"To było sprytne zagranie Donalda Tuska"
Trwa debata w sejmie ws. Amber Gold. Kolejni politycy, zaczynając od premiera Donalda Tuska, przedstawiają informacje o działaniach instytucji państwowych ws. spółki Marcina P. Sejm ma zająć się też projektem uchwały PiS w sprawie powołania komisji śledczej ds. Amber Gold. W opinii rozmówców Wirtualnej Polski przemówienie premiera, było sprawne i dobrze przygotowane od strony PR-owskiej. - Premier zgrabnie tłumaczył Polakom: winni są inni, nie my - wyjaśniają eksperci.
30.08.2012 | aktual.: 30.08.2012 17:46
Premier znów tłumaczył się za syna
Na początku swojego wystąpienia premier mówił o swoim synu. Podkreślił, że osoby decydujące się na karierę polityczną, które są rodzicami, zawsze mają ten sam dylemat - na ile zakreślić granice bezpieczeństwa, kontroli i interwencji wobec tych, którzy opieki i pomocy się spodziewają, na ile jest się w stanie "zabezpieczyć czy swoje dzieci, czy państwo (...), równocześnie pamiętając, że naszym zadaniem jest nie ograniczać zbytnio wolności czy swych dzieci, czy obywateli".
Czy w ten sposób po raz kolejny wystawia się na ataki opozycji? - Nie chciałem brać wcześniej udziału w debacie na temat syna premiera, bo jest osobą pełnoletnią i jeżeli robi głupstwa, sam powinien za nie odpowiadać. Jest jednak jedna rzecz, której premier zdaje się nie rozumieć, że nie reagując na kontakty syna z osobą, która już w 2009 r. była przedmiotem zainteresowania prokuratury, popełnił grzech zaniechania. Nie sądzę, by robił to świadomie, raczej tę sprawę zbagatelizował. A Michał Tusk być może jest osobą bez wyobraźni, albo zrobił to w jakimś celu - komentuje w rozmowie z Wirtualną Polską prof. Konarski.
Wystąpienie premiera, jeśli chodzi o technikę wypowiedzi, konstruowanie zdań, argumentację, było dla niego typowe. - Prezentował się jako polityk racjonalny, koncyliacyjny, w jego słowach nie było agresji - mówi prof. Wawrzyniec Konarski, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.
"Nie tłumaczył, czy zawinił system, bronił wolności obywatelskich"
Dr Sergiusz Trzeciak, konsultant polityczny, dodaje, że Prezes Rady Ministrów przeniósł dyskusję z pola, które chciała narzucić opozycja. - Nie tłumaczył, czy zawinił system, państwo, rząd przez brak właściwej reakcji na działania Amber Gold, ale pokazał, że jego gabinet broni wolności jednostki. Podkreślał, że ani on, ani inny premier nie powinien Polakom doradzać sposobu inwestowania swoich pieniędzy, bo byłoby to źle postrzegane i odbiłoby się na swobodzie działalności gospodarczej. W efekcie wykreował się na obrońcę wolności obywatelskich - wyjaśnia dr Trzeciak.
Jak tłumaczy prof. Konarski, Tusk, pytając retorycznie, czy to on ma wskazywać, w którą firmę inwestować, a w którą nie, w inteligentny sposób skrytykował wynikające z chciwości zachowania obywateli, którzy wolą opierać się na swojej intuicji, zamiast sugerować się tym, które z podmiotów sprzedających usługi finansowe posiadają gwarancję Skarbu Państwa. - Premier w zawoalowany sposób skrytykował owczy pęd do tego, by szybko się wzbogacać - komentuje politolog.
"To było klasyczne rozmydlenie odpowiedzialności"
Całe wystąpienie premiera - jak ocenia dr Trzeciak - sprowadziło się do tezy: zawinili inni - osoby spoza kręgu rządowego, nie "my". - To było klasyczne rozmydlenie odpowiedzialności, rozłożenie jej na inne podmioty - prokuraturę, sądy, urzędy skarbowe, ABW czy media - dodaje konsultant polityczny.
Z kłopotliwej sytuacji sprytnie wybrnął - w opinii dr. Trzeciaka - również Jacek Rostowski. - Minister bronił się, tłumacząc, że podobne afery zdarzają się nawet w społeczeństwach bardziej rozwiniętych, zatem Polska nie jest wyjątkiem. Można to odczytać jako stwierdzenie: skoro może się to zdarzyć wszędzie, nie ma tym winy polskiego rządu - mówi.
Prof. Konarski dostrzega jednak kilka nieświadomie popełnionych błędów, luk w argumentacji premiera. Nie spodobało mu się m.in. stwierdzenie, że nie mamy wszyscy interesu w tym, żeby państwo tworzyło przepisy, które są nierespektowane. - Taka konstatacja jest dla mnie zaskakująca. To, co premier wskazuje jako rzecz niechcianą, jest niestety smutną rzeczywistością w naszym państwie, gdyż polskie prawo jest skomplikowane, zagmatwane, przeładowane treściowo, co dla wielu obywateli sprawia wrażenie, że jest ono nieskuteczne, nie powoduje sankcji. To poważny problem dla Tuska, rządu i dla wszystkich, którzy będą rządzić - zauważa rozmówca Wirtualnej Polski.
Zabrakło mu również w wystąpieniach Tuska i Rostowskiego stwierdzenia, że również polskie banki postępują w sposób nieetyczny, np. nie informując obywateli o różnych dodatkowych opłatach, co zmniejsza ich wiarygodność. - Należałoby się zastanowić, w jaki intensywniejszy sposób banki powinny być kontrolowane przez państwo. Banki są niewiarygodnie zachłanne, stosują różne kruczki prawne, więc ludzie nie chcąc być oszukiwani, szukają alternatywy. To stymulowało decyzje kilku tysięcy Polaków, którzy zdecydowali się iść do Amber Gold - zauważa prof. Konarski.
Zdaniem politologa z Uniwersytetu Warszawskiego i Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej reakcja opozycji będzie gwałtowna, gdyż wszyscy są wygłodzeni polemiki po przerwie wakacyjnej, jak i po fatalnych występach polskich sportowców podczas Mistrzostw Europy i Olimpiady. Poza tym, skłaniają do tego najnowsze informacje statystyczne, dynamika polskiej gospodarki słabnie w większym stopniu, niż było to wcześniej spodziewane, co stwarza kanwę do niepewności, jak będzie wyglądała polska finansowa jesień.
"Wystąpienie Tuska to musztarda po obiedzie"
Zdaniem dr. Tomasza Słupika, politologa z Uniwersytetu Śląskiego, wystąpienie premiera jest przysłowiową "musztardą po obiedzie". Donald Tusk próbował w nim wrócić do swoich liberalnych korzeni, tłumacząc całą aferę tym, że przecież państwo nie wszystkim powinno się zajmować, a rynek finansowy to miejsce, w którym panują relacje, które są wolne. - Powiedzmy sobie szczerze, z liberalnego punktu widzenia wszystko jest w porządku, natomiast nie ulega wątpliwości, że mamy do czynienia z oszustwem na kilkaset milionów i to takim, co do którego podejrzenia istniały już wiele lat temu. Państwo i jego instytucje po prostu zawiodły. Tłumaczenia premiera wypadają mało wiarygodnie. A spóźniona determinacja w wyjaśnieniu afery nie przywróci już i tak niskiego zaufania do państwa i jego instytucji. To wszystko wygląda co najmniej dziwnie - komentuje dr Słupik.
- Donald Tusk ucieka przed ciosem, ale zapuszcza się w takie rejony, które przeciętnego wyborcy nie interesują. Zresztą cała ta "opera mydlana" trwa już za długo, bo niemal dwa miesiące, dlatego jego obrona nie będzie skuteczna - uważa politolog.
Według politologa również zawierające wiele technicznych szczegółów wystąpienie prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta nie będzie jasne dla Polaków, nie bez powodu sala sejmowa świeciła pustkami, kiedy przemawiał. - Z drugiej strony to próba rozmydlenia tej sprawy, wejścia już w takie drobiazgi i szczegóły, które sprawiają, że traci się z pola widzenia istotę zagadnienia - dodaje dr Słupik.
Dr Słupik tłumaczy, że w związku z aferą będziemy mieli do czynienia z mocnym tąpnięciem zaufania do rządu i samego Donalda Tuska. - Jego sprawność PR-owa i merytoryczna może nie wystarczyć - mówi. Zdaniem politologa to początek erozji notowań Platformy Obywatelskiej oraz samego premiera.