HistoriaTeologia wyzwolenia została stworzona przez KGB?

Teologia wyzwolenia została stworzona przez KGB?

Jakiś czas temu polskie katolickie media internetowe obiegła informacja o rewelacjach Iona Pacepy na temat tzw. teologii wyzwolenia. Były szef komunistycznej rumuńskiej bezpieki, który w 1978 roku zbiegł na Zachód, w wywiadzie dla Catholic News Agency powiedział, że ta katolicka myśl religijna była produktem KGB. Niestety, te wątpliwej jakości historie podchwycili i upowszechniają również polscy publicyści historyczni. Teologia wyzwolenia, w której kluczową rolę odgrywały wspólnoty prowadzące działalność na rzecz najuboższych i najbardziej pokrzywdzonych, kontynuuje swoją misję do dziś, mimo zainicjowanego przez Jana Pawła II wewnątrzkościelnego ataku na ten nurt teologiczny - pisze Robert Jurszo w artykule dla WP.

Teologia wyzwolenia została stworzona przez KGB?
Źródło zdjęć: © PAP

Polecamy również artykuł Sławomira Cenckiewicza, którego dotyczy polemika: Teologia zniewolenia

Według "oficjalnej" wersji - tj. nie tej, którą proponuje Pacepa - teologia wyzwolenia została sformułowana w latach 60. ubiegłego wieku w Ameryce Południowej. To nie był przypadek. Tłem jej powstania były rządy krwawych prawicowych dyktatur i potworna nędza większości latynoamerykańskiego społeczeństwa. Zwykle wymienia się dwie postacie, które dały jej początek: teologów Hugo Assmanna i Gustava Gutiérreza. Ten nurt teologiczny nigdy nie stanowił monolitu, ale można wskazać na kilka jego cech wspólnych.

Jezus Chrystus i walka klas

Przede wszystkim rzecznicy teologii wyzwolenia kładli nacisk na to, że chrześcijańska dobra nowina nie jest czymś abstrakcyjnym, ale powinna być odnoszona do konkretnej sytuacji danej społeczności i pojedynczego człowieka. Natomiast Ewangelia nie jest tylko opowieścią o lepszym świecie, który zastąpi okrutną południowoamerykańską teraźniejszość, ale stanowi wezwanie do przemiany świata "tu i teraz" - do działań na rzecz poprawy sytuacji ludzi biednych, cierpiących i potrzebujących.

Jednak największe kontrowersje wzbudził inny element tej teologii - zainteresowanie jej przedstawicieli marksizmem, w szczególności koncepcją tzw. walki klas. "Zaprzeczanie realności walki klas oznacza w praktyce poparcie dominujących frakcji społeczeństwa. Utrzymanie neutralności w tej kwestii jest niemożliwe" - pisał w 1971 roku Gutiérrez. "Musimy zbudować społeczeństwo socjalistyczne, które będzie bardziej sprawiedliwe, bardziej wolne i bardziej ludzkie, nie zaś społeczeństwo fałszywej zgody i pozornej równości" - puentował.

Część teologów wyzwolenia doszła do wniosku, że myśl Marksa oferuje najwięcej w kwestii poprawy sytuacji życiowej mieszkańców Ameryki Południowej. Najdalej posunął się chyba brazylijski arcybiskup Helder Camara, który uznał, że Marks zajął w kulturze współczesnej pozycję podobną do tej, którą Arystoteles miał w XIII w. Postanowił on, wzorem św. Tomasza z Akwinu, który zrobił to samo z filozofią słynnego Greka, przełożyć myśl chrześcijańską na kategorie marksistowskie.

Jednak teologia wyzwolenia nie miała wyłącznie charakteru intelektualnego. Powstał ruch społeczny, w którym kluczową rolę odgrywały Comunidades Eclesiales de Base - tzw. wspólnoty podstawowe. Łączyły one praktykę duchową - w której szczególną rolę odgrywało czytanie Pisma Świętego - z działalnością na rzecz najuboższych i najbardziej pokrzywdzonych. Mimo zainicjowanego przez Jana Pawła II wewnątrzkościelnego ataku na ten nurt teologiczny, udaje im się kontynuować swoją misję do dziś.

Teologowie z KGB

Pacepa proponuje nam alternatywną wizję powstania tej opcji. - Pomysł stworzenia nowej teologii zrodził się w ramach supertajnego programu dezinformacyjnego z lat 60. i zatwierdzony został przez szefa KGB Aleksandra Szelepina - powiedział w wywiadzie dla wspomnianej "Catholic News Agency". Dalej jest jeszcze ciekawiej. Jeśli wierzyć byłemu szefowi rumuńskiej bezpieki, nawet nazwa tego nurtu została wymyślona przez KGB, a entuzjastyczny stosunek znacznej części południowoamerykańskich biskupów dla tej teologii również był efektem sowieckiej manipulacji.

Ale prawdziwą "perełkę" Pacepa zostawia nam na sam koniec: - Niedawno przeglądałem książkę Gutiérreza "Teologia wyzwolenia: historia, polityka, zbawienie" i miałem przeczucie, że została ona napisana na Łubiance. Nic dziwnego, że dziś jest on uważany za założyciela teologii wyzwolenia - zwierza się dziennikarzowi Pacepa. W zasadzie nie wiadomo, jak to skomentować, bo w wynurzeniach Pacepy spisek goni spisek.

Jakież było moje zaskoczenie, gdy w czerwcowym numerze "Historii do Rzeczy" [6(28)/2015] znalazłem tekst "Teologia zniewolenia", który z grubej rury repetował główną rewelację Pacepy, jakoby to "progresywny ruch katolicki, który zdominował Kościół w Ameryce Łacińskiej, został stworzony przez specjalistów z KGB". Jeszcze większe było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że jego autorem jest jeden z wybitniejszych historyków młodego pokolenia - Sławomir Cenckiewicz. Zdumiewający był również argument autora, który miał dowodzić słuszności wynurzeń byłego szefa rumuńskiego wywiadu: "Wystarczy przyjrzeć się temu, jak nasi rodzimi komuniści w PRL postrzegali 'teologię wyzwolenia', by przekonać się, że świadectwo Pacepy jest prawdą. Z błogosławieństwem partii i bezpieki książki wspomnianego Gutiérreza, a także jemu podobnych komunizujących progresistów […] były wydawane i propagowane w PRL".

Owszem, wydano przynajmniej kilka książek zwolenników tej myśli, ale pojawiały się też pozycje krytyczne, jak choćby "Teologowie wyzwolenia" Battisty Mondina. Pomijam już to, że samo drukowanie tych myślicieli w państwie komunistycznym nie może być traktowane jako wystarczający dowód, jakoby ta teologia była produktem sowieckim. Owszem, mogę sobie wyobrazić - i uważam to za bardzo prawdopodobne - że ci teologowie, a także członkowie wspólnot podstawowych, byli obiektem szczególnej uwagi komunistycznych służb specjalnych, że próbowano ich werbować do współpracy, może nawet w niektórych przypadkach to się udało. ZSRR był naturalnie zainteresowany eksportowaniem ideologii wszędzie, gdzie się dało, a latynoamerykańska teologia - z uwagi na swoją sympatię dla marksizmu - stanowiła interesujący punkt zaczepienia.

Osamotnieni bohaterowie

Cenckiewicz popełnia błąd, który jest typowy dla większości krytyków tego nurtu: traktuje go jako opcję kryptomarksistowską, jeśli nie kryptobolszewicką. To jest poważne uproszczenie, bo stosunek teologów wyzwolenia do marksizmu był bardzo złożony i niejednorodny. Nie wszyscy byli takimi radykałami, jak wspomniany Camara. Wielu z nich traktowało marksizm bardzo wybiórczo, np. akceptując pewne wątki dotyczące krytyki kapitalizmu, ale już nie zgadzając się na postulowany przezeń ateizm. Zresztą, co bardzo ważne, główne źródła inspiracji nie płynęły wcale z klasycznego marksizmu, ale od neomarksistów związanych z tzw. szkołą frankfurcką, którzy przewartościowali wiele założeń samego Marksa. Również nie mieli już jednoznacznie potępiającego stosunku do religii.

Oscar Romero fot. Wikimedia Commons

Jeśli chodzi o walkę klas, teologowie wyzwolenia nie myśleli o niej na sposób leninowski - jako o krwawej łaźni, którą należy zgotować kapitalistom. "Nie pałamy nienawiścią do naszych prześladowców, chcemy ich wyzwolić, uwolnić od alienacji, ambicji i egoizmu - jednym słowem - nieludzkości. Ale żeby to zrobić, musimy mądrze wybrać stronę uciskanych i skutecznie walczyć z klasą opresorów" - pisał Gutiérrez. Sposób patrzenia większości z nich był więc przesiąknięty duchem ewangelicznym, w myśl którego również mordujące swoich obywateli junty wojskowe i ciemiężący ubogi lud bogacze są częścią grzesznego systemu politycznego, społecznego i ekonomicznego, który musi zostać uzdrowiony. O tym całkowicie się zapomina.

Wreszcie, w tamtym czasie, zwolennicy teologii wyzwolenia byli jednymi z niewielu, którzy gotowi byli chronić społeczeństwo latynoamerykańskie przed prześladowaniami i bronić jego praw, nawet za cenę życia. Czasem też wbrew kościelnej wierchuszce, która nader często trzymała z brutalną władzą i w zupełnie niechrześcijański sposób stabilizowała ponure status quo. Jednym z takich osamotnionych wojowników był arcybiskup Oscar Romero z Salwadoru.

Z wielką przykrością czytałem te fragmenty tekstu Cenckiewicza poświęcone duchownemu, który w maju tego roku został uznany błogosławionym. Z przekąsem i ironią nazywa go "męczennikiem", ani słowem nie wspominając o jego bohaterskiej postawie. A przecież był to człowiek na miarę naszego ks. Jerzego Popiełuszki. Romero miał odwagę sprzeciwiać się prawicowej juncie wojskowej - gromadził dane o prześladowanych, wygłaszał krytyczne względem władzy kazania, wspomagał ofiary reżimu - za co w 1980 roku został zastrzelony podczas celebrowania Mszy Świętej.

Robert Jurszo dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Kobieta
historiajan paweł iiteologia wyzwolenia
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)