Taki potwór, jak Fritzl może zdarzyć się wszędzie?
Ujawniony horror młodej dziewczyny z Siemiatycz, którą przez lata więził i gwałcił jej rodzony ojciec i z którym najprawdopodobniej ma dwójkę dzieci, poruszył całą Polskę i światowe media. Amerykańska stacja CNN oraz niemiecki tygodnik "Der Spiegel" piszą o „polskim Josefie Fritzlu”. Jak to możliwe, że taka historia przydarzyła się w Polsce w XXI wieku? To niezależnie od kraju, społeczeństwa, wykształcenia czy poziomu życia. Tacy ludzie mogą zdarzyć się wszędzie – mówi Wirtualnej Polsce psycholog Michał Lewandowski.
09.09.2008 | aktual.: 10.09.2008 11:19
WP: Joanna Stanisławska: Europejskie gazety piszą dziś: „Polska ma swojego Josefa Fritzla” i porównują zwyrodniałego ojca z Podlasia do „potwora z Amstetten”. Trudno uwierzyć, że tak makabryczna historia zdarzyła się w Polsce w XXI wieku. Internauci WP piszą wręcz, że to "news wyssany z palca"…
Michał Lewandowski: Niestety tacy ludzie jak Krzysztof B. czy Josef Fritzl mogą zdarzyć się wszędzie. Niezależnie od kraju, społeczeństwa, wykształcenia czy poziomu życia. Wcześniej zdarzyło się w Austrii, teraz w Polsce. A w ilu jeszcze krajach podobni „Fritzlowie” pozostają nieujawnieni, można się tylko domyślać…
WP: Jak pomóc 21-letniej Alicji, którą rodzony ojciec przez lata terroryzował i gwałcił? Jakie ślady takie doświadczenia pozostawiają na psychice? Czy dziewczyna ma szansę, by się z tego otrząsnąć?
- Taka trauma pozostawia olbrzymie ślady na psychice, szczególnie u osoby młodej, której osobowość dopiero się kształtuje. Tutaj ten proces został mocno wypaczony. Jest szansa, że dziewczyna będzie potrafiła w miarę normalnie funkcjonować, ale jest pewne, że będzie mieć trudności w budowaniu bliskich relacji, szczególnie z mężczyznami. Powinna zostać poddana opiece psychologicznej, ale niestety ślady na psychice zostaną na całe życie.
WP: Ojciec do tego stopnia zastraszył córkę, a także swoją żonę, że przez sześć lat kobiety nie zgłosiły się na policję. Matka dziewczyny przyznała, że pogodziła się z sytuacją – bo musiała. Twierdzi, że mąż szantażował ją i córkę, miał grozić ich życiu…
- Takie zachowanie jest niestety typowe. Najbliższa rodzina w przypadku kazirodczych związków bardzo często psychicznie się wycofuje. I to z kilku powodów. Przede wszystkim dla wielu osób jest to zbyt trudne przeżycie, zbyt dramatyczne, by dopuścić je do świadomości. Dlatego zupełnie je wypierają, nie chcą mieć z tą traumatyczną sytuacją nic wspólnego. Po drugie zadają sobie pytanie – pójdę na policję i co dalej? Czasami lepsze wydaje im się znane piekło. Boją się, że jak sprawę zgłoszą policję ich życie będzie zagrożone. Nie wiedzą jak dalej będą funkcjonować, jak żyć.
WP: Wstrząsające jest to, że babcia gwałconej dziewczyny przyglądała się wszystkiemu i nie zdziwiło jej nawet, że wnuczka jest w ciąży. Nie pytała z kim ma dzieci. Teraz broni syna, mówi, że cała sprawa to spisek jej teściowej…
- Czasami lepiej jest nie wiedzieć. Być może się domyślała, ale wolała zostawić sprawy swojemu biegowi.
WP: Również sąsiedzi wspominali, że czegoś można się było spodziewać, że rodzina była dziwna, ale nie reagowali. Czy to także typowa postawa?
- W Polsce panuje przekonanie, że nie należy wtrącać się w cudze sprawy. Jest sobie rodzina, jest dziwna, być może coś się w niej dzieje, ale po co się mieszać, tylko sobie można narobić problemów. Taka postawa jest w naszym społeczeństwie niestety dosyć powszechna i popularna.
WP: Co zrobić, by w przyszłości do takich tragedii nie dochodziło?
- Trzeba edukować społeczeństwo. Przede wszystkim musi być jasne, do kogo osoby doświadczające przemocy w rodzinie mogą się zgłosić, do kogo mogą się zgłosić sąsiedzi, którzy zauważają w swoim otoczeniu niepokojące sytuacje. Ta wiedza musi być powszechna. A odpowiednie instytucje już się zajmą konkretnymi problemami. Społeczeństwo musi też mieć wiedzę w zakresie pewnych objawów świadczących o tym, że coś złego dzieje się w rodzinie. Musi wiedzieć na jakie zachowania, szczególnie wśród dzieci, należy zwrócić uwagę.
Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska