzję. Może zmniejszyć lub zawiesić wyrok albo nawet zarządzić zatarcie skazania w rejestrze karnym.
- Postępowanie (ws. Adama S.) zainicjowało pismo od ministra Dudy, nadzorującego w kancelarii prezydenta sprawy ułaskawieniowe. 24 lutego 2009 r. napisał on do prokuratora generalnego (był nim wtedy Andrzej Czuma), że wpłynął wniosek Adama S. z prośbą o ułaskawienie i zwrócił się do prokuratury o informacje na temat prowadzonych tam postępowań przeciwko tej osobie - relacjonował Martyniuk.
Według Martyniuka w maju 2009 r. ówczesny szef kancelarii prezydenta Piotr Kownacki zwrócił się do prokuratora generalnego z informacją o wszczęciu w Kancelarii postępowania ułaskawieniowego wobec Adama S. i poprosił o zaopiniowanie tego wniosku. Zarazem informował, że zwraca akta sądowe sprawy Adama S.
Jak podkreślił Martyniuk, do podpisanego przez Kownackiego pisma przewodniego było dołączone postanowienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego. - Jest w nim napisane, że prezydent decyduje się na taki tryb postępowania ułaskawieniowego, w którym nie zasięga opinii sądu. To nie pan Kownacki zwracał się do prokuratury o taki tryb. To wynikało z postanowienia prezydenta - podkreślił Martyniuk, wyjaśniając niejasności w tej sprawie.
- Opinia prokuratury co do ułaskawienia Adama S. była negatywna. Prokurator generalny nie dostrzegał żadnych przesłanek przemawiających za wydaniem aktu łaski - powiedział rzecznik prokuratury, zastrzegając zarazem, że prezydent podejmując własną decyzję o ułaskawieniu, nie jest tą opinią związany.
Media poinformowały w ubiegłym tygodniu, że Adam S. - przedsiębiorca z Kwidzyna, z którym mąż Marty Kaczyńskiej - Marcin Dubieniecki założył spółkę, został w "trybie nadzwyczajnym" ułaskawiony przez Lecha Kaczyńskiego. Adam S. był skazany na rok i 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 30 tys. zł grzywny oraz 120 tys. zł zwrotu wyrządzonej szkody. Ułaskawienie nastąpiło 9 czerwca 2009 r. Trzy tygodnie wcześniej S. założył spółkę z Dubienieckim.
- Jest to przykra sprawa dla kancelarii poprzedniej kadencji, bo tutaj gołym okiem widać, że w grę wchodzi podejrzenie nieuczciwości. Tzn. wykorzystania osobistej znajomości dla załatwienia sprawy, gdzie osobiste znajomości nie powinny w grę wchodzić. Ta sprawa jest tym bardziej przykra, że ona rzuca cień na bardzo prawego człowieka, jakim był pan prof. prezydent Kaczyński. Właśnie dla obrony pamięci prezydenta Kaczyńskiego w tej sprawie trzeba wszystko od początku do końca wyjaśnić - komentował w niedzielę w Radiu Zet doradca prezydenta Tomasz Nałęcz.
Cytowany przez portal gazeta.pl Andrzej Duda mówił, że nie pamięta sprawy ułaskawienia Adama S. Także Kownacki - w wypowiedzi dla "Polska the Times" - mówił, że nie przypomina sobie tej sprawy, a ułaskawieniami zajmował się minister Duda.
Według mediów wspólnik Dubienieckiego był skazany za to, że kilka lat oszukiwał urząd skarbowy i PFRON. Za podpisy pod fikcyjnymi listami obecności miał wypłacać kilku niepełnosprawnym po 100-200 zł, poświadczając w ten sposób nieprawdę - ich rzekomą pracę w jednej z firm w Kwidzynie. Wyłudził z PFRON ponad 120 tys. zł, a Skarb Państwa stracił co najmniej 30 tys. zł. Według "Gazety Wyborczej" w śledztwie i przed sądem interesy Adama S. reprezentował Marek Dubieniecki, ojciec Marcina.