Tajemnicza śmierć Grażyny K. z Borzęcina. Nowe fakty w sprawie

Mąż Grażyny K. i jej siostra zidentyfikowali swoją bliską po biżuterii i tatuażu na ciele kobiety. Policja okazała im zdjęcia, żeby nie przysparzać rodzinie bólu i szoku. Przy zwłokach kobiety śledczy znaleźli przedmiot, który może być kluczowy dla sprawy - dowiedziała się Wirtualna Polska.

Poszukiwana od dwóch miesięcy Grażyna K. nie żyje
Źródło zdjęć: © Facebook.com

W czwartek policjanci wyłowili zwłoki kobiety z rzeki Uszwica w miejscowości Bielcza. To kilka kilometrów od Borzęcina, skąd pochodzi Grażyna K.

35-latka zaginęła na początku stycznia. Pisaliśmy o tym TUTAJ.

W niedzielę mąż Grażyny, Czesław K. przyjechał z Londynu wraz z 5-letnim synkiem Patrykiem, żeby zidentyfikować zwłoki swojej żony. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, policja okazała mu w poniedziałek zdjęcia, bo ciało zostało znalezione w rzece ponad dwa miesiące po zaginięciu jego żony i identyfikacja była trudna.

Samochód Czesława K, którym przyjechał z Londynu, został sprawdzony przez policję. Mężczyzna ponownie składał w poniedziałek wyjaśnienia w krakowskiej prokuraturze.

"Nie znaleziono pieniędzy"

Z Włoch przyjechała też siostra Grażyny i ich ojciec. Rodzina rozpoznała ciało Grażyny K. po charakterystycznych kolczykach, biżuterii i tatuażu. Nie znaleziono przy niej torebki i pieniędzy, które miała zabrać z domu, według relacji męża - 50 tys. zł.

Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, przy zwłokach kobiety były tylko papierosy, 20 zł i ładowarka do telefonu. Policja znalazła jednak przy ciele Grażyny K. przedmiot, który może być kluczowy w rozwiązaniu zagadki jej tragicznej śmierci. Śledczy nie chcą zdradzić, o jaki przemiot chodzi. Wiadomo tylko, że we wtorek policja będzie prowadziła czynności w Borzęcinie i w rejonie znalezienia zwłok 35-latki.

"Chciała uciec"

- W naszej ocenie kobieta chciała opuścić rodzinę. Mieliśmy za zadanie sprawdzić, czy ktoś jej tego nie umożliwił. Po to pojechaliśmy do Londynu i przekazaliśmy nasze ustalenie policji - powiedział Wirtualnej Polsce Bartosz Weremczuk, z agencji detektywistycznej Weremczuk&Wspólnicy, którzy zajmują się tą sprawą na prośbę rodziny.

Prokuratura zleciła sekcję zwłok kobiety, która wyjaśni, w jakich okolicznościach doszło do śmierci Grażyny K.

Jak zaginęła matka 5-latka?

Grażyna K. do Borzęcina przyleciała 3 stycznia. Jej mąż i dziecko już tam byli, przyjechali na święta w grudniu. Ona nie chciała z nimi jechać, twierdziła, że ma umówione badania i dotrze później. Jak wynika z relacji Czesława K., żona poinformowała go 2 stycznia, że potrzebuje 15 tys. funtów i przyleci do Polski za dwa dni. Jednak zmieniła zdanie i trzeciego stycznia odebrał ją z lotniska.

- Zaproponowała mi, że przepisze działkę i nasz dom, za pieniądze - twierdzi Czesław K. - Zgodziłem się. W domu miałem 50 tys. zł przeznaczonych na kostkę brukową dodaje. Tego dnia pojechali do notariusza, który jednak nie przepisał gruntu i domu ze względu na brak wymaganych dokumentów.

- Około godz. 21.00 żona wykąpała synka i poszliśmy razem spać. Nie mówiła, że idzie spać do ojca - twierdzi mąż Grażyny K.

Rozbieżne relacje

Zupełnie co innego wynika z korespodencji między Grażyną K. a Sardarem, jej bliskim przyjacielem. To on, po zaginięciu kobiety, wyznaczył na Facebooku nagrodę w wysokości 100 tys. za wskazanie jej miejsca pobytu, jednak szybko skasował swój post. Kobieta około godz. 20.00 napisała mu, że po uśpieniu syna "idzie do ojca".

Jak wynika z relacji męża, obudził się 4 stycznia około godz. 8.30 i żony nie było w domu. Nie było również pieniędzy - 50 tys. zł, które miał jej przekazać za przepisanie domu na jego własność. "Wyświetliła mi się wiadomość od żony - zobaczymy się w Londynie" - twierdzi Czesław K.

Jak relacjonuje mąż, tego dnia kilka razy był u teścia, a ten albo mu nie otwierał drzwi albo twierdził, że nie wie, co się stało z jego córką. Czesław wyjechał do Londynu następnego dnia około godz. 1.30 w nocy. Dotarł do domu 5 stycznia i tam zgłosił zaginięcie żony na policji.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Chore krowy w Danii. "Krążą dezinformacje"
Chore krowy w Danii. "Krążą dezinformacje"
"Do zobaczenia Karolku". Groźby z bronią wobec prezydenta RP
"Do zobaczenia Karolku". Groźby z bronią wobec prezydenta RP
Korei Płn. przestaje zależeć na Putinie. Ujawniono, co wysyłają do Rosji
Korei Płn. przestaje zależeć na Putinie. Ujawniono, co wysyłają do Rosji
Olbrzymie straty Rosji. Tysiąc żołnierzy na dobę
Olbrzymie straty Rosji. Tysiąc żołnierzy na dobę
Śmiecili na cmentarzu. Ksiądz pokazał ich zdjęcia
Śmiecili na cmentarzu. Ksiądz pokazał ich zdjęcia
Polska podzielona na pół. Pod osłoną nocy spadnie pierwszy śnieg
Polska podzielona na pół. Pod osłoną nocy spadnie pierwszy śnieg
Nie miała biletu, wyciągnęła nóż. Kobieta dalej bez zarzutów
Nie miała biletu, wyciągnęła nóż. Kobieta dalej bez zarzutów
Dziesiątki tysięcy bomb i dronów. Rosja podkręca tempo
Dziesiątki tysięcy bomb i dronów. Rosja podkręca tempo
Awantura w restauracji. Poszło o system kaucyjny
Awantura w restauracji. Poszło o system kaucyjny
Ostrzeżenie ambasadora. "Przeciwnicy testują naszą uważność"
Ostrzeżenie ambasadora. "Przeciwnicy testują naszą uważność"
Trump przyznał, że nie poradził sobie ws. Ukrainy. "Myślałem, że to będzie łatwiejsze"
Trump przyznał, że nie poradził sobie ws. Ukrainy. "Myślałem, że to będzie łatwiejsze"
Działo się w nocy. Trump zapowiada próby jądrowe
Działo się w nocy. Trump zapowiada próby jądrowe