Tak Putin pisze historię od nowa. "Zbrodni katyńskiej nie popełnili Rosjanie"
ZSRR nie zaatakował Polski w 1939 roku, a "wyzwolił" Białoruś i Ukrainę. Mordu w Katyniu nie zlecił Stalin. To najnowsze rewelacje rosyjskich "naukowców". Za zdanie, że "Stalin i Hitler razem okupowali Polskę" jest kolonia karna. W Rosji zapadł pierwszy taki wyrok.
2,5 roku kolonii karnej za "rehabilitację nazizmu" - taki wyrok usłyszał pod koniec października 48-letni Rusłan Achmetszyn z Archangielska. "Przestępstwem" były trzy komentarze w sieci społecznościowej Vkontakte.
Jeden z nich brzmiał: "Stalin i Hitler razem okupowali Polskę. W Kazaniu szkolono hitlerowskich czołgistów. I jest jeszcze wiele innych niewygodnych rzeczy, o których chcą nam zabronić mówić".
W Rosji nie jest to pierwszy wyrok w sprawie o "rehabilitację nazizmu", ale sprawa Achmetszyna jest wyjątkowa. Po raz pierwszy oskarżony został skazany na więzienie, a nie grzywnę.
— Podczas procesu wyraźnie zauważyliśmy, że "kwestia polska" nabiera coraz większego znaczenia. Skontaktowaliśmy się nawet z ambasadą RP. Nie wysłali swoich obserwatorów, ale powiedzieli, że będą sprawę śledzić — mówi Wirtualnej Polsce mec. IljaSidorow, jeden z obrońców Achmetszyna.
Dotarliśmy do materiałów sprawy. Kwestionowana jest w nich nie tylko współpraca Hitlera i Stalina w ataku na Polskę, ale również sowiecka odpowiedzialność za zbrodnię katyńską, a nawet wspólna defilada Wehrmachtu i Armii Czerwonej w Brześciu, która odbyła się 22 września 1939 r.
RUSŁAN JAK PROROK: TA "KAMPANIA WYZWOLEŃCZA" MOŻE SIĘ POWTÓRZYĆ
Zdaniem Ilii Sidorowa Archangielsk to "Archipelag Gułag". I nie chodzi tylko o położenie geograficzne — w tym regionie sądy także współcześnie znane są z represyjnych wyroków.
— Tu standardy sądu, nawet z ogólnorosyjskiego punktu widzenia, są mówiąc delikatnie, ostrzejsze. W samym Archangielsku do dziś ludzie wciąż żyją w barakach. Dla miasta to nadal nie tylko symbol — mówi mecenas, który broni obywateli w różnych częściach Rosji.
"Obrona ciągle powołuje się na tę publikację. Nie znamy jej. Czy można sądowi przybliżyć, kim są jej autorzy, na podstawie jakich prac wyciągane są wnioski? Czy są jakieś recenzje tej pracy, czy jest ona obiektywna?" — pytał przewodniczący składu sędziowskiego prowadzącego sprawę Rusłana Achmetszyna. Pytania kierował do cztererch historyków, których na potrzeby procesu powołał jako ekspertów.
W ten sposób sąd zareagował na przywoływane przez obronę fragmenty książki "Białe plamy — Czarne plamy. Sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich".
To opracowanie, które powstało w wyniku prac Polsko-Rosyjskiej Grupy do Spraw Trudnych powołanej przez rządy obydwu krajów w 2002 roku. Zgodził się na to osobiście sam Władimir Putin. Książka zredagowana została przez współprzewodniczących grupy — Adam Daniela Rotfelda i Anatolija Torkunowa.
— Przecież tej pracy nikt nie skasował. Mówiłem sądowi: dołączmy to opracowanie do dowodów. To jest opinia, która musi być podstawą sprawy — podkreśla Sidorow. — Powołani przez sąd historycy próbowali jednak zdewaluować pracę. Twierdzili: "są różne opinie".
Jeden z ekspertów, Andriej Wiktorowicz Riepniewski, profesor Północnego Uniwersytetu Federalnego, tak zeznawał pod przysięgą o wkroczeniu Armii Czerwonej do Polski:
"Bardziej skłonny jestem sądzić, że było to — oficjalnie "kampania wyzwoleńcza" — wyzwolenie wschodniej [w rzeczywistości zachodniej — red.] Białorusi i wschodniej Ukrainy. Faktem jest, że były to części terytoriów rosyjskich. Zgodnie z traktatem ryskim z 1921 r. w wyniku nieudanej wojny radziecko-polskiej przeszły do Polski".
— Gołym okiem widać, jak Rosja manipuluje historią. Rusłan Achmetszyn w ubiegłym roku mówił do znajomych: "Chłopaki, zachowaliśmy się źle, nie wolno nam o tym zapomnieć, porozmawiajmy, aby to się nie powtórzyło". Powiedział to niczym prorok, bo po 24 lutego 2022 r. widać, że nie jesteśmy ubezpieczeni przed powtórzeniem scenariusza "kampanii wyzwoleńczej" — mówi Sidorow.
Zdziwienia zeznaniami ekspertów nie ukrywa również Olga Szkolina, przyjaciółka Rusłana, która przyglądała się rozprawie:
— To mówią osoby, które wykładają na rosyjskich uniwersytetach, mają tytuł profesora. A polegają na pseudonaukowych faktach. Przecież Rada Najwyższa ZSRR jeszcze w 1990 roku uznała, że ZSRR zaatakował Polskę! Sam ZSRR uznał swoją odpowiedzialność!
"NORMALNY ELEMENT STOSUNKÓW MIĘDZYNARODOWYCH"
Zdaniem zeznających ekspertów jasna nie jest także kwestia zbrodni katyńskiej.
Riepniewski zeznawał tak: "Polacy przypisują nam egzekucję wszystkich oficerów, którzy byli jeńcami wojennymi. [...] Nie ma dowodów na to, że to my strzelaliśmy. Wielu historyków uważa, że istniały dowody na to, że to naziści użyli odpowiedniej broni, niemieckiej. […] Nie można twierdzić, że Katyń jest w całości wynikiem egzekucji dokonywanych przez bolszewików czy władze sowieckie. Co więcej, w pobliżu znajdował się obóz pionierów, obok którego nie można było ich [polskich żołnierzy - red.] rozstrzelać. [...] To sprawa, którą sprowokowali sami Polacy. Polacy, zwłaszcza w obecnej sytuacji, twierdzą, że to wszystko zrobił Związek Radziecki".
Inny specjalista, Igor Gostiew, Kierownik Wydziału Historii Wojskowości w Archangielskim Muzeum Krajoznawczym, twierdził przed sądem, że "istnieje kilka różnych opinii na temat zbrodni katyńskiej, które są ze sobą sprzeczne […]. Trybunał Norymberski uznał, że to Niemcy dokonywali egzekucji [w rzeczywistości nie uznał Niemców za winnych, ale też winnych nie wskazał — red.]. Tam są rozstrzelani i Rosjanie. Jednoznaczna ocena Katynia jest tak samo niemożliwa, jak i ocena miejsca egzekucji "Mchi" w Archangielsku, gdzie rozstrzeliwali zarówno biali, jak i czerwoni".
"Wciąż są pytania do strony rosyjskiej o zbrodnię katyńską. W żadnym razie nie osiągnięto konsensusu" — mówił z kolei Artiom Agiejew, nauczyciel historii i WOS. O defiladzie Wehrmachtu i Armii Czerwonej w Brześciu Agiejew zeznawał tak: "Słyszałem, że była taka parada, ale dla mnie to dziwne".
"Nie było takiej parady. Faszyści weszli dalej, niż powinni, na terytorium Polski, które powinno należeć do nas. Były starcia. Hitler postanowił wycofać wojska. To nie była parada, to my przyjmowaliśmy fakt odejścia ich wojsk. […] To nie jest "parada". To słowo, podobnie jak "pakt" [Ribbentrop-Mołotow — red.], zostało wprowadzone w celu szerzenia propagandy antysowieckiej" — twierdził wprost Repniewski.
"Fakt ten miał miejsce, po zakończeniu działań wojennych. Kraje zorganizowały wspólną paradę jako normalny element stosunków międzynarodowych" — opowiadał o tym samym wydarzeniu Igor Gostiew.
"Według sondaży zdecydowana większość Polaków jest przekonana, że Polska została wyzwolona przez wojska amerykańskie i polskie w latach 1944-45. Teraz zburzą wszystkie pomniki z grobami naszych żołnierzy i na pewno nie będą mieli wątpliwości" — mówił Roman Bołdyriew, profesor Wydziału Historii Świata. — "Między naszymi historykami a historykami Europy Zachodniej jest bardzo duża różnica. Na Zachodzie nie ma wyraźnego rozdziału między historią a naukami politycznymi. Jakość ich pracy jest zupełnie inna, powtarzają książki, są zbyt leniwi, by pracować w archiwach. Politolog może wymyślić z głowy dowolne fakty".
— W akcie oskarżenia wszystko było krzywe i niezdarne. Zeznania historyków bywały wręcz sprzeczne — ocenia mecenas Sidorow. — Zaczęliśmy więc wypytywać tych ekspertów o wszystkie sformułowania i o okupację Polski. Kiedy zaczęli mijać się z prawdą, jeden z nich powiedział, że za granicą w ogóle nie ma historii. W tej sytuacji chcieliśmy powołać dwóch swoich historyków, którzy byli specjalistami od Polski. Sąd nie przyjął tego wniosku.
Zdaniem Sidorowa, sąd powołał tylko tych, którzy powiedzą "to, co trzeba".
Nauczycielka historii Marina Feldt była studentką dwóch z obecnych na rozprawie profesorów.
— Miałam z tymi ludźmi świetne relacje, pełne szacunku, bardzo ciepłe. Jeden z nich dzięki swojej charyzmie spowodował, że wybrałam kierunek "historia". Nie pamiętam ani jednego negatywnego epizodu w ciągu studiów, który byłby z nimi związany. Na wykładach nigdy nie przyłapaliśmy ich na takich rzeczach, jak zaprzeczanie zbrodni katyńskiej — wspomina Feldt.
Niemniej jeden z historyków, prof. Riepniewski, kilka lat temu opowiadał się za pomysłem wzniesienia pomnika Stalina w Archangielsku [pomnik stanął na stacji benzynowej za centrum handlowym, gdzie nikt go nie widzi — red.].
— To coś mówi o jego osobowości. Szczerze wierzy i uważa zasługi Stalina za wystarczająco znaczące. Andrieja Wiktorowicza ranią słowa, że Związek Radziecki działał jako sojusznik nazistowskich Niemiec. Pewnie, dla niego była to też kwestia osobista — ocenia Feldt.
Dla zrozumienia postawy prof. Riepniewskiego bardziej przydatne jest obecne miejsce jego pracy.
— Jest teraz członkiem Wszechrosyjskiej Komisji ds. Przygotowania podręczników szkolnych. To tacy ludzie przepisują teraz szkolne podręczniki. Zapytaliśmy go nawet w sądzie: tu, w podręczniku, jest przecież napisane czarno na białym, że ZSRR zaatakował Polskę! Pewnie, zmienią niedługo — śmieje się mec. Sidorow, ale to gorzki śmiech.
— Eksperci doskonale zdawali sobie sprawę, że wyrok będzie motywowany politycznie. Mieli świadomość, że Rusłan pójdzie siedzieć w przypadku potwierdzenia przez sąd jego "winy" — podkreśla Feldt.
OJCIEC OSKARŻA SYNA
Rusłan Achmetszyn, który pójdzie siedzieć za post o historii Polski w latach 90. był biznesmenem. Później współpracował z miejscowym deputowanym putinowskiej "Jednej Rosji".
— Ale zobaczył od środka, co to za partia, i przeszedł do drużyny Aleksieja Nawalnego. Zainteresował się jego działalnością. Od 2019 roku pracował jako fotograf i filmowiec w biurze. Był aktywny w mediach społecznościowych. Nagłaśniał choćby protest przeciwko budowie wielkiego wysypiska śmieci w Sziesie — opisuje Szkolina.
Sprawa zyskała duży rozgłos. W 2020 roku rezygnację w związku z protestem złożyli jednocześnie gubernatorzy obwodu archangielskiego i Republiki Komi. A w roku 2021 władze w ogóle wycofały się z pomysłu.
— To był pierwszy ekologiczny protest w Rosji, który osiągnął swój cel — podkreśla Feldt. — Widać było, że sprawa denerwuje Moskwę. Kiedy przybyli śledczy federalni, mówili dosadnie: "mamy dość waszego protestu, przez to nie mamy wysypiska". To był bardzo niebezpieczny precedens. Widać było, że nas nie lubią, że ich denerwujemy, bo coś nam wychodzi.
To wtedy rozpoczęły się represje wobec organizatorów protestu, także Rusłana Achmetszyna. Sprawy wymyślano pod byle pretekstem. Na przykład Andriej Borowikow, koordynator biura Nawalnego w Archangielsku, został uwięziony na 2,5 lata za "pornografię" — miało nią być opublikowanie nagrania "Rammstein".
— Rusłana potraktowano w ten sam sposób. Znaleziono komentarze, pod które można było podciągnąć jakąś sprawę — uważa Feldt.
— Rusłan to bardzo oczytana osoba. Jest przy tym bezkompromisowy, a to zawsze irytowało władze. Bardzo nie lubi też zwolenników Związku Radzieckiego. Nie podobała mu się ta część społeczeństwa rosyjskiego, która nie umie samodzielnie myśleć i potrzebuje do tego lidera — dodaje Szkolina. — A jego rodzice to z kolei stuprocentowi putiniści. Dla nich Putin to car i bóg, bo podobno uratował Rosję, zakończył wojnę w Czeczenii.
Szamil, ojciec Rusłana, był świadkiem na procesie syna. Świadkiem oskarżenia.
Zdaniem 74-letniego emeryta Szamila Achmetszyna, Rusłan został "zarażony ideologią" za pośrednictwem rosyjskich opozycyjnych polityków i mediów.
"Są ludzie, których w ogóle nie można słuchać, ani Nawalnego, ani Newzorowa, to w ogóle faszyzujący człowiek, ani Echa Moskwy, gdzie pozwala się ludziom na stwierdzenia, że Leningrad należało oddać Niemcom, aby uratować życie mieszkańcom. Jak można czegoś takiego w ogóle słuchać?" — oceniał w czasie rozprawy Szamil.
— Ojciec Rusłana wyraził pełne poparcie dla "polityki partii". Pozostaliśmy więc tylko my, jego przyjaciele, przygotowujemy dla Rusłana paczki — dodaje Szkolina, która zachęca do pisania listów do Rusłana.
Z Polski można to zrobić poprzez stronę organizacji pozarządowej "RosUznik", wybierając wśród adresatów "АхметшинРусланШамильевич".
— Rusłan znajduje się w obcym dla siebie otoczeniu. Dlatego komunikacja z ludźmi o podobnych poglądach jest ważna, aby nie zniechęcił się, nie rozczarował. Ale pisać warto neutralnie, żeby nie narazić go na zarzuty o bycie jakimś agentem — apeluje Szkolina. — Lepiej unikać mówienia o wojnie i polityce.
"Memoriał" uznał Achmetszyna za więźnia politycznego.
Igor Isajew dla Wirtualnej Polski