Tak pokazują szczyt NATO w Rosji. "Upadłe nadzieje", "plan wojny na pełną skalę"

Porażka Kijowa, rusofobiczna paranoja NATO i możliwy atak na Królewiec - tak rosyjskie i białoruskie media relacjonują trwający w Wilnie szczyt NATO. Moskiewskie ośrodki propagandowe posunęły się także do stosowania gróźb wykorzystania broni jądrowej.

Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i szef NATO Jens Stoltenberg
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski i szef NATO Jens Stoltenberg
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/EPA/FILIP SINGER
Adam Zygiel

Wiele informacji podawanych przez rosyjskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską.

11 lipca w Wilnie rozpoczął się szczyt NATO. Tuż przed jego rozpoczęciem poinformowano, że turecki parlament zajmie się sprawą przyjęcia Szwecji do NATO, co wcześniej blokowała Ankara. Rozmowy liderów państw członkowskich Sojuszu i ich partnerów zdominował temat przyszłości relacji z Ukrainą.

Mówiono także o przyjęciu Ukrainy do Sojuszu. Wołodymyr Zełenski krytykował jednak niepewne stanowisko w tej sprawie. "To bezprecedensowe i absurdalne, gdy nie określono ram czasowych ani zaproszenia, ani członkostwa Ukrainy" - napisał w mediach społecznościowych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rosjanie o "upadłych nadziejach Kijowa"

Brak jednoznacznego planu NATO wywołał radość wśród rosyjskich propagandystów. Tabloid "Komsomolskaja Prawda" napisał o "upadłych nadziejach Kijowa".

"Zełenski nie miał innego wyjścia, jak przyznać, że nikt nie zamierza przyjąć Ukrainy do NATO. I wybuchł złością w mediach społecznościowych, nazywając to, co się dzieje, absurdem" - napisano.

Rosyjskie medium stwierdziło także, że kraje NATO nie mają pieniędzy na podniesienie wydatków wojskowych i zmuszone są do "cięcia wydatków na programy rozwojowe i społeczne".

Propagandyści zwrócili także uwagę na stosunek NATO wobec Chin. W komunikacie ze szczytu stwierdzono, że "ambicje i represyjna polityka stanowią wyzwanie dla interesów, bezpieczeństwa i wartości, a Chiny stanowią 'wyzwania systemowe' dla Sojuszu".

"Komsomolskaja Prawda" stwierdziła więc, że to znak, iż "kwestia chińska" będzie nowym celem Paktu. "Sprowokowawszy kolejny konflikt w Europie Wschodniej, NATO skupiło się na regionie azjatyckim" - napisano w medium kraju, który zaatakował zbrojnie swojego sąsiada.

Propaganda: NATO bez Rosji jest jak bajka o zającach bez wilka

W innym tekście opublikowanym na łamach "KP" rosyjski ekspert wojskowy Wiktor Baraniec stwierdził, że NATO podczas szczytu opracowuje "plan wojny na pełną skalę w Europie". Przekonuje on, że NATO musi straszyć Rosją, by w ogóle zachować sens swojego istnienia. "NATO bez rosyjskiego zagrożenia jest jak bajka o zającach bez wilka i niedźwiedzia" - napisał.

Autor oskarżył też - jak to zwykle w propagandzie Rosji - Stany Zjednoczone, że używa tego strachu, by "pompować sojuszników swoją bronią, umożliwiając amerykańskiemu przemysłowi zbrojeniowemu uzyskiwanie gigantycznych super dochodów".

Baraniec stwierdził, że potencjał sił lądowych NATO przekracza 4 miliony ludzi, ale to nie oznacza, że "Rosja nie będzie w stanie oprzeć się wojskom Sojuszu". 

"Co mówi nasza zaktualizowana doktryna nuklearna? Jeżeli w przypadku ataku wroga, nawet przy użyciu broni konwencjonalnej, zagroziłoby to suwerenności i integralności terytorialnej Rosji, zastrzegamy sobie prawo do odpowiedzi, w tym użycia broni jądrowej. NATO może rozmieszczać wojska na naszych granicach ile chce, ale jest mało prawdopodobne, że będzie chciało zostać bez głowy" - przekonywał rosyjski ekspert.

Białoruska agencja BiełTA z kolei przekonywała, że pierwszy dzień szczytu zakończył się "rozczarowaniem Ukrainy". "Na wileńskim szczycie nie otrzymała zaproszenia ani harmonogramu przystąpienia do Sojuszu" - napisano.

Rosyjski politolog straszy atakiem na Królewiec

Na uwagę zasługuje także wywiad z politologiem Nikołajem Mieżwiewiczem z uniwersytetu w Petersburgu. Jeszcze przed szczytem NATO przekonywał, że poszerzenie NATO oznacza okrążenie obwodu królewieckiego i bezpośrednie zagrożenie dla regionu.

- Jak można się temu przeciwstawić? Tylko taktyczną bronią jądrową. Czy jest w obwodzie królewieckim? Nie wiemy. Ale jest w Republice Białorusi. Atak na obwód królewiecki można przeprowadzić najprawdopodobniej ze świadomością, że nastąpi konflikt globalny, a przynajmniej regionalny, którym zainteresowane są pewne środowiska w Polsce i krajach bałtyckich, przede wszystkim na Litwie - mówił.

Stwierdził, że do konfliktu mogą doprowadzić "prowokacje". Wskazał na sytuację z rakietą, która spadła pod Bydgoszczą. Politolog przekonywał, że jest to polski pocisk, tylko Warszawa przekonuje, że jest to rosyjska rakieta wystrzelona z Kaliningradu (nie ma takich doniesień, to propagandowe relacje - red.).

- Polacy i w mniejszym stopniu Litwini mogą też donieść o jakimś wrogim ataku z Królewca w związku z obecnością niektórych grup wojskowych lub paramilitarnych. A potem udowodnij, że nie było inwazji - mówił Mieżwiewicz.

Czytaj więcej:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ukrainarosjanato
Wybrane dla Ciebie