Tak PiS zmieni samorządy. Jarosław Kaczyński: teraz to jest fikcja
Dwukadencyjność nie jest jedynym pomysłem Prawa i Sprawiedliwości na rewolucję w samorządach. Jarosław Kaczyński zapowiada zwiększenie uprawnień kontrolnych rad wobec wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. - Teraz te uprawnienia są na granicy fikcji - ocenił prezes PiS w rozmowie z Radiem Białystok. Co na to samorządowcy?
17.02.2017 | aktual.: 17.02.2017 12:36
Kaczyński, kontynuując objazd kraju w ramach mobilizacji członków partii przed walką w wyborach samorządowych, podkreślił, że polskie "miasta i gminy potrzebują przewietrzenia", ale i zmian w układzie sił u władzy.
Zapewnił też, że dobrzy samorządowcy wcale nie muszą się obawiać o swoją przyszłość, jeśli zmiany ordynacji wykluczą ich z wyborów z powodu dwóch kadencji. - Ktoś kto był bardzo dobrym wójtem czy burmistrzem może zostać starostą, wicestarostą czy marszałkiem. Jest też centrala w Warszawie i miejsca w parlamencie, stanowiska w różnych instytucjach. Dla ludzi uczciwych i dobrze przygotowanych miejsca w Polsce starczy, bo my ich mamy niestety za mało, a nie za dużo - mówił lider partii rządzącej.
"Trzeba przewietrzyć"
Prezes PiS jasno też przedstawił swój cel, którym ma być walka z "zastaniem się układów na poziomie miasta i gminy". - To nie działa dobrze i nie służy obywatelem. Samorząd staje się związkiem osób, które funkcjonują nie tylko w samorządzie, ale także w administracji rządowej czy często też w wymiarze sprawiedliwości. Samorząd staje się korporacją ludzi, którzy rządzą. Musimy robić wszystko, aby takie korporacje nie powstawały - uzasadniał konieczność zmian Kaczyński.
- Jeśli Trybunał Konstytucyjny nam pozwoli zwiększymy siłę obywateli w domach. Planujemy zwiększenie uprawnień kontrolnych rad gminnych i miejskich wobec prezydentów, burmistrzów i wójtów - zapowiedział i przywoływał rozmowy z radnymi. - "Teraz nadzór jest fikcją. Prezydent robi co chce"- słyszałem od przewodniczącego jednej z rad - podkreślał Kaczyński.
Co może radny?
Co oznacza zwiększenie roli rad w praktyce? Dużo mniejszą swobodę w zarządzaniu miastami przez prezydentów i burmistrzów oraz gmin przez wójtów. Większą część swoich decyzji w sprawach finansowych, organizacyjnych, ale i politycznych musieliby uzgadniać z radnymi podczas głosowań na sesji. To z kolei może oznaczać, że na lokalny grunt przeniosą się też konflikty polityczne z ogólnopolskiej debaty, niekoniecznie w interesie mieszkańców.
To minusy takiego rozwiązania, ale niewykluczone, że jego zwolenników i tak jest w Polsce lokalnej więcej niż przeciwników. Z postulatem prezesa PiS zgodzą się jednak nie tylko jego zwolennicy polityczni. Wiele polskich miast i gmin doświadczyło bowiem po reformie samorządowej w 1990 roku władzy lokalnych kacyków różnej maści. Nie dość, że dbali oni tylko o swoje interesy, ale w imię walki o głosy przy urnach - z rozmysłem i świadomością populizmu tych działań - potrafili też gigantycznie zadłużać gminy na kilka albo nawet kilkanaście lat, rozpoczynając zupełnie nieprzemyślane inwestycje.
- Nie przeczę, że nadzór rady powinien być zwiększony. Powinno na tym też zależeć każdemu prezydentowi czy wójtowi, który uważa, ze działa zgodnie z prawem, bo wtedy będzie miał legitymizację tej pracy - mówi w rozmowie z WP Piotr Lachowicz, szef klubu radnych Platformy Obywatelskiej w Nowym Sączu - klubu opozycyjnego wobec prezydenta miasta z PiS Ryszarda Nowaka.
"Potrzeba dyskusji"
- Nie można problemu personalizować i wprowadzać zmian z myślą o konkretnych osób. Tu chodzi o właściwe ustawienie kompetencji między władzą uchwałodawczą i wykonawczą w samorządach - wyjaśnia Robert Kujawski rady PiS ze Słupska, którego pytamy o współpracę z prezydentem tego miasta Roberta Biedronia po ewentualnych zmianach.
Kujawski przypomina, że kiedy wprowadzano wybór bezpośredni prezydentów, burmistrzów i wójtów to nie zmieniono w pełni ustawy z 1991 roku, która nadal dostosowana jest do poprzedniego rozwiązania, kiedy władze miasta wybierali radni. - Te relacje są zaburzone. Radni uchwalają np. budżet, ale przez cały rok nie mogą wnosić do niego poprawek i reagować na potrzeby mieszkańców. To jest chore - podkreśla samorządowiec z PiS.
Również Piotr Lachowicz z PO wskazuje na problem zapisów ustawy. Jego zdaniem należy wręcz powrócić do wyboru prezydenta czy wójta przez członków rad miejskich czy gminnych. - Wskazywał zresztą na to raport profesora Jerzego Hausnera o stanie samorządności terytorialnej w Polsce. W samorządach słychać też apele o powrót do kilkuosobowych zarządów miast. Trzeba o tym rozmawiać - mówi radny Platformy.