Stałam tam i się trzęsłam, a ksiądz postawił diagnozę: demon. Uwierzyłam. Miałam siedemnaście lat.
Pusty kościół. Krzesło. Wokół kilka osób z diakonii, moi rodzice. Egzorcysta instruuje:
– Nie rozmawiajcie z nią. Zwłaszcza jeśli będzie mówić zmienionym głosem. Nie zwracajmy się do demona.
Ręce na moich ramionach, szepty. Szamoczę się, opadam na krzesło bez sił. Walka trwa, diabeł nie odpuszcza. Boję się, ale podobno tak trzeba. Ciemność. Ksiądz przykrywa mi oczy stułą.
Gdy po chwili je otwieram, razi mnie białe światło lampy. Nie jestem już w zakrystii, tylko w "psychiatryku". Mokra koszulka, szybki oddech. Spokojnie, tym razem to tylko zły sen.
Szkoda, że to wszystko wydarzyło się naprawdę.
BOŻE, SPRAW, ŻEBYM BYŁA NORMALNA
– Jestem ciekawa, czy ksiądz by mnie pamiętał – zastanawia się dziś Ula.
Wysoka, okulary w szerokich oprawkach, jasna grzywka. – Nie jestem pięknością. Może dlatego trzymałam się na uboczu, w każdej grupie czułam się piątym kołem u wozu.
Pochodzę z południa Polski. Mama jest przedstawicielką handlową, tata całe życie pracował na budowach. Kilka lat temu miał poważny wypadek. Ostrze maszyny wbiło mu się w nogę i oderwało kawałek skóry. Dochodził do siebie pół roku, groziła mu amputacja.
Od tamtego dnia codziennie modlę się, żeby nic mu się nie stało.
Kościół stoi vis-a-vis naszego bloku z wielkiej płyty. Niedziela to msza święta, potem rozmowy przy rodzinnym stole. Na talerzu schabowy z ziemniakami i kapustą, w tle lecą Złotopolscy.
Szukam swojego miejsca. Starsze siostry mocno angażują się w życie religijne, więc i dla mnie oaza to naturalny wybór. Stawiam wszystko na Kościół. Panie z grupy różańcowej organizują wyjazdy na spotkania modlitewne pod Częstochową. Jadę ze znajomymi.
Kościół buzuje jak ul. Ścisk taki, że trudno się ruszyć. Niektórzy mdleją, inni jak w transie.
Ksiądz: Jezu! Wejdź w duszę kobiet, które dokonały aborcji, zabijając swoje dzieci!
W tłumie płacz, ktoś upada na posadzkę.
Ksiądz: Jezu! Wejdź w osoby, które są uzależnione od alkoholu i narkotyków.
Znowu płacz. Jęki. Wzdrygam się, ale myślę, że tak ma właśnie być. Jeśli nic nie czujesz, to coś z tobą nie tak. Źle się modlisz. Nie wierzysz wystarczająco mocno. Trwasz w grzechu. Jezus jest miłością, ty jesteś do bani.
Wtedy znam już swój słaby punkt. Bardzo podoba mi się rok starsza koleżanka. A przecież na oazowych konferencjach cały czas tłuką, że homoseksualizm to zło. Co noc modlę się w pokoju na kolanach:
"Boże, spraw, żebym była normalna. Odsuń ode mnie ten grzech".
Ula na chwilę się zamyśla. – Nie potrafię dziś powiedzieć, kiedy głowa wysiadła.
KSIĄDZ STAWIA DIAGNOZĘ: DIABEŁ
Po pierwszej klasie liceum jadę na piętnastodniowe rekolekcje.
Ksiądz mówi z ambony o wyjściu z grzechu. Tłumaczy, że mamy być jak Mojżesz, który wyprowadził swój naród z Egiptu przez rozstąpione morze. Zachęca, by się otworzyć.
"Czujcie się jak u siebie! Jeśli ktoś ma ochotę, może wyjść z ławki, zaśpiewać, zatańczyć!".
Nie tańczę, ani nie śpiewam. Stoję przy filarze ze spuszczoną głową. Nagle tracę kontrolę nad ciałem. Coraz bardziej drżę, aż cała się trzęsę. Nie wiem, co ze sobą zrobić, więc tkwię tak do końca mszy.
Po modlitwie słyszę coraz głośniejsze kroki. Podnoszę głowę. Wysoki facet ze szpakowatymi włosami w cienkich okularach. Ksiądz prowadzący rekolekcje.
"Widzę, że coś nie tak. Chcesz porozmawiać?".
Następnego dnia przychodzę wieczorem do zakrystii. Kościół jest prawie pusty, wszyscy rozeszli się po modlitwie do pokojów. Cholera, trochę się stresuję. Ksiądz rozpoczyna przesłuchanie.
Pijesz?
Palisz?
Jakiej muzyki słuchasz?
Co czytasz?
Medytujesz?
Wierzysz w czakry?
Nie piję (punkt dla mnie). Sporadycznie palę. Nie medytuję. Czytam fantastykę (ponoć niedobrze), słucham heavy metalu (fatalnie). Otwieram się. Opowiadam o myślach samobójczych. O tym, że z moją głową dzieje się coś dziwnego, ale nie umiem tego wytłumaczyć.
Ksiądz: uchyliłaś diabłu furtkę.
Diagnoza: zniewolenie demoniczne.
Modlitwy nade mną zawsze odbywają się wieczorem. W zakrystii panuje półmrok, jest sporo osób. Ksiądz, siostra zakonna, prezbiter, moderatorka rekolekcji, animator…
Śpiewają pieśni religijne, szepczą modlitwy. Ksiądz na chwilę przykrywa mi oczy stułą. Czuję dłonie na ramionach. Różaniec tuż przy twarzy. Nagle ciało sztywnieje, oddech przyspiesza. Najpierw drżą mi nogi i ręce, potem całe ciało. Atak paniki. Strach. Oni nie reagują, jak gdybym nie istniała.
Ksiądz: to działanie szatana, modlitwa działa.
Po godzinnym seansie w wracam do swojego pokoju w domu rekolekcyjnym i długo nie mogę zasnąć. Nienawidzę samej siebie. Czuję się winna.
Ale dwa dni później znowu siadam na krześle w zakrystii. Szept. Drgawki.
Widocznie tak trzeba.
PRZEDSTAWIENIE CZAS ZACZĄĆ
Ostatni dzień rekolekcji.
Przyjeżdżają rodzice. Ksiądz pyta ich, czy mogą porozmawiać na stronie.
- Córkę zniewolił demon.
Daje zdezorientowanym rodzicom wizytówki do egzorcystów. Nie mówiłam im o swoich problemach, przerosło mnie to. Przez piętnaście dni mieliśmy jak najrzadziej korzystać z telefonu. Skupić się na Bogu, nie na świecie zewnętrznym.
Droga powrotna, przedstawienie czas zacząć.
Udajemy, że wszystko OK. Gra muzyka, toczymy papierową rozmowę jak w kiepskim serialu. Wcielam się w rolę spoko córki, która opowiada kochanym rodzicom o cudownych rekolekcjach. Demona nie ma w scenariuszu.
Dopiero w domu mama i tata pytają, o co chodzi z tym zniewoleniem. Wstydzę się, gubię w wyjaśnieniach. Rodzice wyciągają wizytówkę, którą dostali od księdza. Jedziemy. Popieprzona sprawa, ale przecież ksiądz się nie pomylił. Czemu nie spróbować?
Egzorcysta ma podobny zestaw do księdza z rekolekcji, tyle że bardziej drąży. Są nawet pytania o Harry’ego Pottera. Gdy mówię, że jestem homoseksualna, wzdryga się. Gwóźdź do trumny.
Diagnoza: zniewolenie demoniczne.
Pusty kościół, krzesło, drgawki. Rezygnuję dopiero po pół roku. Ksiądz mówi, że błądzę. Że sprawa z diabłem nie jest załatwiona, ale cóż, droga wolna. Naprawdę nie mam już sił.
Potem wszystko przyspiesza.
Migawki z modlitw.
Próba samobójcza.
Oddział zamknięty.
Diagnoza: choroba afektywna dwubiegunowa.
To chyba jednak nie był demon.
"U NAS LEPIEJ BYĆ OPĘTANYM, NIŻ CHORYM"
W Polsce mamy niespełna 500 psychiatrów dziecięco-młodzieżowych i 120 katolickich egzorcystów. Ksiądz profesor Andrzej Kobyliński podkreśla, że jeśli dołączymy tych z innych wyznań chrześcijańskich, liczba będzie równie duża jak lekarzy.
– To ewenement na skalę światową. W żadnym innym kraju nie działa tak wielka armia egzorcystów. Niestety bardzo często dopuszczają się różnych form psychomanipulacji religijnej i działań szkodliwych dla zdrowia psychicznego, szczególnie nieletnich. Jestem księdzem od 30 lat. Nigdy nie spotkałem osoby opętanej – uważa profesor, kierownik Katedry Etyki UKSW.
Dr Aleksandra Lewandowska, ordynatorka oddziału psychiatrycznego dla dzieci w Łodzi: Egzorcyzmowanie chorych psychicznie dzieci to niestety nadal częste zjawisko. Zwłaszcza w mniejszych miejscowościach, gdzie w oczach społeczeństwa lepiej być "opętanym", niż chorym psychicznie. Odkąd pracuję w zawodzie, miałam aż piętnaście przypadków, w których chory najpierw był leczony przez egzorcystę. Egzorcyzm nie pomagał, a wręcz pogarszał sytuację.
Sam Watykan postuluje, że pierwszym krokiem powinno być skierowanie na konsultację psychiatryczną bądź psychologiczną. Niestety dzieje się to bardzo rzadko. Między innymi dlatego należy bezwzględnie zakazać w Polsce egzorcyzmów na nieletnich. Samo przekonanie dziecka, że mieszka w nim diabeł, może wywołać ogromną traumę.
Artur Nowak, prawnik i publicysta: Słyszałem o historii dwuletniego (!) chłopca. Był egzorcyzmowany, bo ksiądz uznał, że został opętany z winy cioci. Głośno było też o dziewczynie, z której wypędzano ducha wegetarianizmu. To absurd. Państwo naprawdę powinno się przyjrzeć tematowi. Rodzice ufają autorytetowi księdza. Gdy brakuje zdrowego rozsądku, dochodzi do tragedii. Mówienie dzieciom o diabłach i opętaniu jest bardzo inwazyjne.
Ks. prof. Kobyliński.: Zamiast się leczyć, chory myśli o złych duchach, bo wmówiono mu zniewolenie albo opętanie. W dodatku dziecko nie ma jak się bronić. Jego krzyk czy drgawki są traktowane jako manifestacja diabła. Takimi przypadkami powinna się zająć prokuratura.
Dr Lewandowska: Przypomnę, że w XIX wieku jako opętanych traktowano m.in. pacjentów z padaczką. Drgawki, mówienie nienaturalnym głosem, niesamowita siła niewspółmierna do masy pacjenta, "wywrócenie" gałek ocznych, ślinotok, krzyki – objawy, które są według egzorcystów typowe dla zniewolenia czy opętania, występują w różnego typu zaburzeniach psychicznych. A nieleczona choroba afektywna dwubiegunowa czy schizofrenia znacznie zwiększają ryzyko samobójstwa. Brak odpowiedzialności ze strony duchownych może doprowadzić do tragedii.
Ula: Przekonałam się o tym na własnej skórze.
SMALL TALK W "PSYCHIATRYKU"
Pobudka. Już po szóstej.
Zwlekam się z łóżka. Staję na nogi w przenośni i dosłownie. Jeszcze niedawno całymi dniami gapiłam się w sufit albo patrzyłam przez zakratowane okno na park, wybierając w myślach drzewo, na którym się powieszę. Odkąd trzykrotnie zwiększyli mi dawki leków, trochę się poprawiło.
Jestem w szpitalu psychiatrycznym od kilku tygodni. 10-osobowa sala, łóżko pod oknem. Początki są trudne, bo wydaje ci się, że z tobą wszystko gra, a wokół same świry.
U pani po pięćdziesiątce z czerwonymi włosami zdiagnozowano psychozę. Czasem jej odbija i zapinają ją w pasy, bo bardzo się szarpie. Nieprzyjemny widok. Przyzwyczajasz się dopiero po kilku atakach.
Ta z krótką fryzurą w różowym szlafroku ma ksywkę Mumia. Potrafi cały dzień przesiedzieć na krześle bez słowa. Prawie w ogóle się nie rusza. Przeraża mnie. To już wolałabym, żeby czasem się wydarła.
Lekko puszysta dziewczyna leżąca po drugiej stronie sali to Olka, moja najlepsza kumpela. Choruje na ciężką depresję, też jest po próbie samobójczej. Mama ściągnęła ją z parapetu, kiedy szykowała się do skoku z czwartego piętra.
Długi biały korytarz, niebieskie kapcie szurają o podłogę. Po lewej część wspólna z jadalnią, szarą kanapą i telewizorem. Po południu wpadnę tu na Jednego z Dziesięciu. Gdyby w psychiatryku można było wieszać na ścianach plakaty, wybrałabym Tadeusza Sznuka. Uwielbiam go.
Do Sznuka zostało jednak sporo czasu, więc kierunek: palarnia, hucznie zwana przez personel kącikiem kawowym. Obskurny pokoik cztery na trzy przy łazienkach. Kwadratowy stolik, odrapane krzesła, przybrudzone pomarańczowe ściany. Mocny zapach kawy i papierosów. Wysepka wolności na oddziale zamkniętym.
Uchylasz okno, stajesz przy kracie, wypuszczasz dym z płuc i przez moment mury nie istnieją. Ale fajka to tylko pretekst, żeby powiedzieć innym: "dzień dobry", pogadać chwilę o życiu. Tutaj nikt nie udaje.
Small talk w szpitalu psychiatrycznym.
"Cześć, jestem Ula i próbowałam się zabić".
TABLETKI. HELIKOPTER. SOR
Nie widziałam innego wyjścia. Spadałam w próżnię.
Od egzorcyzmów minął prawie rok. Było ze mną coraz gorzej. Przed Bożym Narodzeniem poszłam do psychiatry, ale antydepresanty nie działały. Coraz częściej myślałam, że jestem dla bliskich ciężarem.
Dokładnie wszystko zaplanowałam.
Studniówka miała być pożegnaniem.
Zamówiłam czarną sukienkę do kostek szytą na miarę. Ułożyłam włosy, pierwszy raz w życiu zrobiłam paznokcie. Szalałam na parkiecie do czwartej nad ranem, potem długo rozmawiałyśmy z przyjaciółką o serialach. To była jedna z najlepszych nocy w moim życiu.
Tydzień później próbowałam odebrać sobie życie.
Niedzielny wieczór. Rodzice jadą do kościoła albo na spotkanie ze znajomymi, nie pamiętam. Biorę opakowanie melatoniny i 63 tabletki apapu. Helikopter w głowie. Nudności. Leżę w łóżku i co chwilę wydaje mi się, że spadam. Półsen.
Po powrocie rodzice od razu dostrzegają opakowania po tabletkach. Zaczynają mnie cucić. Nie ma czasu na strach, trzeba działać. Mama: jedziemy na SOR. Czuję, jakby wszystko działo się gdzieś obok. Jestem odrętwiała. Każdy krok boli.
Lekarze przerażeni. Tabletki już się wchłaniają. Płukanie żołądka na toksykologii. Nic nie czuję, jestem jak marionetka. Nie umiem nawet podnieść ręki, za chwilę chyba zemdleję. Zwymiotowałabym, ale nie mam czym. Lekarze powiedzą później, że miałam mnóstwo szczęścia. Mogło dojść do niewydolności wielonarządowej. Powinnam być w śpiączce albo leżeć w prosektorium.
Następnego dnia na dwie godziny wpuszczają do mnie rodziców. Nie zwracam na nich uwagi. Jak się czujesz? Co możemy dla ciebie zrobić? Cisza. Zero współpracy. Czasem rzucam dwa słowa na odczep. Dopiero po czasie zdam sobie sprawę, że mama i tata też przeżyli traumę. Że w swoim mniemaniu robili wszystko, żeby mi pomóc. Też uwierzyli w demona.
Choć minie kilka lat, nigdy o tym nie porozmawiamy.
"ZDJĘCIA W KIERUNKU CZYNNOŚCI LESBIJSKICH"
Ksiądz D., który jako pierwszy postawił diagnozę o zniewoleniu Uli, chce rozmawiać w cztery oczy. Spotykamy się w kościele.
Słabo pamięta Ulę. Tłumaczy, że nie ma jej nawet w znajomych na Facebooku. Przed naszą rozmową moderatorki z rekolekcji przypomniały mu, że podczas modlitwy wystąpiły u niej drgawki, a to bardzo niepokojący objaw.
Przytaczam mu, jak Ula opisała swoje przeżycia podczas modlitwy wstawienniczej i egzorcyzmów: krzyki, szarpanie się na krześle, ataki paniki.
– Jeśli jest taka reakcja na przedmioty poświęcone, faktycznie podejrzewamy działanie złych duchów. Skoro Ula tak to pamięta, tak musiało być. Nie przypominam sobie, bym przykrywał jej oczy stułą, przykładał krzyż czy różaniec. Moderatorki też wspominają spokojną modlitwę – mówi.
We "Wskazaniach dla kapłanów pełniących posługę egzorcysty" Episkopat jasno określa, że przed egzorcyzmami "pożądana jest konsultacja psychologiczna". Dokument został wydany w czerwcu 2015 roku, około dwa miesiące przed rekolekcjami, na których ksiądz D. powiedział dziewczynie o demonie.
– Przed egzorcyzmem sprawa powinna być konsultowana z psychologiem, jeśli nie z psychiatrą – potwierdza mi ks. Janusz Czenczek, koordynator księży egzorcystów w Polsce.
Dlaczego w przypadku Uli było inaczej?
Ksiądz D: – Nie wiem. Myśmy po prostu stwierdzili, że trzeba spróbować u egzorcysty. Jeśli on uznaje, że wyczerpał już swoje narzędzia, może skierować osobę do psychologa.
Pytam księdza, jakie ma kompetencje, by wykluczać chorobę psychiczną. Odpowiada, że chodzi na wykłady z psychologii. I przedstawia swoją teorię o przypadku Uli.
– Po rekolekcjach stworzyła kolejny profil na FB, gdzie zamieszczała zdjęcia, nazwijmy to, w kierunku czynności lesbijskich. Domyślam się, że mogło się to spotkać z falą hejtu. Depresję porównuję do instalacji elektrycznej w domu. Jeśli instalację przeciążymy, to wywalą korki albo instalacja się spali – twierdzi.
– Ula sama poprosiła o obecność osób z naszej diakonii podczas egzorcyzmów, miała do nas zaufanie. Może choroba psychiczna i zniewolenie się na siebie nałożyły. Jeśli była egzorcyzmowana przez pół roku, to znaczy, że problem istniał – dodaje i kieruje mnie do księdza A.
Egzorcysta nie pamięta sprawy. Tłumaczy, że rocznie odprawia kilkaset egzorcyzmów, także na nieletnich za zgodą ich rodziców. I tak nie mógłby rozmawiać o zachowaniu Uli podczas modlitwy ani potwierdzić, że pytał ją o orientację seksualną. Jest to "objęte tajemnicą forum wewnętrznego".
– Według nauki Kościoła orientacja seksualna nie jest grzechem. Natomiast nieuporządkowane zachowanie seksualne nim jest. Grzech zaś nie jest bez znaczenia w dręczeniu przez złego ducha – pisze.
W ostatnich miesiącach egzorcysta odesłał do lekarza kilkanaście osób. Podobno w połowie przypadków nie ma takiej konieczności.
Od razu widać, że ktoś jest dręczony przez złego ducha.
PO LEKACH DEMON ODPUSZCZA
Ula do dziś nie rozumie, dlaczego księża nie skierowali jej do psychologa albo psychiatry. Byli dla niej największymi autorytetami.
– Minęło prawie siedem lat, a nadal mnie to boli. Utwierdzono mnie w przekonaniu, że coś ze mną nie tak, i że to moja wina. Miałam stałego spowiednika, który wiedział o myślach samobójczych. Powiedział jedynie, że mam bardziej zaufać Bogu. Gdybym wcześniej odwiedziła lekarza, być może nigdy nie targnęłabym się na swoje życie – mówi.
Zerwała z Kościołem. Na pytanie o relacje z Bogiem odpowiada: to skomplikowane.
Regularnie spotyka się z terapeutką. W tamte wakacje miała epizod maniakalny, później okres depresyjny. Ale od kilku miesięcy czuje się dużo lepiej. Studiuje, niedługo będzie bronić licencjat.
Mówi, że po lekach demon odpuszcza.
***
Imię bohaterki i niektóre szczegóły zostały zmienione, aby ochronić jej tożsamość.