Tania złotówka zabiera chorym dzieciom szansę na zdrowie
Euro i dolar coraz mocniejsze, a rodzice drżą o życie dzieci. Nazbierali na drogą operację za granicą. Okazuje się, że za mało. Co najmniej kilkuset wrocławian z trwogą patrzy na rosnącą wartość euro, bo ich dziecko czeka ciężka operacja za granicą. Często od niej zależy nawet życie dziecka, a trzeba zapłacić właśnie w europejskiej walucie.
12.02.2009 09:07
- Jeszcze w tym miesiącu Martynkę czekają dwie operacje w klinice w Berlinie - opowiada zdenerwowana Agnieszka Rataj-Shuka z Wrocławia, mama czteroletniej dziewczynki, która od trzech lat walczy z nowotworem: naczyniakiem jamistym. - Dziewięć operacji mamy już za sobą, dwie kolejne będą kosztowały ok. 6 tys. euro.
To niezmienna kwota, jednak przeliczając ją na złotówki, codziennie rodzice Martynki muszą się liczyć z większym wydatkiem. Gdy zbliża się dzień wymiany złotówek na euro, pani Agnieszka z niepokojem wchodzi do kantorów. W każdym próbuje negocjować i zbijać kurs wymiany, tłumacząc, że chodzi o życie dziecka. - Dla dziecka ludzie są w stanie poświęcić nawet swoją godność i zacząć się targować, choć nie jest to w ich naturze - wzdycha.
Doskonale wie o tym także Barbara Jarząbek, szefowa Fundacji "Serce Dziecka" na Dolnym Śląsku. Jej pięcioletni synek przeszedł kilka skomplikowanych operacji serca. Najgorsze już za nim. Ale w samym Wrocławiu żyje 40 maluchów, które czekają na poważne operacje na otwartym sercu za granicą. - Pierwsza operacja w przypadku wady serca to koszt około 25 tys. euro - oblicza Barbara Jarząbek. - Jeszcze pięć miesięcy temu to było nieco ponad 80 tys. zł. Przy obecnym kursie euro trzeba mieć prawie o jedną trzecią więcej pieniędzy. Dla rodziców, którzy się zapożyczyli i uzbierali już potrzebną kwotę, to wielki stres, bo ciągle mają za mało - tłumaczy.
Fundacja "Mam Marzenie" też z niepokojem obserwuje rosnący kurs euro. Jej przedstawiciele podkreślają, że na razie nie musieli nikomu odmawiać spełnienia marzenia z powodu rosnącego kursu euro. Ale dzieje się tak głównie dlatego, że teraz jest martwy sezon, jeśli chodzi o wyjazdy zagraniczne. A to one są opłacane w euro.
Organizatorzy, którzy spełniają marzenia chorych dzieci, będą musieli zmierzyć się z tym problemem na przełomie wiosny i lata, kiedy planują najwięcej wyjazdów.
Jeszcze kilka miesięcy temu euro można było kupić za niespełna 3,30 zł. Teraz trzeba wyłożyć ponad 4,5 zł. Dla rodziców dzieci, które natychmiast muszą przejść operację ratującą im życie za granicą, różnica jest ogromna.
-Dzieci z niektórymi wadami serca trzeba wieźć na operację kosztującą ok. 25 tys. euro do Monachium. Drożej płaci się w Paryżu, a Stany Zjednoczone są w ogóle poza zasięgiem rodziców właśnie ze względu na cenę - wyjaśnia Barbara Jarząbek. I dodaje, że problem jest olbrzymi, bo według statystyk co 10. dziecko w Polsce rodzi się z wadą serca.
Dlatego fundacje zbierające pieniądze na rzecz ratowania dzieci czekających na operacje mają coraz większe problemy ze zgromadzeniem odpowiednich kwot. - Obserwujemy kurs euro i w przypadku pilnych operacji dokładamy pieniądze zebrane dzięki darowiznom z jednego procentu podatku - wyjaśnia Urszula Bogobowicz, wiceprezes Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą". - Teraz mamy taką możliwość, jednak nie wiadomo, co będzie za kilka miesięcy - dodaje.
Kurs euro wpływa nie tylko na sam koszt operacji. - W tej walucie liczone są przecież także koszty pobytu rodziców i dziecka w szpitalu po operacji - zaznacza wrocławianka Agnieszka Rataj-Shuka. Dziewczynka czeka na swoją dziesiątą już operację. - Dlatego musimy mieć coraz więcej pomysłów na zbieranie pieniędzy i korzystać z pomocy innych - dodaje pani Agnieszka.
Wyjaśnia, że znalazła bratnią duszę w Elżbiecie Borowiec, dyrektorce przedszkola przy ul. Lwowskiej we Wrocławiu, do którego chodzi Martynka. - Zaangażowała się w zbiórkę pieniędzy dla mojego dziecka, tak jakby to był jej prywatny problem - cieszy się pani Agnieszka. Rodzice twierdzą, że zawsze na początku szukają możliwości zrobienia operacji w Polsce za złotówki. Ale mimo świetnych lekarzy wciąż nie ma w kraju wystarczająco dobrego sprzętu, by prowadzić leczenie dziecka w szpitalu już po operacji.
Potwierdza to prof. Krzysztof Wronecki, kardiochirurg z Dolnośląskiego Centrum Chorób Serca. Wyjaśnia także, że w kraju można wykonywać coraz więcej skomplikowanych zabiegów. - Dlatego w sytuacji, gdy wciąż rośnie kurs zagranicznych walut, rodzice powinni także szukać możliwości zrobienia operacji w kraju - twierdzi prof. Wronecki. - Oczywiście są sytuacje, kiedy konieczna jest operacja w zagranicznym ośrodku, ale w wielu przypadkach można ją przeprowadzić w Warszawie, Łodzi, Krakowie czy Wrocławiu - wylicza.
Zdaniem specjalisty, dotyczy to na pewno kardiochirurgii dziecięcej. Chirurg dodaje, że kilka dni temu na Dolnym Śląsku operowano serce niemowlaka z Wałbrzycha, który ważył niespełna pół kilograma. - Dziecko żyje i ma się dobrze - cieszy się prof. Wronecki. - Dziś, przy ciągle zmniejszającej się liczbie noworodków, praktycznie nie ma problemu z długimi kolejkami, których obawia się część rodziców, od razu szukając możliwości za granicą - twierdzi profesor.
Czy rosnący kurs euro nie zagrozi zakupom, które planują zrobić organizatorzy tegorocznej edycji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy? Przypomnijmy, że zebrano blisko 33 mln złotych na sprzęt dla dzieci z chorobami nowotworowymi. Okazuje się, że Orkiestrę ratuje przed tym problemem długa procedura wydawania pieniędzy.
- Nie zastanawiamy się dziś nad kursem euro, bo jesteśmy na etapie rozliczania się z zebranej w tym roku kwoty - wyjaśnia Krzysztof Dobies, rzecznik prasowy Orkiestry. Konkursy ofert na sprzęt dla szpitali będą rozstrzygane jesienią, a do tego czasu kurs walut może się kilka razy zmienić. Dla Orkiestry też będzie to miało znaczenie, bo do konkursów zgłaszają się także firmy zagraniczne. Ale Orkiestra zapewnia, że przy wyborze nie kieruje się ceną, ale jakością kupowanego sprzętu.
Dzieci czekają na operacje i na naszą pomoc
Możemy pomóc dzieciom, których los zależy od kursu euro. By przekazać 1% podatku, w zeznaniu musimy wpisać nazwę organizacji pożytku publicznego (np. fundacji) oraz podać jej numer w Krajowym Rejestrze Sądowym. Zwykle fundacje podają go na stronach internetowych.
Można też pomóc, przelewając pieniądze na konto. Wymienione w tekście to:
Fundusz Serce Dziecka - ul. Relaksowa 58, 02-796 Warszawa, Bank Millennium, konto numer: 17 1160 2202 0000 0000 8297 2843,
Konto Martynki o numerze 45 1240 1994 1111 0000 2495 6839, Bank Pekao SA z dopiskiem: Rataj;
Darowizny dla Fundacji Dzieciom "Zdążyć z Pomocą", Bank Pekao SA I O/Warszawa, 71 1240 1037 1111 0000 0693 2189.
Jerzy Wójcik