Tak wyglądają radiowozy polskiej policji. "Wstyd i zagrożenie"
Niektóre mają po 400 tys. km przebiegu
Zderzak sklejony plastrem, porwane pasy bezpieczeństwa i rynna z plastikowej butelki uszczelniająca dziurawy dach. Chociaż do policji trafia coraz więcej pieniędzy, wciąż jest ich zbyt mało, a funkcjonariusze jeżdżą rozpadającymi się autami.
Zdjęcia do administratorów popularnego Internetowego Forum Policyjnego nadsyłają załamani funkcjonariusze. Policjanci podkreślają, że w radiowozach spędzają nawet po 12 godzin dziennie. Spisują tam różne dokumenty, jedzą posiłki i przewożą obywateli. Zależy im, by w samochodach było jak najczyściej.
Zaznaczają, że jedni pasażerowie mają wszy, a inni wymiotują krwią. "Przygód" jest więc i tak wystarczająco dużo.
- Politycy bardzo dużo mówią o modernizacji i chwalą się kwotami przekazanymi policji, ale to kropla w morzu potrzeb. Prawda jest taka, że faktycznie stan bardzo wielu radiowozów jest fatalny – przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską Sławomir Koniuszy, przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego NSZZ Policji w Olsztynie. ZOBACZ DALEJ ->
"Bieda aż piszczy"
Dokładny stan pojazdów sprawdzała niedawno Najwyższa Izba Kontroli. Jaki był wynik obserwacji? "90 proc. jednostek nie spełnia ustalonych norm". Statystyki przerażają, a internauci mają ubaw.
A jeżeli opublikowane zdjęcia są stare? Część faktycznie nie została zrobiona w tym roku, ale urzędnicy NIK zapewniają nas, że w ostatnich latach niewiele się zmieniło.
Z ich raportu (za lata 2015-2016) wynika, że samochodów policyjnych jest za mało, a te, które służą funkcjonariuszom, są mocno wyeksploatowane. Jedna czwarta aut ma na liczniku ponad 200 tysięcy kilometrów, a co siódmy nie nadaje się do dalszej jazdy i powinien zostać wycofany z użytkowania.
Po przebadaniu 25 jednostek, aż w 23 stan sprzętu transportowego był niezgodny z obowiązującymi normami.
- Trudno zarzucić, że kontrolerzy NIK coś sobie wymyślili. To mało popularne, bo politycy ciągle mówią o miliardach złotych dla policji, ale prawda jest taka, że bieda aż piszczy – mówi Sławomir Koniuszy. ZOBACZ DALEJ ->
Rynna z butelki po wodzie. "Żeby koleżance na głowę się nie lało"
- 15-letnie auta są czasem w bardzo dobrym stanie, ale nie w policji. My pracujemy na 3 zmiany, a samochody są eksploatowane 24 godziny na dobę – podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Zbigniew Przyborowski z Wydziału Ruchu Drogowego KMP w Elblągu.
"Już mnie od śmiania brzuch boli", "Samochody jak u Flinstonów" – piszą internauci. Jeden z nich podaje się nawet za autora pomysłowej konstrukcji z butelek po wodzie. "Pamiętam swoją konstrukcję. To jest po prostu rynna, by na głowę koleżanki się nie lało" - stwierdza.
I faktycznie, na pierwszy rzut oka prowizoryczne naprawy i fatalny stan aut wyglądają jak żart. Ale większości policjantów nie jest do śmiechu.
- Samochody z modernizacji 2007-2009 są już mocno wyeksploatowane. Niektóre mają przejechane po 400 tys. km. Oczywiście spływają nowe pieniądze, a część aut jest wymieniana, ale dzieje się to zbyt wolno – mówi Zbigniew Przyborowski.
W rozmowie z WP przyznaje, że największe braki dotyczą samochodów terenowych i pojazdów specjalistycznych, czyli takich do transportu większej grupy osób, nieoznakowanych radiowozów z wideorejestratorami, czy aut dla techników kryminalistyki.
– Kolejna modernizacja 2015-2018 uzupełniła część zapotrzebowania, ale jesteśmy formacją, która liczy 100 tys. osób. Potrzeby są wielkie – podkreśla Przyborowski. ZOBACZ DALEJ ->
Połamane i brakujące elementy
Wielu internautów twierdzi, że gdyby dostali "taki złom jak na zdjęciach", nie wyjechaliby nim do pracy. "Niestety sytuacja nie jest taka prosta, o czym przekonał się już jeden policjant" – odpowiadają funkcjonariusze.
Na portalu kryminalni24.info czytamy, że jeden z policjantów odmówił pobrania radiowozu ze względu na zły stan techniczny i wszczęto za to przeciwko niemu postępowanie dyscyplinarne.
"W pewnym miasteczku w Polsce na sześć radiowozów sprawny jest tylko jeden. Jego stan również pozostawia wiele do życzenia, ale ponieważ reszta aut jest w warsztacie, ten jeden musi dojechać na każdą interwencję przez 24 godziny" – dodają.
Problem stanowią też procedury. W wielu przypadkach policjanci nie powinni wykonywać samodzielnie nawet najprostszych napraw. Ze zwykłą wymianą żarówki powinni jechać do policyjnego warsztatu, gdzie kolejki i czas oczekiwania są podobno bardzo długie. Mają więc do wyboru nagięcie przepisów i małą naprawę usterki na własny koszt, lub utratę auta na kilka kolejnych dni czy tygodni. ZOBACZ DALEJ ->
Pasy bezpieczeństwa nie gwarantują bezpieczeństwa
"Pasażer w radiowozie zapinał pas bezpieczeństwa (bardzo wyciągnięty i nieposiadający blokady), a następnie na wysokości brzucha robił kokardkę, żeby w razie wypadku pas jakoś przytrzymał zwłoki" - czytamy szokującą relację na Internetowym Forum Policyjnym.
Wiele emocji wśród internautów wywołało zdjęcie niesprawnych pasów bezpieczeństwa w jednym z radiowozów.
"Też mi coś! W tym kraju wszystko działa na słowo honoru. A nuż się nic nie stanie" - pisze pani Dorota.
Wielu komentujących (prawdopodobnie policjantów) krytykuje jednak własnych kolegów. Ich zdaniem funkcjonariusze nie powinni wyrażać zgody na pobieranie aut w tak opłakanym stanie.
"Kto wam podpisuję przegląd? Co za stacje? A druga kwestia, jak sprzęt jest niesprawny, to go nie pobieramy. I żegnam" - stwierdza pan Krzysztof.
"Po co pobieracie taki szmelc? Moje auta zawsze były gotowe do jazdy. Sprzątałem je, więc było czysto. Jak coś się popsuło, to do warsztatu. Nie było naprawione, do warsztatu" - dodaje kolejny z policjantów. ZOBACZ DALEJ ->
Czy będzie reakcja na druzgocący raport NIK?
Raport Najwyższej Izby Kontroli wykazał m.in., że wielu policjantów nie ma uprawnień do kierowania pojazdami uprzywilejowanymi. W teorii nie mogą więc używać sygnału i jechać na wezwanie jako pojazd uprzywilejowany. A jednak to robią.
W anonimowej ankiecie aż 80 proc. funkcjonariuszy przyznało, że używają "koguta" mimo braku uprawnień do korzystania z niego.
Z kolei co dziesiąty ankietowany policjant nie użył pojazdu służbowego jako uprzywilejowanego w sytuacjach tego wymagających, gdyż nie miał zezwolenia (co mogło mieć negatywny wpływ na skuteczność interwencji).
Pojawia się więc pytanie, czy raport NIK zmusi finansujących policję do naprawienia wszystkich rażących błędów i niedociągnięć.
- NIK pokazuje jak jest. Daje rzeczywisty obraz sytuacji, ale niestety nie zmusi nikogo do zainwestowania milionów w nowe radiowozy i szkolenia - mówi WP anonimowo były policjant Komendy Głównej. - Polskie państwo musi wyciągnąć wnioski, ale ostatecznie to rządzący i policja zdecydują, na co przeznaczą pieniądze - dodaje.