Terrorystyczna "schiza" dotyka wszystkich. Tylko "frajer" nie skorzysta z takiej okazji
Coraz bardziej popadamy w terrorystyczną "schizę". Nawet wyjazd zaręczynowy do Barcelony może stać się relacją z "pola bitwy". Paryż to miasto frontowe i europejska stolica terroryzmu. Z drugiej strony pojawiają się statystyki i grafiki przekonujące, że wcale nie jest "tak źle" bo "bywało gorzej". Prawda jednak wcale nie leży pośrodku. Ona jest zupełnie gdzie indziej.
23.08.2017 | aktual.: 24.08.2017 10:14
Samochód potrącił przechodniów? Nożownik na ulicy? Strzały? Wyobraźnia wsparta przez rozhisteryzowane paski programów informacyjnych natychmiast kieruje myśli w stronę islamskich radykałów. Czasem okazuje się, że był to wypadek drogowy lub napad rabunkowy, ale wyjaśnienia są nieciekawe, znacznie mniej nośne.
Poważnie zadawane jest pytanie, czy nie boisz się jechać dla Paryża czy Londynu? Nieważne, że mieszkańcy Barcelony podkreślają, że nie ugną się przed terrorem fanatyków. W zgiełku gubi się przesłanie wielokrotnie powtarzane w Izraelu, a więc w kraju doświadczonym przez terroryzm jak niewiele innych, że najlepszą reakcją na zamachy jest "normalne" życie. Nieuleganie strachowi.
W rezultacie w kraju tak spokojnym jak Polska zaczynamy zastanawiać się nad bezpieczeństwem w miejscach publicznych. Nagle bandyta z kijem baseballowym czy kibol na sterydach staje się wzorem obywatela i patrioty, nawet jeżeli lży ludzi na ulicach tylko dlatego, że mają inne poglądy niż on. Nawet jeżeli jest agresywny, to "swój" chłop.
Garść liczb "na pociechę"
Odpowiedzią mają być dane statystyczne pokazujące na przykład, że w 2016 r. dokonano najmniejszą liczbę zamachów od 11 lat, a jeżeli spojrzymy na "rekordowy" rok 1979, to w zasadzie nic się nie dzieje. Nawet statystyka ofiar nie przytłacza w porównaniu z wyjątkowo tragicznym rokiem 1988 czy koszmarem początku lat 70.
To też prawda, choć jak zwykle w przypadku statystyki, obraz jest dużo bardziej skomplikowany. Większość zabitych w 1988 r. zabiła bomba podłożona przez libijskich agentów w samolocie Pan Am, który spadł na szkockie Lockerbie. Z kolei odpowiedzialność za największą liczbę zamachów w Europie w ostatnim półwieczu ponoszą ekstremiści irlandzcy, baskijscy czy korsykańscy. Większość z nich na szczęście porzuciła już walkę zbrojną, choć pojawiło się ryzyko nawrotu północnoirlandzkich "troubles" przy okazji Brexitu.
Ci, którzy obawiają się o swoje bezpieczeństwo mają prawo z niepokojem oglądać się przez ramię. Racji trudno odmówić też tym, których uspakaja statystyka przekonująca, że ryzyko wplątania się w bójkę czy śmierci w wypadku drogowym jest znacznie większe niż zagrożenie terrorystyczne. Czy oznacza to, że prawda leży pośrodku? Tak dobrze też nie jest.
Strach, głupcze!
Prawda jest zupełnie gdzie indziej. Terroryzm to strach. Wykorzystują go ekstremiści, którzy chcą stworzyć wrażenie, że zagrożony jest każdy, zawsze i wszędzie. Ten sam strach z nieprzyzwoitą lubością wykorzystują rozmaici politycy, którzy dzięki uogólnieniom i manipulacjom tworzą obraz wroga. To metoda mobilizacji pozwalająca walczyć, a czasem zdobywać i utrzymywać władzę. Ekstremizm i przemoc stały się sposobem na życie dla ludzi pogrążonych w beznadziei lub szukających sensu i przynależności.
Strach to sposób na marketing rozmaitych produktów i usług i metoda poprawy statystyk mediów. Przecież ktoś produkuje niezliczone bariery, systemy bezpieczeństwa, zatrudnia ochroniarzy, ale także zyskuje dzięki specjalnym wydaniom programów i różnokolorowym paskom, które straszą z ekranów telewizorów, redukując złożone zjawiska i konflikty do kilkuwyrazowych fraz.
Przy tym nie jest to spisek wąskiej grupy ludzi, ciemnych sił, które dzięki temu chcą przejąć kontrolę nad światem. Globalna wojna z terroryzmem jest po prostu zbyt dobra szansą biznesowo – polityczno – społeczną, że by ją przegapić. Nikt nie chce być frajerem… albo inaczej… każdy stara się przy okazji "kręcić własne lody", a że to jest nieetyczne, obrzydliwe i kosztuje życie i zdrowie setek ludzi?
Trudno oprzeć się wrażeniu, że nie o zwycięstwo terroryzmu czy zwycięstwo nad terroryzmem tutaj chodzi. Sednem staje się sam konflikt, którym żywi się coraz większa rzesza ludzi i organizacji. Czy można coś z tym zrobić? Na początek każdy musi znaleźć sposób na siebie i własny strach.
Jarosław Kociszewski dla Opinie WP