Teatr Kiszczaka
Zabójstwo księdza Popiełuszki nie uderzało w generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka, lecz pomogło im się uwiarygodnić.
Wszystkie nowe i wstrząsające informacje, które znalazły się w artykule "Zbrodnia państwowa" ("Wprost", nr 42), są prawdziwe - ocenia prokurator Andrzej Witkowski. To on w lubelskim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej do 14 października 2004 r. prowadził śledztwo w sprawie zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki. Pod błahym pretekstem formalnym (przesłuchanie w roli świadka w sprawie generałów Ciastonia i Płatka 11 lat wcześniej) Witkowskiemu odebrano śledztwo. Akurat wtedy, gdy zamierzał posadzić na ławie oskarżonych m.in. generała Czesława Kiszczaka. Także wiceprezes IPN Witold Kulesza oraz prokurator z katowickiego IPN Przemysław Piątek, który przejął śledztwo od Andrzeja Witkowskiego, potwierdzili, że informacje zawarte w artykule "Wprost" pokrywają się z ustaleniami znajdującymi się w dokumentach IPN.
Ta zbrodnia była możliwa tylko w systemie, który mord uznawał za jedno z rutynowych działań operacyjnych policji politycznej. Nawet wedle ułomnego prawa PRL SB była organizacją przestępczą. Zabójstwo księdza Popiełuszki jest wręcz modelowym przykładem funkcjonowania tej przestępczej organizacji. Ujawnia też, że - jak w mafii - bezpiece zlecano zabójstwa. Prof. Witold Kulesza i prokurator Przemysław Piątek podczas konferencji prasowej zorganizowanej po naszej publikacji i wyemitowaniu filmu w telewizji Polsat potwierdzili, że tuż przed odebraniem sprawy Witkowskiemu (nie pozwolono mu wystąpić na konferencji) informował on, że ma zamiar postawić gen. Kiszczaka w stan oskarżenia.
Według prokuratora Piątka, zebrany materiał dowodowy nie pozwalał jednak (i wciąż nie pozwala) na postawienie Kiszczakowi zarzutu sprawstwa kierowniczego w tej zbrodni. Zważywszy na tempo śledztwa w katowickim IPN, zapewne zarzut ten nie zostanie postawiony nigdy. Przez rok po odebraniu sprawy Witkowskiemu prokurator Piątek przesłuchał zaledwie trzech świadków i nawet nie przeczytał akt. W tym czasie zmarło kilku kluczowych dla sprawy świadków, m.in. osoba, która widziała, jak sześć dni po oficjalnej dacie zabójstwa księdza i dwa dni po zatrzymaniu jego trzech oprawców z SB dwaj mężczyźni wrzucali zwłoki do Wisły.
Przestępcy państwowi Z dokumentów, do których dotarli dziennikarze "Wprost" i telewizji Polsat, wynika, że zbrodnia była w PRL wygodnym narzędziem "neutralizowania" opozycji i duchowieństwa. Mówi o tym m.in. tzw. raport Rokity (Jan Maria Rokita przewodniczył powstałej w 1989 r. komisji nadzwyczajnej Sejmu do zbadania działalności MSW). Znalazło się w nim m.in. stwierdzenie: "Zasadniczym zarzutem [wobec MSW] jest tolerowanie związku mającego na celu przestępstwa. Zadaniem sekcji ČDÇ nie była ani ochrona obywateli, ani ochrona bezpieczeństwa państwa, tylko działalność dezintegracyjna, z reguły bezprawna, w stosunku do określonej grupy, jaką stanowił kler i Kościół katolicki. (...)
Całość działalności przestępczej sekcji ČDÇ pozwala sądzić, że mogły również nastąpić przypadki zabójstw, ponieważ w ramach sekcji ČDÇ je planowano". Zabójstwo księdza Popiełuszki - wbrew temu, co opowiadają generałowie Jaruzelski i Kiszczak - nie uderzało w nich, tylko pomogło im się uwiarygodnić. Dlatego zgodzili się na wykrycie i ukaranie sprawców. Jeśli byli tak praworządni, jak zapewniają, dlaczego mając do dyspozycji takie same środki jak w wypadku zabójstwa księdza Popiełuszki, nawet nie zdecydowali się nakazać śledztw w sprawie zamordowania ponad stu opozycjonistów? Gdy już nie dało się uniknąć śledztwa - jak w sprawach zabójstw Stanisława Pyjasa i Grzegorza Przemyka - skierowano je na ślepe tory.
Powód jest prosty: we wszystkich tych wypadkach trzeba by wskazać na inspiratorów w MSW bądź w świecie polityki. Wtedy jednak nikt z opozycji nie siadłby do "okrągłego stołu" z ludźmi za to odpowiedzialnymi. Zrzucenie winy na nieznanych sprawców bądź upozowanie politycznych mordów na zwykłe przestępstwa kryminalne pozwoliło zachować cnotę. To, że w III RP nie było politycznej woli, by wyjaśnić prawdziwe okoliczności zamordowania w latach 80. księdza Popiełuszki i ponad stu innych osób, dowodzi, że poprzedni system skrępował niewidzialnymi więzami tych, którzy uwiarygodnili uczestników "okrągłego stołu" po stronie ówczesnej władzy. Reżyser Kiszczak Mechanizmy fałszowania prawdy o zbrodni na księdzu Popiełuszce bardzo przypominają zakłamywanie mordu na Grzegorzu Przemyku. W obu wypadkach do więzienia nie trafili bezpośrednio odpowiedzialni za zbrodnię (w sprawie Przemyka skazano osoby niewinne).
W obu wypadkach po ujawnieniu zbrodni władze na użytek publiczny urządziły teatr. O tych metodach wiele mówi rozmowa, jaką 2 listopada 1984 r. odbyli Czesław Kiszczak i Adam Pietruszka (skazany za kierowanie zabójstwem księdza Popiełuszki ówczesny wicedyrektor departamentu IV MSW). - Generale Pietruszka, trzeba dać się chwilowo zamknąć - miał powiedzieć Kiszczak. - Jak towarzyszowi ministrowi wiadomo, jestem pułkownikiem. A po wtóre, o jakim zamknięciu mowa? - pytał Pietruszka. - Mój zwrot "generale" to nie przejęzyczenie. To oczywisty koszt za zrealizowanie przez was trudnej roli - ciągnął Kiszczak. - Ale dlaczego ja? - Bo organizacyjnie Piotrowski przy was jest najbliżej. - Organizacyjnie najbliżej, ale Piotrowski wykonuje jakieś tajemnicze zlecenia, w tym i to ostatnie, nad którym ja nie mam żadnej kontroli. - Tym też się zajmę, a wasze organizacyjne usytuowanie będzie przejrzyste i do przyjęcia przez opinię publiczną. Unikniemy przez to prowadzenia sprawy w głąb. (...) Tu trzeba jak najszybciej
publicznie się uwiarygodnić, a na wyjaśnienia przyjdzie czas. - Nie! Niech to będą wiarygodniejsi, na przykład generałowie - przekonywał Pietruszka. - To jeszcze gorzej, wyglądałoby na pucz generalski. A tutaj idzie o pryncypia - odpowiadał Kiszczak.
8 czerwca 1990 r. relację z tej rozmowy prokurator spisał w protokole przyjęcia od Pietruszki ustnego zawiadomienia o przestępstwie. Pietruszka odtworzył rozmowę z zapisków sporządzonych tuż po rozmowie z gen. Kiszczakiem.
Wojciech Sumliński
Mirosław Majeran, Łukasz Kurtz