Tam księża nie traktują wiernych jak stada baranów
W kościołach chrześcijańskich w Wielkiej Brytanii, w tym także katolickim, mniej słychać o diable i masonach, a więcej o relacjach między człowiekiem, a Bogiem. Duszpasterze nauczyli się mówić do wiernych jak do Bożej owczarni, a nie stada baranów.
23.02.2012 | aktual.: 23.02.2012 10:48
Opinia wpływowej baronessy Sayeedy Warsi o wojującym ateizmie, który zagraża Europie, wywołała na Wyspach falę komentarzy i polemik. Wiceprzewodnicząca rządzącej Partii Konserwatywnej, skądinąd muzułmanka, wezwała do zachowania chrześcijańskiego dziedzictwa kontynentu. Skrytykowała też organizacje walczące o laicyzację życia publicznego, zarzucając im brak tolerancji, typowy dla systemów totalitarnych.
Według Office for National Statistics (odpowiednik polskiego GUS-u), 68,5% mieszkańców Wielkiej Brytanii deklaruje się, jako chrześcijanie - anglikanie, katolicy i wierni innych Kościołów, m.in. prawosławni, metodyści, zielonoświątkowcy, baptyści. Te dane, z września zeszłego roku, przypomniała właśnie londyńska gazeta "Metro". Muzułmanie mają stanowić 4,4% społeczności, wyznawczy religii hinduskich łącznie 2,5%, osoby wyznania mojżeszowego - to 0,4% osób wierzących. Jako niewierzący zadeklarowało się natomiast aż 23,2% respondentów badania.
Angielski ksiądz kazań nie prawił
W ciągu ostatnich 10 lat odsetek chrześcijan spadł na Wyspach o 3% i to pomimo napływu, co najmniej kilkuset tysięcy Polaków. Chyba, że przybyli w większości ateiści, o czym może świadczyć też fakt, iż według szacunków kościelnych, tylko 10% emigrantów systematycznie uczestniczy w niedzielnych mszach świętych w polskich parafiach. Nieznana jest jednak liczba Polaków, którzy z różnych powodów chodzą do angielskich kościołów katolickich, lub innych wyznań chrześcijańskich.
O jednym z powodów mówi Wiesław z Londynu. - Poszedłem do polskiej parafii w sprawie dziecka, które chciałem posłać do szkoły katolickiej. Ksiądz zrobił mi wykład, że trzeba aktywnie uczestniczyć w życiu parafii, wykazywać głęboką troskę o jej sprawy materialne, a w ogóle osoby bez ślubu kościelnego nie powinny mieć pretensji o katolickie kształcenie dzieci - opowiada mężczyzna. W parafii angielskiej poświadczono mu, co trzeba bez "kazania". Sympatyczny proboszcz zaprosił na niedzielne nabożeństwo i podarował mały modlitewnik w języku polskim i angielski. - Być może trafiłem na wyjątkowo gorliwego i zasadniczego polskiego duszpasterza oraz bardzo liberalnego angielskiego. To drugie podejście wydało mi się jednak znacznie bardziej chrześcijańskie. Tam teraz chodzimy do kościoła - dodaje Wiesław.
Królowa obroni wiarę
Wszystkie kościoły i związki wyznaniowe działają na Wyspach, od strony formalnej, jako organizacje charytatywne. Ze wsparcia państwa korzystają głównie poprzez deklaracje gift aid - wypełniane przez wiernych płacących podatki. Wówczas brytyjski budżet dopłaca 28 pensów do każdego funta złożonego na ofiarę. Duchowieństwo oczywiście stara się zatrzymać jak najwięcej osób przy kościele i w miarę możliwości zachęcać nowych wiernych. Ten cel realizują m.in. cieszące się dobrą renomą szkoły katolickie.
Sami księża już dawno spostrzegli, że straszenie czyhającym wszędzie złem, moralną zgnilizną i niechybnym wiecznym potępieniem przynosi umiarkowany efekt promocyjny. Stąd w brytyjskich kościołach chrześcijańskich, w tym także katolickim, mniej słychać o diable i masonach, a więcej o relacjach między człowiekiem, a Bogiem.
- W angielskiej parafii mam wrażenie, że ksiądz mówi do nas jak do Bożej owczarni, a nie stada baranów. Do tego ma życiowe podejście do różnych spraw. Pierwszej komunii świętej udzielał dzieciom przez cały miesiąc - czasem, podczas normalnego niedzielnego nabożeństwa, przystępowało jedno dziecko. Widać, może się obyć bez wielotygodniowego ustawiania, prób, wierszyków, składek, list obecności - zauważa Marta z zachodniego Londynu.
Średniowieczny "marketing" kościelny, oparty na straszeniu, czym się da, w cywilizowanych krajach jest zdecydowanie w odwrocie. Trwa poszukiwanie innych sposobów, a także identyfikacja prawdziwych zagrożeń dla wiary, często bardziej złożonych niż spisek Żydów, masonów i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Dziękować Bogu, w Wielkiej Brytanii jest ktoś, kto z urzędu ma obowiązek obrony wiary chrześcijańskiej: to sama królowa, nosząca zaszczytny tytuł Obrońca Wiary (z łacińskiego Fidei defensor). Skrót FD znajduje się zresztą na każdej monecie z podobizną Elżbiety II. Paradoks polega na tym, że ów tytuł nadał papież Leon X królowi Henrykowi VIII i jego następcom, a król niebawem sam ogłosił się głową Kościoła w swoim kraju. Tytuł jednak zachował.
Z Londynu dla polonia.wp.pl
Robert Małolepszy