"To jakaś kpina". Kukiz rozkłada ręce. Przez PiS
Paweł Kukiz skomentował wysokie nagrody dla ministrów rządu Beaty Szydło. Stwierdził, że ich wysokość "powala". Ale to nie wszystko. Wytknął też PiS-owi istotny brak logiki.
13.02.2018 | aktual.: 13.02.2018 17:00
W ub. roku na nagrody dla ministrów premier Beata Szydło wydała aż 1,5 mln zł. Kwoty zostały ujawnione w odpowiedzi na interpelację posła PO Krzysztofa Brejzy. Najwięcej dostał ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Błaszczak. 82 tys. zł.
Wysokość nagród wywołała kontrowersje. Do sprawy odniósł się również lider Kukiz'15.
"Polska zadłużona po uszy, a jej zarządcy dostają nagrody, których wysokość powala. Z pewnością część z nich swoją pracą poprawiła stan budżetu państwa, ale proporcje gratyfikacji to jakaś kpina. To tak, jakby ktoś znalazł tysiąc złotych, oddał właścicielowi, a w nagrodę za to dostał pięć tysięcy" - alarmuje Kukiz.
Polityk zwraca też uwagę na brak logiki w działaniach PiS. "Skoro część z ministrów zostało odwołanych, a za swoją pracę dostali nagrody, to dlaczego zostali odwołani, skoro byli tak dobrzy, że na te nagrody zasłużyli?" - pyta.
"Ministrowie zarabiają za mało"? Kukiz sądzi co innego
Były przewodniczący Stałego Komitetu Rady Ministrów Henryk Kowalczyk, obecnie minister środowiska, przekonywał rano na antenie Radia Zet, że ministrowie zarabiają za mało. Sam dostał w ubiegłym roku 65 tys. zł premii. - Pracując średnio 14 godzin dziennie, zapracowałem na dodatkowe wynagrodzenie - przekonywał.
Co na to Kukiz? "Panie Ministrze, moja żona (nauczycielka) zarabia w szkole 2400 zł. Poza szkołą, w domu, przygotowuje tematy lekcji, sprawdza klasówki, pisze charakterystyki uczniów, wypełnia jakieś tabele, statystyki itd. Jednym słowem, drugie tyle, co w szkole, pracuje poza nią. Czy w związku z tym należy jej się roczna nagroda np. 20 tysięcy złotych, 'bo zapracowała na ten dodatek'?" - ripostuje.
Kukiz'15 postuluje o liwidację nagród dla ministrów.