Terlikowski: nie jestem zaskoczony wnioskiem o autolustrację abpa Wielgusa
Publicysta Tomasz Terlikowski nie jest zaskoczony złożeniem wniosku o autolustrację abpa Stanisława Wielgusa. Przypomina, że współpracownicy duchownego zapowiadali taką możliwość. W jego ocenie, Sąd Lustracyjny jest traktowany jako "oczyszczalnia".
W przyszłym tygodniu Sąd Lustracyjny zdecyduje, czy wszcząć autolustrację abpa Wielgusa. Wniosek o nią wpłynął we wtorek, ale - nawet jeśli sprawa byłaby wszczęta - prawdopodobnie sąd ten nie zdążyłby przeprowadzić całego procesu, zanim zostanie zlikwidowany zgodnie z ustawą, która w marcu wchodzi w życie.
Autor wniosku do sądu, mec. Marek Małecki powiedział, że widzi szanse na oczyszczenie duchownego z zarzutu współpracy ze służbami specjalnymi PRL, bo uważa, że nie doszło w jego przypadku do rzeczywistej współpracy, a część akt z teczki abp. Wielgusa jest - jak twierdzi - sfałszowanych.
Terlikowski podkreślił, że trudno powiedzieć, że nie doszło do bliskiej współpracy abpa Wielgusa, skoro trwała ona kilkanaście lat, skoro sami oficerowie sugerują, że spotkali się z abpem 50 razy w ciągu 5 lat, czyli średnio raz w miesiącu.
Publicysta dodał, że nie ma dokumentów o skrzywdzeniu konkretnych osób, jednak komisja kościelna wyraźnie powiedziała, że taka możliwość istniała, a my do końca nie wiemy, jakie dokumenty mogą się jeszcze znajdować w IPN.
Podkreślił, że sugestia, iż dokumenty zostały sfałszowane, wydaje mu się mało prawdopodobna, ponieważ powstaje pytanie przez kogo i w jakim celu.
W ocenie Terlikowskiego, Sąd Lustracyjny od jakiegoś czasu traktowany jest przez zdecydowaną większość byłych tajnych współpracowników nie jako rzeczywisty sąd, ale jako oczyszczalnia. Sąd lustracyjny generalnie zajmuje się uniewinnianiem osób, co do których winy nie ma jakiś większych wątpliwości, a powody uniewinniania są albo takie, że jest za mało dowodów, za mało dokumentów, albo nie znaleziono nikogo, komu by zaszkodzono - dodał publicysta.