Ten las zabrał życie trzech pokoleń. Mówi się, że za kapliczką gasną silniki© WP.PL | Maciej Stanik

Ten las zabrał życie trzech pokoleń. Mówi się, że za kapliczką gasną silniki

Piotr Barejka
7 lipca 2018

Leśną szosę przecinają pędzące samochody. Krążą też legendy, że spokój zakłóca coś jeszcze: tajemnica, przez którą giną ludzie. Po jednej stronie lasu wierzą w pecha. Po drugiej są jednak tacy, którzy trzy razy się żegnali, gdy szli leśną drogą.

Przez las wiedzie wąska szosa. Na jednym końcu podkarpacka wieś Gniewczyna, na drugim Jagiełła. W połowie stoi uschnięta sosna. Pourywane konary sterczą z poskręcanego pnia. Otaczają ją znicze, kwiaty i figurka Chrystusa. To dla miejscowych świętość.

Mówi się, że dawniej sosna ocaliła życie jednego z chłopów. Szedł wtedy pustą drogą. Był wczesny ranek, a on spieszył się na roraty. Nie dotarł, bo zaatakowała go wataha wilków. Uratował się wskakując na gałąź.

Wtedy w sośnie wykuto kapliczkę. Zaczęły stawać przed nią kondukty pogrzebowe. Modlono się tam o dusze zmarłych.

Później jednak las był świadkiem wydarzeń, które wstrząsały obiema wsiami: zamordowano Żydówkę i jej dziecko, samochody roztrzaskiwały się na drzewach. A w końcu ginęli po kolei członkowie jednej rodziny...

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Dziadek, ojciec, syn…

Trzy pokolenia. Dziadek, ojciec i syn. Najpierw zginął Władysław. Potem jego zięć Jan. Niedawno wnuk Sylwester.

Władysław jechał załadowanym drewnem wozem. Wsiedli na niego w parę osób, ale wcześniej trochę popili. Władysław zleciał z wozu, gdy byli tuż przy lesie. Drewniane bele go przygniotły i zmiażdżyły kręgosłup. Zmarł po paru dniach.

Jan przepinał kolejowe wagony w zakładach na skraju lasu. Wtedy miało go tam nie być. Dorabiał sobie jako grabarz i tamtego dnia przygotowywał się do pochówku. Ale szef powiedział: leć na zakład, wagony trzeba przepiąć. Ubrał więc robocze ciuchy i poleciał. A wagon go potrącił i spłaszczył. Zginął na miejscu.

Sylwester mknął samochodem po wąskiej szosie. Spieszył się do dziewczyny, którą miał zawieźć na wieczór panieński. Tuż za leśną kapliczką roztrzaskał się o drzewo. Nie miał żadnych szans.

Po jednej stronie lasu wierzą, że to tylko pech. Po drugiej zaś opowiadają, jak między drzewami przemyka postać w czarnym kapeluszu.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Za kapliczką gasły silniki

Mijamy kapliczkę. Kwiaty, znicze, zawieszony na pniu różaniec. Parę kroków dalej znów znicze. I nowy, wbity niedawno krzyż.

- W tych drzewach coś jest… - mówi kobieta, która spaceruje wzdłuż szosy.

Raz jechała tędy z mężem. Była ciemna noc, środek zimy, padał śnieg. Nagle przemknęła obok nich czarna postać na rowerze. Wyłoniła się z gęstych drzew. Okryta była czarną chustą, a na głowie miała kapelusz.

- Na własne oczy tę postać widziałam - kobieta przystaje. - Wyglądała jak starsza pani, ten kapelusz miała jakby meksykański, a tak starego roweru w życiu nie widziałam.

Minęli ją też drugi raz, gdy wracali do domu. Patrzyła na zjawę z przerażeniem. Od tamtej pory nie przekroczyła granicy lasu po zmroku.

- Chłopcy jeździli tu nocami na skuterach. I gasły im silniki - mówi z przejęciem, gdy idziemy dalej w stronę wsi.

A jeździli często, bo pracowali w piekarni po drugiej stronie lasu. Zdarzało się, że zmiany mieli w środku nocy. Wtedy, gdy mijali kapliczkę, silniki gasły.

- Mówią, że jakieś to nawiedzone… - kobieta zamyśla się, spoglądając za siebie w las. - Widzi pan ile tu wypadków…

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Babce się przyśniło

Po drugiej stronie jest podobnie: psy szczekają, pieją koguty. Ponad niskie domy wybija się okazała parafia. To Gniewczyna.

Siwowłosy mężczyzna przechadza się po zagraconym podwórku. - Jak żem tam łaził pijany, to żem nic nie widział, niczego się nie bał - zapewnia nas ochrypłym głosem i opiera się o bramę. - Ja mogę mieć halucynacje, ale tylko przed piciem.

- Ludzie tak mówią, że fatum jakieś… - zamyśla się kobieta w sklepie. - Tylko z jakiego powodu? To wszystko dobre ludzie były. Nieszczęśliwe wypadki i tyle.

Za rogiem sklepu zaczyna się wąska ścieżka która prowadzi do cmentarza. Dalej widać już tylko połacie pól i las.

- Wcale nie mamy więcej zamówień przez las - narzeka kamieniarz, który kończy przycinać granitowe płyty. - Teraz to w ogóle cienko się interes kręci.

Wokół porozrzucane są bezimienne nagrobki. Dwóch pracowników przewala łopatami gruz wysypany na podwórku.

- Ojciec zginął, dziadek zginął, teraz wnuk… Tak widocznie miało być.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Trzy razy się żegnał, jak przez las szedł

Znów mijam kapliczkę. Kwiaty, znicze, zawieszony na pniu różaniec. Parę łuków leśnej szosy i już widać zabudowania po drugiej stronie.

Panią Kazię odrywam od pryskania ziemniaków. - Tyle tej stonki… - wzdycha i zdejmuje swoje oprzyrządowanie.

- Chciałbym porozmawiać o lesie - mówię, stając w progu stodoły.
- Ach, las… - Kazia wskazuje ręką ławeczkę pod ścianą.

Siadamy wpatrzeni w psa, który szczeka na biegającą w kółko kurę. W chlewie za nami kwiczą świniaki.

- Mówili, że jak chłop szedł przez las, to się żegnał trzy razy. Na początku, w środku i na końcu. Szedł do roboty i ino się żegnał, bo się bał.

Pies zaczyna szarpać starą gumową rękawicę. Kazia odwraca się w moją stronę.

- Bał się postaci przy kapliczce... Czarnej i niemej.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Ludzie mówią też, że kapliczki nic nie zniszczy. Próbowali sosnę ściąć żołnierze. Zostały tylko ślady po siekierach na pniu. Przyszła raz wichura, to powyrywała drzewa wokół, a sosna przetrwała nietknięta.

Po nierównym chodniku jedzie mężczyzna. Podskakuje na siodełku swojego roweru. - Zanim dziadek zmarł, to babce się śniło, że widziała ich trzech, gdy szli razem w lesie - rzuca zagadkowo.

Tajemnica nieznana w ogóle

Dla jednych nad lasem ciąży fatum, dla innych to po prostu pech. A są i tacy, którzy mówią, że tej tajemnicy nie poznamy nigdy.

Znów kapliczka. Kwiaty, znicze, parę łuków. Przejazd przez tory na drugą stronę.

- Niektóre wypadki są niewytłumaczalne - oznajmia mężczyzna, drapiąc się po głowie zapalniczką.

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Przez kilkadziesiąt lat był kierowcą autobusu. Raz w jego zajezdni jeden kierowca przypadkiem przejechał drugiego. Dostał obłędu, bo zabił najlepszego kolegę. Mieszkali niedaleko siebie, razem służyli w wojsku.

Był tam też Romek, co właśnie emeryturę miał zacząć. Po ostatnium dniu pracy szedł zadowolony do domu. Zmarł w nocy. Dlaczego? Nie wiadomo.

Nawet droga, na której stoimy, co kilkaset metrów zabierała czyjeś życie.

- Śmierć przychodzi znienacka... Ta tajemnica śmierci jest w ogóle nieznana - ciągnie dalej mężczyzna.

Poza legendą, w którą obrósł pobliski las, skłania on mieszkańców do refleksji: śmierć jest blisko. Nie wiadomo kiedy i po kogo przyjdzie. Może zabierze każdego członka rodziny, jednego po drugim... Może zginą tuż obok siebie...

Obraz
© WP.PL | Maciej Stanik

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz także: Syryjscy uchodźcy w Jordanii. Życie jest silniejsze od wojny

Komentarze (185)