"Teraz zaczną się problemy, z bohatera mogą zrobić ofiarę"
Ocalił życie 231 osób i teraz mówi o nim cała Polska. Kapitan lotu nr 16 w mistrzowski sposób wylądował na warszawskim lotnisku. Jego żona Marzena Grylewicz-Wrona do końca dramatycznego lotu, choć bała się bardzo, wierzyła w niego. "Super Expressowi" zwierzyła się też ze swych obaw. - Dopiero teraz zaczną się problemy i z bohatera mogą zrobić ofiarę - powiedziała.
03.11.2011 | aktual.: 03.11.2011 17:08
Jest dumna z męża. Przyznała, że to było genialne lądowanie. Jednak wyznała, że dla nich ten lot się jeszcze nie skończył, bo wciąż trwają przesłuchania. - Teraz zaczną się problemy i z bohatera mogą zrobić ofiarę - mówi z niepokojem żona pilota.
Pani Marzena nie kryjąc wzruszenia opowiada, jak trzymała kciuki za szczęśliwe lądowanie. - Zaraz potem mąż zadzwonił i powiedział "Cześć" - relacjonuje. Powiedziała mu wówczas, że jest z niego dumna i to mu wystarczyło, żeby przetrwać długie godziny przesłuchań.
Boeing 767 Polskich Linii Lotniczych LOT awaryjnie wylądował na warszawskim lotnisku imienia Fryderyka Chopina. Nikt nie został ranny. Na pokładzie było 220 pasażerów i 11 członków załogi. Maszyna, która leciała do Warszawy z Newark w USA, nie mogła wypuścić podwozia i lądowała "na brzuchu".
Orzeł również dobrze ląduje - tak pilot Boeinga 767 kpt. Tadeusz Wrona skomentował hasło "Lataj jak orzeł, ląduj jak Wrona". - Nie groziło nam wielkie niebezpieczeństwo. Wiedzieliśmy, że musimy wylądować. Z podwoziem, albo bez - dodał.