To będzie największa niespodzianka tych wyborów!
Najnowszy sondaż Homo Homini dla Wirtualnej Polski pokazuje, że PO od poprzedniego badania zwiększa dystans od PiS do ośmiu punktów procentowych. To sporo, ale to wynik, który niczego nie rozstrzyga. I możliwe, że deklaracja Donalda Tuska, że jeśli PO przegra wybory, nie będzie tworzyć rządu zrobiła swoje, zmobilizowała elektorat. A to dla lidera PO najwygodniejsza pozycja, by sprowadzić wybory do plebiscytu, w którym Polacy mają odpowiedzieć na pytanie: Kto ma być królem na kolejne cztery lata: Tusk czy Kaczyński?
23.09.2011 | aktual.: 23.09.2011 13:28
Przeczytaj też: Omówienie wyników sondażu - Zaskakujący sondaż! PO zyskuje poparcie, a PiS... Komentarz Wiesława Dębskiego - J. Kaczyński znów zmienił wizerunek - Polacy uwierzą?
Dlatego sprawy takie jak program są w zasadzie już nawet nie drugo a trzeciorzędne. Nie ma sporu o wizje Polski, jest wyłącznie spór o to, kto lepiej potrafi rządzić. Ten spór jest o tyle istotny, że najbliższa kadencja może być najważniejszą od wejścia do Unii, bo w jej trakcie będą rozstrzygały się kwestie strategiczne, które zdecydują o pozycji Polski na co najmniej kilkanaście lat. W związku z kryzysem finansowym czeka nas walka o to, jak będzie wyglądała Unia dwóch prędkości i czy będzie to dystans, który będziemy w stanie szybko nadrobić. Z tym jest związana kwestia rozwiązania kryzysu w strefie euro i zminimalizowania jego kosztów dla Polski, a także wprowadzania reform strukturalnych w systemie emerytalnym. Jednocześnie, trzeba będzie obronić jak największe fundusze strukturalne dla Polski w kolejnym wieloletnim unijnym budżecie na lata 2014-2020.
I wreszcie dwa wyzwania związane z gospodarką. Po pierwsze gaz łupkowy. Polskę czeka ciężka walka z Rosją i jej gazowymi sojusznikami w Unii w sprawie eksploatacji złóż tego gazu w naszym kraju, co zagroziłoby rosyjskiej pozycji w dostawach gazu dla Europy. Walka tym cięższa, że po przeciwnej stronie będą różne organizacje ekologiczne lub pseudoekologiczne, którym we Francji wydobycie gazu z łupków udało się zastopować. I ostatnia sprawa, która w ogóle nie istnieje w publicznej debacie, to jak zminimalizować w najbliższych latach olbrzymie obciążania dla polskiej gospodarki z powodu pakietu klimatycznego. Krótkie wyliczenie tych spraw pokazuje, że kolejna kadencja będzie czymś w rodzaju permanentnego zarządzania kryzysem, gdzie porażki czy sukcesy w jednej dziedzinie natychmiast przełożą się na następną.
Dlatego spór o ty, kto będzie skuteczniej rządził jest jak najbardziej uzasadniony, choć dociera do wyborców w tabloidowej formie przerzucania się epitetami o partię "białej flagi" czy awanturnictwo. Stąd także w kampanii na ostatniej prostej taki nacisk nie na zloty czy konwencje, a forsowne tournee liderów. Jarosław Kaczyński jeździ po kraju, podobnie od kilku dni premier "tuskobusem". Taka koncentracja na liderach prowadzi do jednego, błędy innych schodzą na bok. Pomogło to przysłonić rządowi ewidentne błędy, jakimi były nieoczekiwana sprawa podwyżek opat za przedszkole czy kompletnie zaskakująca deklaracja Katarzyny Hall, że może jednak sześciolatki nie będą musiały obowiązkowo iść do pierwszej klasy za rok. PiS z kolei zaproponował bardzo wygładzoną kampanię, bo partia Jarosława Kaczyńskiego powtarza manewr z zeszłego roku i celuje w odzyskanie elektoratu centroprawicowego. Trzyma się tego konsekwentnie, dlatego najtwardsi polityczni zawodnicy PiS siedzą w wyborczym autobusie na tylnych siedzeniach, a
do przodu przesiadły się kandydatki na posłanki.
Sondaż Wirtualnej Polski pokazuje, że sukces może odnieść outsider Janusz Palikot, jego ugrupowanie jest bliskie wejścia do sejmu. Pytanie, czy nie odbędzie się to kosztem lewicy. Choć w sondażu Homo Homini partia Grzegorza Napieralskiego ma 14%, wynik przyzwoity, to niemrawa kampania, w której pałeczkę przejmują na przemian Grzegorz Napieralski i historyczni przywódcy lewicy zwłaszcza Aleksander Kwaśniewski może dezorientować elektorat. Jeśli jednak SLD utrzyma swoje poparcie na poziomie zbliżonym do wyniku z wyborów prezydenckich, a Palikot znajdzie się w sejmie będzie to oznaczało, że lewica dobiła po siedmiu chudych latach do 20-procentowego poziomu poparcia, jaki przypisywano niegdyś "żelaznemu" elektoratowi SLD. A taki wynik mógłby oznaczać zmianę trendu na politycznej scenie.
Wielkim znakiem zapytania jest PSL, który często jest niedoszacowany. I sądzę, że to kolejne wybory, w których może sprawić niespodziankę. By przekroczyć próg wejścia do sejmu potrzeba 5% głosów, przy założeniu 50-procentowej frekwencji to osiemset tysięcy osób, które skreślą krzyżyk przy PSL. A w poprzednich wyborach ludowcy dostali 1 mln 400 tys. głosów - 8%. Elektorat ludowców może nie głosować na swojego lidera w wyborach prezydenckich, ale co innego wybory do sejmu. Wyborcy ludowców wiedzą, że PSL w rządzie to nie tylko posady ministrów, ale także w administracji rządowej oraz wsparcie "swoich" w samorządach. Do tego PSL raczej uzupełnia się z elektoratem PO a nie konkuruje, bo głównym przeciwnikiem jest PiS. To atuty, które mogą spowodować, że PSL sprawi niespodziankę, a jeśli kampania SLD będzie podobna to wynik obu ugrupowań może być zbliżony.
Grzegorz Osiecki, publicysta "Dziennika-Gazety Prawnej" specjalnie dla Wirtualnej Polski