Giełda nazwisk w PiS już ruszyła. "Raczej nikt nie ma złudzeń"
Władze Prawa i Sprawiedliwości mają świadomość, że ich partia straci kilka miejsc w Parlamencie Europejskim. Dlatego też w formacji Jarosława Kaczyńskiego już dziś zaczyna się rywalizacja o jak najlepsze pozycje na listach wyborczych. Giełda nazwisk ruszyła.
14.01.2024 | aktual.: 30.01.2024 22:13
Ta rozgrywka - jak wynika z informacji WP - będzie toczyć się między tymi europosłami, którzy rezydują w Brukseli i Strasburgu od lat, a tymi, którzy szukają dziś bezpiecznej przystani na trudne czasy w opozycji. Chcą oni jednocześnie realizować swoje polityczne aspiracje i - przy okazji - zarobić duże pieniądze.
A europarlament bywa świetną trampoliną do kolejnych etapów w karierze. I daje finansowy spokój, bez potrzeby martwienia się o przyszłość.
"Na sukces nie ma co liczyć"
Dziś PiS ma w Parlamencie Europejskim 27 deputowanych, ale ta liczba po planowanych na czerwiec 2024 r. wyborach najprawdopodobniej się zmieni. I to nie jest dobra wiadomość dla formacji Jarosława Kaczyńskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W PiS szacuje się, że partia może zdobyć w tegorocznych wyborach maksymalnie 20 mandatów. Dziś próżno szukać polityka tej formacji, który myślałby o wygranej. Trudno znaleźć również kogoś, kto z przekonaniem powie, że PiS walczy w PE o utrzymanie stanu posiadania.
- Raczej nikt nie ma złudzeń, że w tym roku na wielki sukces nie ma co liczyć - przyznaje jeden z rozmówców WP.
Inny jednak zaznacza, że jest jedna taka osoba: Jarosław Kaczyński. To właśnie prezes ma wierzyć w to, że uda się koalicję rządzącą pokonać choćby o włos. Tak, by dać sygnał wyborcom i partii, że PiS wciąż jest w grze. I że może wrócić do władzy.
To jednak bardzo optymistyczny scenariusz. Szef PiS opiera go na tym, z czego jest znany: założeniu, że jeśli tak skonstruuje listy wyborcze, by zmaksymalizować potencjał kandydatów, wywołując między nimi ostrą rywalizację, to doprowadzi do polepszenia wyniku wyborczego.
Szkopuł w tym, że ta "strategia" miała również obowiązywać przy wyborach parlamentarnych. Nie wyszło: Jarosław Kaczyński listy ułożył tak, że stracił władzę, a szereg zasłużonych dla partii polityków nie weszło do Sejmu.
Jeśli nie europoseł, to asystent
Wybory do Parlamentu Europejskiego rządzą się jednak nieco innymi prawami. W nich przewagę mają często politycy dynamiczni, potrafiący się wyróżnić, z "parciem na bramkę". To oni również podbijają wynik dla całej partii.
Część z tych polityków ma zamiar ponownie kandydować (jak Patryk Jaki z Suwerennej Polski, który promuje również m.in. Sebastiana Kaletę), a część rezygnuje (jak Tomasz Poręba z PiS). Kto z obecnych europosłów PiS chce po raz kolejny zawalczyć o mandat? Chyba najbardziej widać to po Beacie Szydło, która tuż po wyborach do Sejmu bardzo zaktywizowała się w mediach społecznościowych, co odnotowują jej partyjni koledzy i koleżanki (nie zawsze życzliwi).
Życia w Brukseli i Strasburgu zasmakowały także inne deputowane: Elżbieta Rafalska, Anna Zalewska, Joanna Kopcińska czy Beata Mazurek. Mandatu nie zamierzają bez walki oddawać Jadwiga Wiśniewska, Beata Kempa i Anna Fotyga. Podobnie jak Jacek Saryusz-Wolski, Ryszard Czarnecki, Zdzisław Krasnodębski, Ryszard Legutko czy Adam Bielan.
Chrapkę na Parlament Europejski mieli również ci, którzy nie dostali się w październikowych wyborach do Sejmu. Jeden z takich polityków - były poseł Jarosław Krajewski, do niedawna szef warszawskich struktur PiS - nie czekał do czerwca i... został asystentem europosła Krasnodębskiego.
Młodzi kontra seniorzy
Nie wszyscy jednak będą mieli szanse kontynuować pracę w PE. Nowogrodzka musi zrobić miejsce dla innych. Niewykluczone, że do europarlamentu będą kandydować starzy druhowie prezesa. W kuluarach słyszymy, że chętni do startu są m.in. Ryszard Terlecki (który zwolnił niedawno funkcję szefa klubu PiS), Marek Suski oraz Marek Kuchciński (dla którego Bruksela byłaby miejscem zwieńczenia politycznej drogi). Możliwe też, że akces zgłosi szef Rady Mediów Narodowych Krzysztof Czabański.
Ale prawdziwą chrapkę na PE mają nieco młodsi politycy, z doświadczeniem w rządzie Mateusza Morawieckiego. To oni byli najbardziej głośni i widoczni podczas "interwencji poselskich" w siedzibach spółek mediów publicznych.
Mowa m.in. o Szymonie Szynkowskim vel Sęku (b. ministrze ds. Unii Europejskiej), Waldemarze Budzie (b. ministrze rozwoju, znanym głównie z wprowadzenia windującego ceny mieszkań programu Kredyt 2 proc.), Grzegorzu Pudzie (b. ministrze funduszy) czy Pawle Jabłońskim (b. wiceszefie MSZ). Jedna z osób powiedziała nam również o Pawle Szrocie (byłym szefie gabinetu prezydenta).
Zwłaszcza tych dwóch pierwszych polityków - jak słychać w kuluarach - chciałoby się przenieść do Brukseli.
Startować w czerwcowych wyborach - i to z bardzo dużym prawdopodobieństwem - mogą również Przemysław Czarnek i Arkadiusz Mularczyk. Niewykluczone, że rękawice podejmą były szef MSZ Zbigniew Rau, były szef komisji spraw zagranicznych Radosław Fogiel czy były szef komisji sejmowej ds. UE Kacper Płażyński. A także Marcin Przydacz - były szef Biura Spraw Międzynarodowych i wiceminister spraw zagranicznych.
Apanaże nieporównywalne do Sejmu
Poseł do europarlamentu może liczyć na miesięczne wynagrodzenie w wysokości aż 9,9 tys. euro (przed opodatkowaniem). To równowartość 44 tys. zł. Dla porównania poseł na Sejm ma 12 tys. zł, czyli blisko cztery razy mniej.
Na tym istotne przywileje się nie kończą - specjalny jest też wiek emerytalny europarlamentarzystów. Gdy skończą 63 lata, załapią się na świadczenie emerytalne. To 3,5 proc. z wynagrodzenia za każdy pełny rok wykonywania mandatu (choć kwota ta nie może przekroczyć łącznie 70 proc. wynagrodzenia).
W przypadku posłów z Polski jest to zatem 1540 zł emerytury za każdy rok pracy. Po jednej kadencji jest to zatem ponad 6,6 tys. zł ekstra.
A i do tego warto doliczyć zwroty za dojeżdżanie do Brukseli i Strasburga (w kwocie do 4 tys. euro rocznie), ponad 300 euro diety (na hotele i wyżywienie, ale tylko w przypadku potwierdzonej obecności i kolejne ponad 4 tys. euro na prowadzenie biura). Z perspektywy polskiego parlamentarzysty są to kwoty po prostu kuszące.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Michal.Wroblewski@grupawp.pl