Tatarzy z Krymu przestali otrzymywać wsparcie fundacji. Mogą stracić dach nad głową
Miała być praca, szkoła, nauka języka polskiego i mieszkanie, a jest niepewna przyszłość. Po 100 dniach zakończyło się wsparcie dla tatarskich rodzin z Krymu, które przyjechały do Gdańska kilka miesięcy temu.
10.07.2015 | aktual.: 14.07.2015 08:00
Pomoc dla kobiet i dzieci, które starają się o status uchodźców, zorganizowała Fundacja "Krym" i jej prezes Riza Asanof. Kobiety trafiły do Gdańska w lutym i zamieszkały w budynku przy ul. Nowiny, którym zarządza Narodowe Centrum Kultury Tatarów RP w Gdańsku.
Od początku czerwca fundacja nie uiszcza jednak opłat za wynajem lokali przy ul. Nowiny, bo umowa najmu lokalu została wypowiedziana. Tatarskie rodziny martwią się o swój los.
- Wszystkie przeżywamy tę sytuację. Mam czwórkę dzieci i nie mogę sama pracować po kilkanaście godzin. Obiecywano nam mieszkanie, pracę, naukę języka polskiego. Tak było przez trzy miesiące, a teraz nie wiemy, co dalej - mówi Susana, która w maju 2014 roku trafiła do ośrodka dla uchodźców w Lublinie, a w Gdańsku jest od lutego tego roku.
Jerzy Szahuniewicz, prezes NCKTRP, twierdzi, że fundacja wprawdzie może wypowiedzieć umowę, ale zgodnie z zapisami, jeszcze przez pół roku zobowiązana jest uiszczać opłaty za najem i media. - To oznacza, że do końca roku Fundacja "Krym" zobowiązana jest utrzymać ten dom za własne pieniądze. A tymczasem sytuacja wygląda tak, że zadłużenie rośnie. Lada moment wyłączą gaz i prąd, a kobiety nie będą miały jak tutaj mieszkać - mówi Szahuniewicz.
Riza Asanov przebywa w tej chwili na Krymie i jest nieosiągalny. Reporterka Radia Gdańsk rozmawiała jednak z przedstawicielem fundacji, który twierdzi, że umowa została wypowiedziana, ponieważ w domu zamieszkały osoby, które oficjalnie nie były objęte pomocą instytucji. Ponadto, zdaniem przedstawiciela fundacji, po 100 dniach wsparcia, uchodźcy posiadają zaświadczenia umożliwiające podjęcie pracy i powinni sami zatroszczyć się o swoje utrzymanie.
Jerzy Szahuniewicz zapowiedział, że będzie próbował szukać pomocy m.in. w tureckiej ambasadzie. O sprawie wie także Wydziału Rozwoju Społecznego gdańskiego magistratu, który ma w tej sprawie zorganizować specjalne spotkanie.