Zmasowali siły na granicy. Losy wojny mogą się odwrócić
Rosja ma gromadzić samoloty i śmigłowce w pobliżu granicy z Ukrainą, co wskazuje, że przygotowuje się do rzucenia ich do walki, aby wesprzeć zacinającą się ofensywę lądową. Z kolei NATO nie zmienia podejścia do przekazania myśliwców Ukrainie. Czy Kijów poradzi więc sobie z możliwą "wojną powietrzną"?
Informacje o koncentracji rosyjskich samolotów podał brytyjski dziennik "Financial Times". Dane wywiadowcze na ten temat miały zostać przekazane państwom NATO. Podczas spotkania we wtorek z krajami sojuszniczymi wspierającymi Ukrainę sekretarz obrony USA Lloyd Austin miał podkreślić zagrożenie ze strony znaczących pozostałych sił powietrznych Rosji.
"FT" zwraca uwagę, że od pierwszych tygodni wojny Rosja oszczędnie korzystała ze swoich pokaźnych sił lotniczych, stawiając na rakiety dalekiego zasięgu, artylerię i wojska lądowe. Zachodni analitycy spekulowali, że mogło to wynikać z obawy Moskwy, iż ukraińskie systemy obrony powietrznej stanowią zagrożenie dla rosyjskich samolotów lub że jej flota powietrzna jest w złym stanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Rosji nie wyszedł początek ofensywy, więc mogą wariant z użyciem lotnictwa brać pod uwagę. Rosyjscy żołnierze od dłuższego czasu narzekają, że działają bez wsparcia powietrznych maszyn. Ich dowódcy budują potencjał ofensywny na wiosnę. Wtedy będzie kumulacja transporterów, czołgów, amunicji, wyrzutni itd. Mogą więc też zaangażować lotnictwo. Jeśli nie szkoda im 300 tysięcy poborowych, to są w stanie poświęcić 300 samolotów - mówi Wirtualnej Polsce płk Maciej Matysiak, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego i ekspert fundacji Stratpoints.
"Braki w wyszkoleniu, nie stosują taktyki uników"
Z kolei zdaniem dr. Jacka Raubo, eksperta ds. wojskowości portalu Defence24.pl, wojna powietrzna – mimo, że nie obserwujemy jej w klasycznym wydaniu – trwa cały czas. - Rosyjskie lotnictwo mimo wszystko wspiera swoich żołnierzy przy linii frontu i ponosi straty. Przeprowadza też ataki bombowe z terytorium Rosji i Białorusi z udziałem strategicznych maszyn. Z kolei ukraińskie lotnictwo także operuje jako wsparcie dla swoich jednostek – mówi dr Jacek Raubo.
Według eksperta największe zagrożenie pojawiłoby się wówczas, gdyby Rosjanie spróbowali penetracji całej przestrzeni powietrznej nad Ukrainą.
- I zaatakowali nie tylko rakietami. Ale uderzyliby bombami latającymi w cele związane z infrastrukturą krytyczną, drogową, kolejową i wojskowo-logistyczną. Być może w głowach rosyjskich planistów rodzi się pomysł jednego wielkiego uderzenia powietrznego, które odwróciłoby losy wojny. Ale czekają z tym, wiedząc, że ponieśliby bardzo duże straty. A wizerunkowo strata samolotu jest o wiele większa niż transportera opancerzonego, który w masie próbuje forsować pole minowe – uważa ekspert portalu Defence24.pl
Obaj eksperci podkreślają również słabą jakość rosyjskich maszyn powietrznych i braki w wyszkoleniu pilotów.
- Rosyjska flota powietrzna nie jest w najlepszym stanie. Tamtejsi piloci mają obcięte liczby nalotów bojowych i mało ćwiczeń. Widać to było po pilotach śmigłowców Ka52 (Aligatorów), którzy atakując, nie stosowali taktyki uników, tylko lecieli prosto, jak na defiladzie. W efekcie byli masowo zestrzeliwani. Rosjanie może i mają ok. 3 tysięcy samolotów, które mogłyby wystąpić w pierwszej linii. Ale to też w dużej mierze jest "szmelc", bardzo mocno wyeksploatowany. Oni nie wywalczyli panowania w powietrzu - ocenia płk Maciej Matysiak, były wiceszef SKW.
W podobnym tonie wypowiada się dr Jacek Raubo. - Jakość rosyjskich sił powietrznych pozostawia wiele do życzenia. I nie chodzi o statystyki dotyczące liczby maszyn, ale o wyszkolenie i ilość profesjonalnych pilotów. Z kolei w bazach lotniczych stoi wiele zużytych maszyn, a linie produkcyjne przypominają manufakturę – ocenia dr Jacek Raubo.
Przypomnijmy, we wtorek po spotkaniu ministrów obrony narodowej NATO w Brukseli sekretarz obrony USA Lloyd Austin, pytany, czy sojusznicy Ukrainy omawiali we wtorek kwestię wysłania myśliwców, aby pomóc Kijowowi w obronie przed rosyjską inwazją, Austin odparł, że "nie ma dziś nic do ogłoszenia" w tej sprawie. W jego opinii nic nie wskazuje na to, by Rosja gromadziła samoloty do potencjalnego większego ataku powietrznego. – Ale wiemy, że Rosja ma na swoim wyposażeniu pokaźną liczbę samolotów. Dlatego podkreślaliśmy, że musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby zapewnić Ukrainie jak najwięcej zdolności obrony powietrznej – dodał.
Z kolei jak ocenia "Financial Times", siły powietrzne Rosji są nadal "dobrze zachowane". "Ponad 80 proc. prawdopodobnie jest bezpieczne i dostępne. Spodziewamy się więc, że przygotowują się do rozpoczęcia kampanii powietrznej i próbują unieszkodliwić ukraińską obronę za pomocą ataków z powietrza" – twierdzi "FT".
Zdaniem płk. Macieja Matysiaka, do tej pory Rosjanie używali podniebnych maszyn w sposób ograniczony ze względu na silną obroną przeciwlotniczą.
- Ukraina używa swoich zestawów S-300 i innych poradzieckich systemów, ale też korzysta z dużego nasycenia sprzętu z dostaw. Chociażby ręczne zestawy jak Piorun, który w ostatnich dniach zestrzelił rosyjski Su-24M. Mają też niemieckie zestawy Gepard, amerykańskie NASAMS-y i za chwilę dostaną system Patriot. Dzięki temu obrona ukraińskiego nieba jest silna – ocenia płk Maciej Matysiak.
"To zadziała w dwie strony"
I jak dodaje, rosyjskie lotnictwo nie operuje nad ukraińskim niebem w takiej skali, jakby mogło.
- Jak wystrzeliwuje rakiety, to z terytorium Federacji Rosyjskiej. Właśnie po to, żeby nie zostać rażonym. Jeśli wraz z operacją lądową ruszy operacja w powietrzu, to zadziała to w dwie strony. Przyniesie zapewne posuwanie się Rosjan naprzód, ale też spore straty w lotnictwie – uważa ekspert fundacji Stratpoints.
Zdaniem dr. Jacka Raubo, wzmocnienie ukraińskiej obrony przeciwlotniczej skutecznie hamuje rosyjskie zapędy w wykorzystaniu lotnictwa.
- Z prostej przyczyny. Jeżeli Ukraińcy byli w stanie zadać duże straty Rosjanom systemami relatywnie starymi, co prawda zmodernizowanymi i odpowiednio przygotowanymi, ale zgromadzonymi jeszcze przed wojną, to Moskwa słusznie obawia się zachodnich, nowoczesnych i skutecznych systemów – komentuje ekspert portalu Defence24.pl
I jak dodaje, Ukraina zdaje sobie sprawę z "dobrze zachowanych" sił powietrznych przeciwnika i próbuje oszczędnie używać zachodnich systemów obrony przeciwlotniczej.
- Wydaje się, że Rosjanie nie do końca wiedzą, gdzie je rozmieszczono. A to blokuje ich działania. Ukraina będzie je zapewne chciała wykorzystać do wsparcia wojsk na linii frontu i czeka na zmasowane uderzenia z powietrza – prognozuje dr Jacek Raubo.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski