To Giertych stworzył medialnego potwora. Tak Jacek Kurski został cynikiem [OPINIA]
Pan Jacek Kurski jest przygotowany do nowej roli w Banku Światowym, jak mało kto. Niech ekonomiści załamują ręce, niech wytykają mu niekompetencję, niech naigrawają się z jego nominacji. Po nim i tak wszystko spłynie niczym woda po kaczce. Spoko wodza. To pewne jak w banku.
Gangster Siara jęknął z nabożnym podziwem: "Mają rozmach, skur...". No bo jak to tak? Kupić pałac Kultury za gotówkę, zrobić z niego kasyno i ten sam numer powtórzyć z Moskiewskim Pałacem Młodzieży - to w głowie Siary, jednego z bohaterów komedii "Kiler", się nie mieściło.
Co tam filmowy deal z kolumbijskimi narkobossami. Życie pisze nie takie scenariusze.
***
Nikt tak pięknie, jak Jacek Kurski, nie ogłasza na Twitterze dobrych wiadomości. Przy okazji nigdy nie wiadomo czy kpi z odbiorców, czy o drogę pyta. Podobnie było 7 grudnia 2022 roku.
Wybiła godzina 10.14, gdy światem - no, może pierwotnie tylko Polską - wstrząsnęło jego ćwierknięcie. W skrócie: Bla, bla, bla podjąłem pracę w Banku Światowym. Bla, bla, bla. Wiem, że tu też dobrze przysłużę się Polsce.
Myśli o tym, gdzie dotychczas tak dobrze "przysłużył się" ojczyźnie, eksprezes rządowej telewziji, zwanej dla niepoznaki publiczną, nie rozwinął. Wstyd, że musieli zrobić to za niego inni. Zagadkę, za co Kurski otrzymał lukratywną posadę, rozwiązał minister rolnictwa Henryk Kowalczyk.
- Za to, że w odpowiedni sposób kierował telewizją - odpowiedział do kamery TVN, a figlarny uśmiech nie schodził z jego ministerialnego oblicza.
W optymistycznej ocenie dokonań Kurskiego Kowlaczyk był jednak osamotniony. W tysiącach tweetów przypominano nowemu pracownikowi Banku Światowego, co zrobił z informacyjnych programów TVP. Przytłaczająca większość wiadomości nie nadaje się do cytowania, tak jak "Wiadomości" i programy TVP Info nie nadają się do oglądania.
Oczywiście po przekroczeniu pewnego progu bólu (uwaga, dzięki światłej polityce lekowej w Polsce trudno dostępna jest morfina) jest to możliwe, ale - ogólnie rzecz biorąc - to zajęcie dla masochistów.
***
Przy okazji nominacji dla Kurskiego oberwało się potężnie Adamowi Glapińskiemu, bo to on w jednej ze swoich wizji dostrzegł go i polecił na eksponowane stanowisko. A że przy okazji doskonale płatne? Bywa. Rocznie "bańka" pęka, a bynajmniej nie o mleko tu chodzi. Prędzej o śmietankę, którą tłusty kot Jarosława Kaczyńskiego uwielbia spijać. Trudno rozstrzygnąć, czy przy tym mruczy. Z samozadowolenia po zaoraniu TVP na pewno.
Jakiś pozytyw? Na śmietankę dla Kurskiego zrzucaliśmy się dotychczas wyłącznie my (od niedawna to 2,7 mld złotych na media publiczne, z których wypłacana była m.in. pensja prezesa), a teraz w Banku Światowym będą to robić razem z nami inni.
Nominat Kurski coś tam ćwierkał o swoim przygotowaniu do objęcia nowej funkcji. Wątpiących w jego kwalifikacje uspokoił komunikat NBP. Można tam wyczytać m.in.:
"Pan Jacek Kurski jest ekonomistą, ukończył handel zagraniczny na Uniwersytecie Gdańskim. Ma szerokie doświadczeniu w sektorze publicznym zdobyte na wszystkich jego szczeblach: samorządowym, ustawodawczym, rządowym i międzynarodowym. Zajmował się, zarówno jako menedżer, jak i członek organów nadzoru, takimi obszarami jak m. in: rozwój regionalny, finanse, infrastruktura czy ochrona środowiska".
Uff, kamień z serca. I nawet jeśli ta wiedza uleciała Kurskiemu z głowy w ostatnich latach, to sam szef NBP mógł mu udzielić kilku porad. Panowie się znają, więc przyśpieszony kurs ekonomii mógł wyglądać tak:
- Pamiętaj, Jacek. Stopy raz spadają, a raz się podnoszą. Kumasz? To jak z pijanym przy płocie. A reszty to już się dowiesz, jak do Łaszingtonu pojedziesz.
Kurski mógłby też błysnąć na nowej posadzie, cytując na posiedzeniu w banku słowa innego geniusza krajowej ekonomii. "Każda inflacja kiedyś się kończy" - tako rzekł sam prezes PiS.
Pan Jacek Kurski jest więc przygotowany do nowej roli jak mało kto. Niech ekonomiści załamują ręce, niech wytykają mu niekompetencję, niech naigrawają się z jego nominacji. Po nim i tak wszystko spłynie niczym woda po kaczce. Spoko wodza. To pewne jak w banku.
***
Był 7 września 2007 roku. W Sejmie trwała debata nad samorozwiązaniem. Na mównicę wszedł szef LPR Roman Giertych. To mógł być moment ostatecznej przemiany Jacka Kurskiego w drugiego cynika wśród polskich polityków (dla jasności: pozycję nr 1 okupuje i okupywać będzie Jarosław Kaczyński).
Giertych w swoim blisko 15-minutowym przemówieniu programowo rozjeżdżał zakłamanie Kurskiego. To był polityczny nokaut, który nadal można odnaleźć w sieci. Giertych nie mógł wiedzieć, że właśnie tworzy medialnego potwora.
Swoje zagubienie Kurski maskował sztucznym uśmiechem, choć gołym okiem widać było, że najchętniej zapadłby się ze wstydu pod ziemię. I to właśnie wtedy, bodaj po raz ostatni, na twarzy Kurskiego zagościł publicznie ślad zażenowania.
Można było spodziewać się, że po takim ciosie nikt i nigdy na tego pana głosować nie będzie. Tak się nie stało. Kurski odkrył wtedy, że każde kłamstwo może ujść na sucho, że ludzie posłuchają i zapomną. Może nawet wyśmieją. Ale zapomną.
Odkrył też, a może tylko utwierdził się w tym, że z kłamstwa można uczynić potężną polityczną broń. Nie był pierwszy.
Dlatego uzbrojony w tę wiedzę z uśmiechem oznajmia, że znów dobrze przysłuży się Polsce. Trzeba chwytać dzień. Najlepiej z rozmachem.
Paweł Wiejas, dziennikarz Wirtualnej Polski