Polska"Tam lęgło się zaprzaństwo" - przeszli przez piekło

"Tam lęgło się zaprzaństwo" - przeszli przez piekło

27 stycznia 1953 roku zapadły surowe wyroki w tzw. procesie kurii krakowskiej – oskarżono kilku księży o szpiegostwo na rzecz USA. Był to jeden z wielu wyreżyserowanych procesów sądowych przygotowany przez władze PRL w ramach antykościelnej akcji propagandowej. Wkrótce potem aresztowano kardynała Stefana Wyszyńskiego.

"Tam lęgło się zaprzaństwo" - przeszli przez piekło
Źródło zdjęć: © AFP

27.01.2011 | aktual.: 09.02.2011 11:05

Relacje z przebiegu procesu, a także mowy prokuratorskie i wystąpienia świadków, reportaże i fotoreportaże zapełniały szpalty wszystkich dzienników i tygodników. Każdy mógł zobaczyć drukowane w prasie fotosy księży z obciążającymi ich dowodami zbrodni: paczkami dolarów, butelkami z alkoholem, zabytkową bronią. „Pod opieką kurii lęgła się zaraza i zaprzaństwo” pisała Trybuna Ludu, „Członkowie szpiegowskiej organizacji amerykańskiego wywiadu znajdowali poparcie w Kurii Krakowskiej” wtórowała "Gazeta Krakowska". Polskie Radio dwa razy w ciągu dnia transmitowało przebieg procesu, a na czas audycji popołudniowej w zakładach pracy ogłaszano przerwę, tak żeby każdy mógł jej posłuchać. Wytwórnia Filmów Dokumentalnych w ciągu miesiąca zrealizowała antykościelny propagandowy film „Dokumenty zdrady”.

Władze PRL starały się zrobić wszystko, żeby zniszczyć zaufanie do Kościoła i podważyć jego autorytet, a w szczególności uderzyć w kurię metropolitalną w Krakowie. I częściowo się to nawet udało, gdyż - stosując wymyślne tortury - doprowadzono do tego, że cieszący się szacunkiem księża wydawali innych, powodując dalsze aresztowania.

Najpierw, kiedy oczywiście znaleziono już odpowiedni pretekst, aresztowano dwóch notariuszy kurii: Jana Pochopnia i Modesta Wita Brzyckiego. Podczas przesłuchań duchowni obciążyli zarzutami wiele osób, w tym arcybiskupa Eugeniusza Baziaka. Pod koniec listopada 1952 roku ubecy aresztowali kolejnych księży i wraz ze złamanym wcześniej księdzem kanclerzem Bolesławem Przybyszewskim – który wskazywał im gdzie szukać – zrewidowali Pałac Biskupi. Znalezione tam przedmioty: 37 tys. dolarów, złoto, dzieła sztuki, kosztowności, wino mszalne, leki, muszkiety i szable stanowiły doskonałe dowody w przygotowywanym procesie. Dolarów i kosztowności nie wolno było bowiem przechowywać (tylko oddać do NBP), dzieła sztuki powinny być oddane do zbiorów narodowych, stara broń miała być dowodem na wspieranie przez kler podziemia, leki świadczyły o spekulacji, zaś pieniądze i sprawozdania proboszczów wskazywały na siatkę szpiegów.

Proces był jednym wielkim spektaklem, w którym oskarżeni – po wielodniowych przesłuchaniach, podczas których ich torturowano – wypowiadali wyuczone na pamięć przygotowane kwestie. W czasie przesłuchań funkcjonariusze m.in. zamykali ich w wypełnionej do kolan wodą celi wysokiej na 1,5 metra i tak ciasnej, że można w niej było tylko stać, bili po twarzy, bili prętem, znieważali, kazali stać przez 48 godzin, czy siedzieć na nodze od stołka. Niektóre przesłuchania były celowo przeprowadzane przez kilka dni bez przerwy.

Na sali sądowej, żeby dodatkowo pognębić i nastraszyć oskarżonych, siedzieli oficerowie przeprowadzający przesłuchania. Stefania Rospond, podobnie jak Edward Chachlica, nie dała się złamać w czasie procesu, nie przyznała się do winy i nie obciążyła innych. Kobieta także na rozprawie nie przyznała się do winy. Po wyjściu z więzienia Edward Chachlica miał wybite zęby i był prawie głuchy.

Po czterech dniach procesu, we wtorek 27 stycznia 1953 roku Polska Agencja Prasowa podała komunikat: „Wojskowy Sąd Rejonowy w Krakowie ogłosił wyrok w procesie przeciwko bandzie szpiegów wywiadu amerykańskiego”. Cała Polska dowiedziała, że ks. Józef Lelito, Michał Kowalik i Edward Chachlica zostali skazani na kary śmierci (nie wykonane), ks. Wit Modest Brzycki otrzymał 15 lat więzienia, ks. Franciszek Szymonek dożywocie, Jan Pochopień 8 lat, a Stefania Rospond 6 lat więzienia.

Trudno się dziwić tak wysokim wyrokom, wiedząc że na sali był słynny prokurator Stanisław Zarakowski, który nazywał oskarżonych bandą zdrajców, szpiegów i wyrzutków zainspirowanych przez hitlerowców. Zarakowski znany był z tego, że w sprawach, w których oskarżał, najczęściej żądał najwyższego wymiaru kary. Kilka lat później komisja Mazura wykazała, że Zarakowski brał udział w bezprawnych zatrzymaniach i aresztowaniach, w brutalnych przesłuchaniach, tolerował groźby, szantaże i zgadzał się na reżyserowanie procesów.

Poza procesem kurii krakowskiej odbył się także proces biskupa Czesława Kaczmarka, którego skazano na 12 lat więzienia za szpiegostwo, internowany też został prymas Stefan Wyszyński (w latach 1953-1956).

Większość skazanych opuściła więzienie na mocy amnestii w 1956 roku, Jan Pochopień trzy lata później, a Michał Kowalik w 1961 roku. Jednak ich nazwiska znajdowały się w spisie osób skazanych za szpiegostwo, podlegali oni więc dalszej kontroli służ bezpieczeństwa i regularnej inwigilacji.

Jerzy Popiełuszko miał w 1956 roku już prawie 9 lat. Niespełna 30 lat później zostanie najtragiczniejszą ofiarą antykościelnej pasji PRL-owskich władz oraz służb bezpieczeństwa, której to ani odwilż październikowa, ani zmiany w kierownictwie partii, ani nawet wybór Karola Wojtyły na papieża, nie zdołały osłabić.

Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
processzpiegostwokuria
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (489)