Terroryści popierają Ahmeda Ammara
Służby specjalne zarzucają Ahmedowi
Ammarowi kontakty z organizacjami terrorystycznymi i tworzenie w
Polsce zaplecza dla niebezpiecznych skrajnych fundamentalistów. On
zaprzecza. "Rzeczpospolita" znalazła jednak stronę internetową
propagującą terroryzm, na której zbierane są dla niego głosy
poparcia.
Akcja zbierania poręczeń za Jemeńczyka prowadzona jest przez internetową witrynę polskiego oddziału Międzynarodowego Ruchu Solidarności - organizacji popierającej niepodległość Palestyny. Strona ma antyizraelski i antyamerykański charakter. Chociaż organizacja jest przeciwna stosowaniu przemocy, można na niej znaleźć wiele akcentów popierających zbrojną walkę. W internetowym sklepiku znaleźliśmy m. in. zachętę do kupowania koszulek z wizerunkami uzbrojonych członków organizacji terrorystycznych i symbolami reżimu Saddama Husajna - pisze dziennik.
Przebywającemu w Polsce od 14 lat Jemeńczykowi wojewoda wielkopolski nakazał opuszczenie naszego kraju. Ma na to czas do poniedziałku. Podstawę decyzji wojewody stanowiła tajna opinia Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego z 10 maja 2004 r. o stwarzaniu przez Jemeńczyka zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa. Piątkowa "Gazeta Wyborcza" napisała, że Amerykanie przekazali polskim służbom m.in. informacje, że Ammar podczas wyjazdów do Jemenu i Arabii Saudyjskiej "kontaktował się z osobami pomagającymi terrorystom". Z ustaleń "Rzeczpospolitej" wynika, że ABW ma poważne zastrzeżenia do zachowania Jemeńczyka także podczas jego pobytu w Polsce.
"To człowiek o wielu twarzach, który gra różne postacie w zależności od tego, z kim rozmawia. W kontaktach z pracownikami uniwersytetu zachowuje się powściągliwie. W kontaktach ze środowiskiem muzułmańskim nie kryje jednak swoich jednoznacznie negatywnych dla Polski poglądów" - powiedział dziennikowi przedstawiciel ABW. Według nieoficjalnych informacji ze służb, od poglądów Ammara groźniejsze były jego kontakty. "Terroryści planujący w Polsce zamachy traktowali go i grupujących się wokół niego muzułmanów jako zaplecze przy realizacji swoich celów. Informacje o nawiązaniu takich kontaktów stały się sygnałem dla służb do szybkiego prewencyjnego działania" - mówi informator gazety.
Ammar zaprzecza. Utrzymuje, że wyjeżdżał do Jemenu i Arabii Saudyjskiej w 1996, 1998 i 2000 r., ale wyłącznie w celu kontaktu z rodziną. Nie miał styczności z terrorystami ani za granicą, ani w naszym kraju, a jego poglądy nie zagrażają Polsce. "Wyjedzie pan z Polski do niedzieli?" - zapytała go w piątek "Rzeczpospolita". "Nie. Nie w takich okolicznościach" - odpowiedział, przyznając, że wie, iż czeka go w tym wypadku areszt ekstradycyjny.(PAP)