Generał ostrzega. "Obawiam się najczarniejszego scenariusza"

Według prof. gen. Bogusława Packa, byłego rektora Akademii Obrony Narodowej i dyrektora Instytutu Bezpieczeństwa i Rozwoju Międzynarodowego, wojna w Ukrainie nie zakończy się w 2023 roku. W rozmowie z Wirtualną Polską wojskowy podkreśla, że Putin może w najbliższych miesiącach szykować niejedną niespodziankę, ale dzięki dużej determinacji Ukraińców ich sukces jest bardzo prawdopodobny.

Zdaniem gen. Bogusława Packa, wojna w Ukrainie nie zakończy się w 2023 roku
Zdaniem gen. Bogusława Packa, wojna w Ukrainie nie zakończy się w 2023 roku
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Facebook
Sylwester Ruszkiewicz

Sylwester Ruszkiewicz, Wirtualna Polska: Panie generale, w ostatnich dniach najcięższe walki toczyły się pod Bachmutem. Rosjanie tam zwolnili, prawdopodobnie dążąc w tym regionie do pauzy operacyjnej. Na pozostałych odcinkach frontu, poza rosyjskimi atakami rakietowymi, nie mieliśmy znaczących natarć czy przełamań z obu stron. Jak pan ocenia obecną sytuację na froncie?

Gen. Bogusław Pacek: - To, co obserwujemy od kilku tygodni, jest próbą czasowego zamrożenia konfliktu ze strony Rosji. Wyraża się to m.in. w tym, że Kreml wysyła sygnały w sprawie swojej gotowości dotyczącej rzekomych negocjacji ze stroną ukraińską lub amerykańską. Doszło do tego, że Moskwa nie stawia na szali wstępnych, zaporowych warunków, które musiałaby spełnić Ukraina. Świadczy o tym również sposób prowadzenia działań wojennych.

I to jak wygląda proces mobilizacji w rosyjskiej armii. Przed świętami Putin na kolegium ministerstwa obrony Rosji osobiście przyznał, że "mobilizacja ujawniła problemy" i zapowiedział zmiany w nowym roku. Ukraina ma się czego obawiać, szczególnie na wschodnim froncie?

Rosjanie nie przerzucili na wschodni odcinek frontu znaczących sił. Zostały one jedynie uzupełnione częścią zmobilizowanych żołnierzy. Według rosyjskich danych, jest to ponad 70 tys. tzw. mobików. To naturalne uzupełnienie wynikające ze strat, które Rosjanie ponieśli. Ale nie przerzucili jeszcze deklarowanych ponad 200 tysięcy rezerwistów. Widać też na froncie, że Rosja przeszła do działań obronnych. Umacniają swoje pozycje defensywne i linie fortyfikacyjne. Widoczne jest ochłodzenie temperatury wojennej. Dynamika działań w przypadku rosyjskiej armii znacznie spadła.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ale prawie codziennie słyszymy o alarmach przeciwlotniczych, wezwaniach do ukrywania się w schronach i możliwych rosyjskich atakach rakietowych.

Artylerię "zastąpiono" atakami rakietowymi skierowanymi w infrastrukturę energetyczną w Ukrainie. Rosja zdecydowała się na ten krok, choć wie, że nie zaważy on na losach wojny. To przygotowanie do kolejnego etapu, odsłony konfliktu. Putin chce na czas przygotowań odbudowy swojej armii sparaliżować dostawy prądu, gazu, wody w Ukrainie. On zdaje sobie sprawę, że zostanie to odbudowane. Ale chce, by Kijów skupił w najbliższych miesiącach uwagę na naprawach elektrowni i linii przesyłowych. Walczy, by morale i psychika Ukraińców była cały czas nękana. Chce zmęczyć ukraińskie społeczeństwo, wpłynąć na obniżenie gotowości do obrony swojej ojczyzny, tak, aby na kolejnym etapie było łatwiej osiągnąć sukces.

Według niektórych wojskowych analityków, Rosja gromadzi siły, odtwarza odwody, by ruszyć na wiosnę z ofensywą na kilku kierunkach. Czy faktycznie jest w stanie podnieść się po tylu upokarzających porażkach?

Rosjanie robią wszystko, by wiosną ruszyć z ofensywą na wschodnim odcinku frontu. Celem numer jeden będzie całkowite przejęcie obwodu donieckiego, co nie udało się do tej pory. W zamyśle Rosjan będzie też ponowne przejęcie kontroli nad całym obwodem chersońskim, m.in. ze względu na ujęcie wody dla półwyspu Krymskiego. Putin nie odpuści również obwodu zaporoskiego. Rosja uznała te terytoria, czyli wszystkie cztery obwody: chersoński, zaporoski, ługański i doniecki jako autonomiczne republiki i będzie dążyć do wyparcia stamtąd Ukraińców.

Na tym Putin zakończy konflikt?

Nie można wykluczyć w jego przypadku realizacji większego planu, włącznie z ponowną próbą przejęcia całej Ukrainy. Kołem napędowym ma być 250 tysięcy zmobilizowanych żołnierzy, którzy obecnie szkolą się i finalnie zostaną przerzuceni na front. Może tak być, że pojawi się ich znacznie więcej. Z informacji zachodniego wywiadu wynika, że są szkoleni na wschodzie Rosji, na bardzo odległych terenach. Pozostaje jeszcze kwestia wydajności rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego. Putin odwiedzając zakłady produkcyjne stawiał pracownikom zadania wskazujące na eskalacyjne plany Rosji. Przekazywał polecenia, że do szczebla oddziału, a nawet pododdziału ma nie zabraknąć broni i amunicji.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Mówi się, że sankcje jednak bardzo mocno uderzyły w rosyjski przemysł zbrojeniowy.

Z kolei Putin twierdzi, że środki budżetowe są nieograniczone. Mamy teraz okres nie tylko szkolenia żołnierzy, ale również szybkiej produkcji broni, amunicji, rakiet i innych środków pola walki. Rosja co prawda już znacznie wyczerpała swoje dotychczasowe zasoby militarne, ale nadal ma dwie drogi: produkcja albo kupno. To drugie nie zastąpi pierwszego, jednak stosowane równolegle jest bardzo groźne dla Ukrainy.

Mówimy o irańskich dronach i pociskach balistycznych?

Nie mamy informacji, jak duże zakupy poczynił Putin. Ostatnio dowiedzieliśmy się o czołgach, których wcześniej nie było na teatrze działań wojennych, a które na pewno nie stały w rosyjskich magazynach. Skąd Rosja je otrzymała, ile ich jest – tego nie wiemy. Podobnie z irańskimi dronami, w przypadku których, wiemy skąd zostały dostarczone, ale ich liczba jest tajna. Iran obawia się o swoją sytuację i licząc się z sankcjami, próbuje kłamać, że dostawy uzbrojenia dla Rosji nastąpiły przed rozpoczęciem wojny. Wszystko, co obserwujemy, skłania do wniosku, że nie należy zupełnie dyskredytować stanu przygotowania rosyjskiej armii do tej wojny. Widać, że magazynowali sprzęt, broń i amunicję od lat. Krótko mówiąc, szykowali się znacznie wcześniej do tej wojny, niż podejrzewaliśmy. Liczba wystrzelonych rakiet, zgromadzonego sprzętu i setek ton amunicji dowożonych na front świadczy o tym, że Kreml myślał wojennymi kategoriami od lat.

Ale to, przynajmniej według Kremla, druga najsilniejsza armia na świecie. Wojna w Ukrainie obnażyła jej słabość. Putin jeszcze może czymś zaskoczyć?

Nie można wykluczyć, że na froncie Rosja zaskoczy nas ponownie. Najpierw zaskoczyła nas samą wojną, ale też słabym, mentalnym i wojskowym przygotowaniem do starcia z Ukrainą. Putinowi wydawało się, że po kilku dniach zajmie Kijów, obsadzi swój marionetkowy rząd i przejmie kontrolę nad ukraińskim społeczeństwem. Nic takiego się nie stało i nie stanie. Co nie znaczy, że rosyjskie dowództwo nie ma w zanadrzu nowych pomysłów na dalsze prowadzenie działań wojennych. Rosjanie, co widać w ostatnich tygodniach, wyciągnęli wnioski z poprzednich miesięcy i popełnionych błędów. Ta pauza operacyjna, z którą mamy teraz do czynienia, może być złowieszcza.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zamrożenie konfliktu działa na korzyść Ukrainy czy Rosji?

Rosjanie obecnie rozsądnie podchodzą do prowadzenia wojennej operacji. Nie marnują sił, żołnierzy, artylerii i dokonują różnego rodzaju korzystnych dla nich manewrów, chociażby z wyjściem z Chersonia, które finalnie dla Moskwy okazało się korzystne. Niestety, ale dowodzenie w ostatnich tygodniach po stronie rosyjskiej jest coraz bardziej efektywne. Nie jest łatwo Ukrainie zbudować konkretną ofensywę, która istotnie przeważyłaby na froncie. Rosjanie nie pozwalają na strategiczne manewry ukraińskiej armii.

Czy według pana w 2023 roku można się spodziewać dalszych ataków na ukraińską infrastrukturę energetyczną?

Wszyscy widzimy, że niszczenie infrastruktury energetycznej w okresie zimowym w Ukrainie jest nieludzkie i zbrodnicze, ale z punktu widzenia Rosjan okazuje się skuteczne. Putin wierzy, że zmarznięci mieszkańcy miast, którzy w duchu będą mieli dość tej wojny, zmienią swoją wolę oporu i walki, zaczną przysparzać władzom Ukrainy więcej problemów aniżeli operacje wojenne na froncie. Dlatego skutki tej, energetycznej wojny mogą być groźniejsze niż przewidywano. Obawiam się najczarniejszego scenariusza, że Ukraina zostanie prawie cała pozbawiona prądu na dłuższy czas.

Jak w takim razie według pana będzie wyglądał przebieg wojny w następnym roku?

Kluczowe jest teraz pytanie czy Zachód liczy się z rosyjską ofensywą i będzie w stanie już teraz dać szansę Ukrainie poprzez zwiększone dostawy uzbrojenia na skuteczną obronę, a potem kontrofensywę. Czy też będzie w stanie później na bieżąco dostarczać uzbrojenie, amunicję, rakiety itp. Musi to robić, bowiem w mojej opinii, choć wydaje się, że wojna może potrwać długo, to jednak Putin zrobi wszystko, by rozstrzygnąć ją na swoją korzyść w 2023 roku.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Uważa pan, że atak z Białorusi jest możliwy, czy Alaksandr Łukaszenka obroni się przed naciskami Władimira Putina?

Ukraina musi się liczyć z atakiem ze strony Białorusi, bowiem dla Rosji odcinek północny frontu jest bardzo ważny. I nie ma znaczenia, czy białoruscy żołnierze ruszą razem z rosyjskimi wojskami. Ważne jest to, że uwaga ukraińskich wojsk skupi się na tamtym kierunku, przez co na innych odcinkach Rosjanie będą mogli skuteczniej operować. Obawiam się, że jeśli pójdzie uderzenie z północy, może być ono skierowane w łańcuch dostaw z Zachodu, co miałoby duże znaczenie dla prowadzenia tej wojny.

A ponowny atak na Kijów?

W mojej opinii Putin nie zaryzykuje szybko spektakularnej, ponownej operacji na Kijów. Rosyjskie dowództwo wyciągnęło wnioski z początku wojny i nie powtórzy tego samego błędu. Wiązałoby się to z dużą ilością ofiar po stronie rosyjskiej armii. Stolica Ukrainy - zarówno wojsko, jak i ludność cywilna -  są dobrze przygotowane do odparcia kolejnego ataku. Rosja może jedynie próbować atakować Kijów z powietrza. Samo zdobywanie miasta wojskami specjalnymi wydaje się raczej niemożliwe.

Wojna nie skończy się w 2023 roku?

Nie spodziewam się zakończenia wojny w Ukrainie w 2023 roku. Z rozmów z zaprzyjaźnionymi Ukraińcami wynika ogromna determinacja tamtejszego społeczeństwa. Oni uwierzyli w swoje siły i uwierzyli w Zachód. Chcą odzyskać wszystko, co wpadło w rosyjskie ręce, łącznie z Krymem. Nikt ich nie powstrzyma. Jeśli dzisiaj prezydent Wołodymyr Zełenski powiedziałby, że zgadza się na jakieś ustępstwa, duża część ukraińskiego społeczeństwa nie zgodziłaby się na to i dalej walczyła w partyzantce. Tak było w Donbasie w 2014 r., kiedy samozwańcze ochotnicze ukraińskie bataliony walczyły z rosyjskim okupantem. Ta determinacja Ukraińców i solidarność Zachodu we wspieraniu Ukrainy dają powody do optymizmu co do ostatecznego rozstrzygnięcia tej wojny.

 Rozmawiał Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora sruszkiewicz@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainiegen. prof. Bogusław Pacekwładimir putin
Wybrane dla Ciebie